download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Gerber Michael Barry Trotter. Tom 3 Barry Trotter I Końska Kuracja
- Cykl Gwiezdne Wojny Młodzi Rycerze Jedi (04) Miecze świetlne (M) Kevin J.Anderson & Rebecca Moesta
- HT105. Schuler Candace Cykl Dynastia z Hollywood 02 Jeszcze jeden śliczny chłopiec
- Cykl Gwiezdne Wojny Uczeń Jedi (03) Ukryta Przeszłość (M) Jude Watson
- 28. Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik Tom 28 Sekret alchemika Sędziwoja
- Bujold Lois McMaster Cykl Barrayar 01 Strzępy honoru
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (06) Dziedzictwo zła
- Margit Sandemo Cykl Opowieści (24) Białe kamienie
- Deveraux Jude Cykl James River 02 Oszustka
- Krystyna Siesicka Cykl Zapałka na zakręcie (2) Pejzaż sentymentalny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Delora nie miała zadowolonej miny.
- Nim wyjechaliśmy, Matka Spowiedniczka wymogła na mnie obietnicę, że nie
dopuszczę, byś został sam. Kazała mi baczyć, żeby obdarzeni magicznym darem zawsze byli
w pobliżu, na wypadek gdybyś ich potrzebował.
Abby również słyszała, jak Matka Spowiedniczka wydawała te polecenia. Gdy mijali
kamienny most, obejrzała się na Wieżę Czarodzieja i dostrzegła na wysokim wale obronnym
Matkę Spowiedniczkę obserwującą ich odjazd. Matka Spowiedniczka pomogła Abby, kiedy
ta bała się, że wszystko jest już stracone. Zastanawiała się, co też teraz będzie z tą kobietą.
Wtem uświadomiła sobie, że nie musi się nad tym zastanawiać. Przecież wiedziała.
Czarodziej puścił mimo uszu słowa czarodziejki.
- Abby też odeślę, gdy tylko jej pomogę. Nie chcę, by ktokolwiek był w pobliżu, kiedy
rzucÄ™ czar.
Delora złapała go za kołnierz i przyciągnęła ku sobie. Miała minę, jakby chciała go
zbesztać. Ale tylko go uściskała.
- BÅ‚agam ciÄ™, Zeddzie, nie pozbawiaj nas Pierwszego Czarodzieja w twojej osobie -
szepnęła.
Mężczyzna pogładził jej czarne włosy.
- Miałbym was wszystkich wydać Thomasowi? - zakpił. - Nigdy.
Pył wzbity przez kopyta konia Delory rozwiał się w zapadającym mroku. Zedd i Abby
schodzili ku rzece. Kobieta prowadziła go ścieżką wśród wysokich traw i sitowia, tłumacząc,
że tu są lepiej skryci niż na drodze. Rada była, że się nie upierał, by iść drogą. Wchodzili
w zarośla, a ona przyglądała się bacznie mrocznym cieniom to po jednej stronie ścieżki, to po
drugiej. Serce biło jej mocno. Trzask gałązki pod stopą sprawiał, że się wzdrygała.
I stało się to, czego się obawiała, o czym wiedziała, że się stanie.
Skądś wyskoczyła postać w długim okryciu z kapturem i odepchnęła ją na bok.
Zobaczyła błysk ostrza, kiedy Zedd pchnął napastnika w zarośla. Przykucnął i położył dłoń na
ramieniu leżącej w trawie Abby.
- Nie wstawaj - szepnÄ…Å‚ rozkazujÄ…co.
Na jego palcach zaczęło narastać światło. Przyzywał magię. Właśnie tego od niego
oczekiwali.
Azy paliły oczy Abby. Chwyciła czarodzieja za rękaw.
- Nie korzystaj z magii, Zeddzie. - Ból w piersi niemal uniemożliwiał jej mówienie. -
Nie...
Postać znów wyskoczyła z mroków panujących w zaroślach. Zedd wyrzucił dłoń
w górę. Błyskawica rozdarła noc i uderzyła w otuloną peleryną osobę.
To nie napastnik upadł - to Zedd krzyknął i zwalił się na ziemię. Skierowano przeciw
niemu to, czym chciał porazić wroga, i teraz cierpiał straszliwie. Nie mógł ani się podnieść,
ani odezwać. To dlatego chcieli, by przywołał magię - żeby mogli go pojmać.
Stojąca nad czarodziejem postać spojrzała gniewnie na Abby.
- Zrobiłaś, co do ciebie należało. Odejdz.
Abby czmychnęła w trawy. Napastnik odrzucił kaptur i zdjął pelerynę. Pomimo mroku
Abby dostrzegła długi warkocz i czerwony skórzany uniform. To była jedna z tych kobiet,
o których jej opowiadano - kobiet wykorzystywanych do chwytania ludzi z darem. To była
Mord-Sith.
Mord-Sith z satysfakcją patrzyła, jak leżący u jej stóp czarodziej wije się w strasz-
liwym bólu.
- No, no, no. Wygląda na to, że sam Pierwszy Czarodziej popełnił właśnie olbrzymi
błąd.
Skórzany uniform zatrzeszczał, kiedy pochyliła się nad leżącym mężczyzną, urado-
wana jego cierpieniem.
- Dostałam całą noc na sprawienie, byś żałował, że ośmieliłeś się nam przeciwstawić.
Rankiem pozwolę ci patrzeć, jak nasze wojska unicestwiają twoich ludzi. Potem mam cię z2-
ać do samego lorda Rahla, do człowieka, który nakazał zabić twoją żonę, żebyś mógł go
błagać, by rozkazał mi zabić także ciebie. - Kopnęła go. - Będziesz mógł błagać lorda Rahla
o śmierć i patrzeć, jak umiera twoja córka.
Zedd mógł jedynie krzyczeć z przerażenia i z bólu.
Abby odpełzła na czworakach głębiej w chaszcze. Przecierała oczy i usiłowała
patrzeć. Była przerażona widokiem tego, co zrobiono człowiekowi, który zgodził się jej
pomóc tylko dlatego, że odziedziczył dług wobec jej matki. A ci ludzie wymusili na niej
udział w tym wszystkim za cenę życia Jany. Kiedy się tak cofała, spostrzegła nóż upuszczony
przez Mord-Sith w chwili, gdy Zedd odepchnął ją w zarośla. Broń miała go tylko
sprowokować do działania - prawdziwym orężem była magia. Mord-Sith wykorzystała z2-
wko Zeddowi jego własną magię. Zrobiła to, żeby go powalić i pojmać. Teraz zaś
wykorzystywała ją, by go dręczyć.
Taka była cena. Abby na nią przystała. Nie miała wyboru.
Lecz jaki los szykowała innym?
Jak mogła ratować życie córeczki kosztem istnień tak wielu innych ludzi? Czy Jana
ma wyrosnąć na niewolnicę tych, którzy będą temu winni? Przy matce, która na to pozwoliła?
Dziewczynka dorastałaby, ucząc się bić pokłony Panisowi Rahlowi i jego służalcom, ucząc
się podporządkowywać złu lub, co gorsza, uczestniczyłaby chętnie w tym wszystkim, ponie-
waż nigdy nie zaznałaby smaku wolności i wartości honoru.
Abby wydawało się, że cały jej świat legł w gruzach.
Chwyciła nóż. Zedd jęczał z bólu, a Mord-Sith pochylała się nad nim i robiła mu coś
paskudnego. Abby - nim zdążyła zmienić zdanie - ruszyła ku kobiecie. Zabijała zwierzęta.
Powiedziała sobie, że teraz będzie podobnie. Bo to nie byli ludzie, lecz zwierzęta. Uniosła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]