download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 01 Zew księżyca
- Kotliński Roman Byłem księdzem 2 Owce ofiarami pasterzy
- Michalski A., O pochodzeniu i początkach kariery domu książąt Czartoryskich
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- Celmer Michelle 02 Książę i sekretarka
- Simmons Deborah Książę złodziei
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (06) Dziedzictwo zła
- Gjersoe Ann Christin Dziedzictwo 07 Wiatry przeznacz
- 674. Gordon Lucy Ocalone dziedzictwo
- Bailey Elizabeth Dziedziczka z nieprawego łoża
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fakt, że Henri pozwolił mi tak długo spać, oznacza, że nie było obciążających mnie wiadomości. Gdyby były,
wyciągnąłby mnie z łóżka i kazał się pakować.
Przewracam się na bok i wtedy chwyta mnie ból. Mam uczucie, jakby ktoś uciskał moją klatkę piersiową,
przygniatał mnie. Nie mogę wziąć pełnego oddechu. Kiedy próbuję, łapie mnie ostry ból. Ogarnia mnie strach.
Bernie Kosar chrapie zwinięty w kulkę przy moim boku. Na dzień dobry, żeby go obudzić, siłuję się z nim.
Najpierw pomrukuje, potem wciÄ…ga siÄ™ w zabawÄ™. Tak wyglÄ…da poczÄ…tek naszego dnia. Ja budzÄ™ chrapiÄ…cego przy
mnie psa. Jego machanie ogonem i wywieszony język natychmiast sprawiają, że czuję się lepiej. Mniejsza o ból w
piersi, mniejsza o to, co przyniesie dzień.
Przed domem nic ma furgonetki Henriego. Na stole jest kartka: Pojechałem do sklepu. Mędę o pierwszej".
Wychodzę na podwórze.
Boli mnie głowa, moje ramiona są czerwone i plamiaste od sińców, skaleczenia lekko obrzęknięte, jakby podrapał
mnie kot. Nie obchodzą mnie skaleczenia ani ból głowy, ani palące uczucie w piersi. Obchodzi mnie to, że ciągle
jestem w Ohio, że jutro pójdę do tej samej szkoły, do której chodzę od trzech miesięcy, i że dziś wieczorem spotkam
siÄ™ z SarÄ….
Henri wraca o pierwszej. Wygląda marnie, jak po całkiem nieprzespanej nocy. Po wyładowaniu zakupów idzie do
swojej sypialni i zamyka drzwi. Ja wychodzę z Berniem Kosarem na spacer do lasu. Próbuję biec i na początku daję
radę, ale po góra kilometrze ból jest silniejszy ode mnie i muszę się poddać. Dalej idziemy siedem kilometrów. Las się
kończy przy innej wiejskiej drodze, która przypomina naszą. Zawracamy do domu. Henri po naszym powrocie wciąż
jest w swoim zamkniętym pokoju. Siadam na ganku i drętwieję za każdym razem, kiedy przejeżdża jakiś samochód.
Ciągle myślę, że jeden z nich się zatrzyma, ale nie, nic się nie dzieje. Spokój, jaki czułem po przebudzeniu, kruszeje w
miarę, jak ubywa dnia. Paradise Gazette" nie drukują w niedzielę. Czy jutro będzie coś o pożarze? Chyba spodziewa-
łem się telefonu albo że pojawi się w drzwiach ten sam dziennikarz lub jeden z policjantów, żeby zadać więcej pytań.
Nie wiem, dlaczego tak się przejmuję jakimś drugorzędnym pismakiem, ale on był natarczywy - zbyt natarczywy. I
wiem, że nie uwierzył w moją bajeczkę. A jednak nikt do nas nie przychodzi. Nikt nie dzwoni. Nastawiam się na coś, a
kiedy to coś się nie zdarza, napływa strach, że lada moment zostanę zdemaskowany
Dojdę prawdy, panie Johnie Smith. Ja nigdy nie ustępuję", powiedział Baines. Korci mnie, by pobiec do miasta,
spróbować go znalezć i wyperswadować mu wszelką tego rodzaju prawdę, ale wiem, że to tylko nasiliłoby podejrzenia.
Mogę jedynie wstrzymać oddech i liczyć, że wszystko będzie dobrze.
Nie byłem w tamtym domu.
Nie mam nic do ukrycia.
***
Wieczorem wpada Sara. Idziemy do mojego pokoju i trzymam ją w ramionach, leżąc na wznak na łóżku. Z głową na
moim torsie i owiniętą wokół mnie nogą pyta, kim jestem, o moją przeszłość, o Lorien, o Mogadorczyków. Wciąż nie
mogę wyjść z podziwu, jak szybko i jak łatwo Sara we wszystko uwierzyła i jak to zaakceptowała. Odpowiadam
szczerze i dobrze się z tym czuję po tyłu kłamstwach, jakich dotychczas naopowiadałem. Ale kiedy rozmawiamy o
Mogadorczykach, nachodzi mnie strach. Martwię się, że nas znajdą. Ze to, co zrobiłem, może nas zdemaskować. Nie
żałuję i zrobiłbym to jeszcze raz, bo gdybym postąpił inaczej, Sara by nie żyła - ale boję się. Boję się też, co zrobi
Henri, jeśli się dowie. Choć nie biologicznie, w rzeczywistości jest moim ojcem. Kocham go i on kocha mnie, i nie
chcę sprawiać mu zawodu. Podczas gdy leżę tak z Sarą, stopniowo mój lęk osiąga nowe poziomy. Dręczy mnie, że nie
wiem, co przyniesie jutro - niepewność rozdziera mnie na pół. W pokoju jest ciemno. Migocząca świeca stoi na para-
pecie okiennym kilka kroków dalej. Oddycham głęboko, to znaczy tak głęboko, jak mogę.
- Dobrze siÄ™ czujesz? - pyta Sara. Otulam ja ramionami.
- Tęsknię za tobą.
- Tęsknisz? Przecież jestem tutaj.
- To najgorszy rodzaj tęsknoty. Kiedy ten ktoś jest tuż przy tobie, a ty i tak za nim tęsknisz.
- Opowiadasz jakieś głupstwa.
Przyciąga moją twarz do swojej i zamyka mi usta miękkim pocałunkiem. Chcę, żeby to trwało wiecznie. Nie chcę,
żeby przestała mnie całować. Dopóki to robi, wszystko jest w porządku. Wszystko jest dobrze. Gdybym mógł,
zostałbym w tym pokoju na zawsze. Zwiat może się obywać się beze mnie, bez nas. Tak długo, jak tylko możemy
trwać tu razem, w swoich ramionach.
- Jutro - mówię.
- Co jutro?
- Sam nie wiem. - Potrząsam głową. - Chyba się boję. Patrzy na mnie, nie rozumiejąc.
- Czego siÄ™ boisz?
- Nie wiem. Po prostu siÄ™ bojÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]