download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Gordon Dickson Dragon 06 The Dragon and The Djinn
- Gordon Dickson Dragon 03 The Dragon on the Border (v1.3)
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- Gordon R.Dickson Cykl Childe (3) Żołnierzu nie pytaj
- Gordon Abigail Druga milosc
- Dickson Gordon R. Dorsaj
- Gordon Dickson The Stranger
- A Singular Obsession 1 Making Her His Lucy Leroux
- Montgomery Lucy Maud Ania Z Avonlea 2
- Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem numerem cztery Lore Pittacus
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszka-misiu.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W silniku coś zgrzytnęło, a zaraz potem wszystko ucichło. Samochód odmówił
jazdy.
Zostań tu burknął pod nosem Jaryis i wyskoczył z auta. Meryl zrobiła to
samo. Podniósł maskę. Prosiłem, \ebyś została w środku.
Miałabym stracić okazję, by znowu przemoknąć do suchej nitki? Co się
stało?
Jaryis z irytacjÄ… machnÄ…Å‚ w stronÄ™ parujÄ…cego silnika.
Nie wiem, ale to ju\ kolejny raz. Na szczęście w Little Grands jest warsztat.
To ze dwa kilometry stÄ…d, prawda?
Co z tego, skoro samochód nie ruszy.
Mo\emy go popchać.
My?
Albo będziemy dalej uprzejmie konwersować, albo dopchniemy go do
warsztatu.
Ty chcesz pchać zapytał z niedowierzaniem.
Wolisz zaprząc psy rzuciła zgryzliwie.
Opamiętał się i przestał dyskutować. Stanął z tyłu d\ipa, Meryl oparła dłonie z
drugiej strony. Auto lekko drgnęło, wreszcie powoli zaczęło się toczyć.
Długo trwało, nim w oddali zamajaczyły zabudowania miasteczka. Oboje padali
ze zmęczenia.
Odpocznijmy zaproponował Jaryis, oddychając cię\ko.
Wymiękasz? sapnęła.
W porządku, mogę być mięczak Popatrzył na nią ze złością. Nie ka\dy
ma takie bicepsy jak ty.
Zaczęła się śmiać i krople deszczu wpadły jej do ust. Zakrztusiła się. Nie mogła
nabrać powietrza.
Spokojnie. Klepnął ją w plecy. Meryl zachwiała się i przywarła do
Jaryisa.
Ju\ dobrze wydusiła Mo\emy ruszać.
Nie musimy rzekł raznym tonem, wyciągając rękę i wskazując drogę, po
której zbli\ał się pojazd. To Mike, właściciel warsztatu. Ale nam się trafiło!
Robótka na kilka godzin oznajmił Mike, gdy dokładniej obejrzał silnik.
Wezwać wam taksówkę?
Nie, dzięki odparł Jaryis Ju\ zaczął się przypływ.
Ale ty jedz powiedział do Meryl Zadzwonię, by Ferdy zabrał cię łódką.
Potrząsnęła głową. Zęby jej szczękały.
Muszę się przebrać w suche rzeczy. Mam je w walizce.
Mike zaprowadził ją do pobliskiej gospody, gdzie Meryl poprosiła o pokój z
łazienką. Gorący prysznic i pyszna herbata od pani Helms, właścicielki
gospody, postawiły ją na nogi.
Na szczęście walizki okazały się szczelne. Wybrała gruby sweter i spódniczkę w
odcieniu zieleni, rozpuściła włosy, by szybciej wyschły. Gdy zeszła na dół,
właśnie przybył Jaryis.
Był przemoknięty na wylot. Pani Helms rozwiesiła je go kurtkę przy ogniu oraz
podała ręcznik, by wytarł mokrą czuprynę. Gdy skończył, podniósł głowę i
spostrzegł Mery!.
Jak się czujesz zapytał.
Zwietnie odparła. Oddała kubek gospodyni. Dziękuję, uratowała mi
pani \ycie.
Pani Helms zachichotała.
Jeszcze trochę, a ten deszcz by panią utopił.
To wszystko przez lorda Larne a. Co go zobaczÄ™, od razu jestem kompletnie
przemoczona. Coś w tym musi być.
Sama natura ciÄ™ ostrzega mruknÄ…Å‚ Jaryis.
Chcesz powiedzieć: Trzymaj się ode mnie z daleka . Tak?
Skoro wiesz, co chcę powiedzieć, to po co pytasz odparł l\ejszym tonem.
Co z samochodem?
Będzie gotowy przed następnym odpływem.
To znaczy kiedy zapytała nieufnie.
Odpływ zacznie się o drugiej w nocy. Widząc jej minę, dodał: Mo\e
jednak zamówię ci taksówkę?
Nie, ale mógłbyś postarać się o coś do jedzenia.
To ci siÄ™ nale\y. Zaraz poprosimy o coÅ› dobrego.
Za pięć minut przynoszę jedzenie pośpiesznie rzekła pani Helms.
UsiÄ…dzcie sobie przy ogniu.
Zmokłe psy wyciągnęły się przed kominkiem, rozkoszując się ciepłem. Meryl z
podziwem przyglądała się dębowym belkom na suficie. Gospoda z pewnością
liczyła sobie z kilkaset lat. Pochwyciła sceptyczne spojrzenie Jaryisa. Pewnie
znów uznał, \e Meryl zachowuje się jak w skansenie. Wolała zejść mu z oczu,
dlatego poszła do kuchni.
Szybko uświadomiła sobie, \e wpadła z deszczu pod rynnę. Gospodyni zwracała
się do niej z taką atencją, jakby miała przed sobą królewskiego gościa. Widać
plotki ju\ tu dotarły. Zabrała tacę z herbatą i wyszła.
Jaryis spal w fotelu przy kominku. Głowa opadła mu na bok.
Wreszcie mogła przyjrzeć mu się bezkarnie. Wydawał się znacznie starszy, ni\
był w istocie. Za du\o na niego spadło. Bruzdy biegnące do kącików ust, jak na
portrecie dziadka, sińce pod oczami. Pewnie zmartwienia nie dają mu spać,
domyśliła się. Poczucie odpowiedzialności cią\ącej na jego barkach i
świadomość własnej bezradności okazały się ponad jego siły.
Nic dziwnego, \e jest taki dra\liwy. Meryl ogarnęło współczucie. Próbuje się
bronić i ratować innych, lecz bez pomocy nie da sobie rady. A nie potrafi się o
nią zwrócić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]