download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 166 Małżeństwo z przymusu
- 1036. McMahon Barbara Weekend nad oceanem
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- Cartland Barbara Z piekła do nieba
- Cartland Barbara Niezwykła misja
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- Barbara Hannay Muzyka duszy
- C Lin Carter Conan barbarzyńca
- Lovecraft, H. P En las montanas alucinantes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszka-misiu.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarz ku chłodnym kroplom, po czym pociągnęła Jacka za
rękę. Ruszyli biegiem przez nagle opustoszałe ulice. Kiedy,
chichoczÄ…c jak wariaci, wpadli do hotelowego lobby, byli
przemoczeni do nitki.
S
R
Jack odgarnął ociekające wodą włosy z twarzy Kristy.
- Jesteś taka piękna.
- Ty też - wyszeptała bez tchu, wpatrując się w niego
ogromnymi oczami.
- Jak myśmy to zrobili, żeby wytrzymać bez siebie tak dłu-
go? - wyszeptał gorączkowo, głosem pełnym pożądania.
- Nie mam pojęcia - powiedziała drżącymi wargami.
Otoczył ją ramieniem i poprowadził przez lobby. Dopie-
ro po chwili się zorientowała, że nie idą do windy, lecz do-
okoła, w stronę patia z basenem, gdzie pływali pierwszego
wieczoru.
- Chcesz, żebyśmy zrobili to w przebieralni? - spytała,
zdezorientowana.
Nie odpowiedział, tylko mocniej przycisnął ją do sie-
bie. Kiedy się znalezli koło fontanny otoczonej kwitnącymi
drzewkami pomarańczy, zatrzymał się i spojrzał je} w oczy.
- Nie chcę, żeby to się skończyło.
- Co? Droga do naszego pokoju?
Potrząsnął głową rozbawiony, ale zaraz spoważniał.
- Ty i ja. Nie chcę, żeby to, co jest między nami, się skoń-
czyło.
- Nie rozumiem. - Zmarszczyła brwi.
Bez słowa skinął głową w stronę łukowato sklepionych
drzwi, otoczonych donicami kipiącymi od kwiatów. Kristy
spojrzała we wskazanym kierunku. Była to hotelowa kaplica.
- Wyjdz za mnie, Kristy.
Zamarła.
S
R
- Co?!
Nie spuszczał wzroku z jej twarzy. Wszystko zależało od
tego, czy znajdzie teraz właściwe słowa. Zatonął spojrzeniem
w jej szafirowych oczach i nagle poczuł, że nie musi się zasta-
nawiać. Słowa popłynęły same.
- Czy miałaś kiedykolwiek uczucie, że jesteś czegoś abso-
lutnie pewna?
Zamrugała powiekami i potrząsnęła głową, jakby podej-
rzewała, że ulega halucynacjom. Skoro jednak z nią było
wszystko w porządku, to znaczyło, że on zwariował. Pragnę-
li się, to fakt. Ale nie żyli w dziewiętnastym wieku. Nie mu-
sieli brać ślubu, żeby pójść do łóżka.
- Właśnie teraz doświadczam tego uczucia - usłyszała je-
go gardłowy głos. - Nigdy nie byłem niczego bardziej pe-
wien. Nas dwoje...
- Nas dwoje - wpadła mu w słowo - będzie zaraz upra-
wiać dziki seks.
- O, tak - powiedział. - Zaraz, jutro, zawsze. Wyjdz za
mnie, Kristy.
- Nie!
- Posłuchaj...
Potrząsnęła głową. Nie mogła pozwolić, żeby ją też opa-
nowało to szaleństwo, nawet jeśli perspektywa kochania się
z Jackiem bez wytchnienia, aż do póznej starości, była bar-
dzo nęcąca. Kiedy kolejna błyskawica przecięła niebo, a po-
tem nad nimi przetoczył się huk grzmotu, poczuła jeszcze
wyrazniej, że dzielą moment niezwykłej intymności, ukry-
S
R
ci przed deszczem w mroku tropikalnego ogrodu. Latarnie
lśniły tajemniczo w unoszącej się nad wodą mgle.
- Nie mogę zaprzepaścić tej szansy - powiedział Jack gło-
sem drżącym od emocji. - Nie mogę pozwolić ci odejść.
Zmarszczyła brwi. Czy to możliwe, żeby mówił serio?
- AÄ…czy nas coÅ› wyjÄ…tkowego, Kristy.
Kiedy wyciągnął rękę i pogładził palcami jej policzek, po-
czuła, że coś dławi ją w gardle. Tak, miał całkowitą rację. To
było coś wyjątkowego.
- Czy kiedykolwiek - zaczął, zamykając oczy, jakby chciał
zebrać myśli - czy kiedykolwiek doświadczyłaś czegoś po-
dobnego?
Popatrzyła na stojącego przed nią mężczyznę i powo-
li potrząsnęła głową. Chociaż znała go zaledwie od dwóch
dni, budził w niej niezwykle silne uczucia. Pożądanie. Po-
dziw. I jakieÅ› wymykajÄ…ce siÄ™ wszelkim definicjom pokre-
wieństwo dusz.
- Nie możemy tego zmarnować - powiedział żarliwie.
- Przecież nie musi się tak stać. - Mogli zostać w kontak-
cie. Widywać się. Jack z pewnością bywał od czasu do czasu
w Nowym Jorku...
- Jak sądzisz, ile osób mówi coś takiego przy rozstaniu?
- %7Å‚e jeszcze siÄ™ kiedyÅ› spotkajÄ…?
Pokiwał głową.
- Setki, tysiące. A w ilu wypadkach rzeczywiście tak się
dzieje?
W niewielu, pomyślała, i nagły ból przeszył jej serce.
S
R
- Wiesz równie dobrze jak ja, że kiedy jutro wsiądziemy
do samolotu, wszystko się skończy. To, co teraz przeżywamy,
stanie siÄ™ tylko wspomnieniem, coraz bledszym. Wreszcie
oboje stwierdzimy, że była to tylko weekendowa przygoda.
- Przecież to jest weekendowa przygoda - zdołała wydusić.
- Nie musi tak być - powiedział z zapałem. - To zależy
tylko od nas... od ciebie. Nie pozwól, żebyśmy się rozmie-
nili na drobne.
Zdawała sobie sprawę, że to szaleństwo. Normalni ludzie
nie biorą przecież ślubu po to, żeby zyskać pewność, że bę-
dą mieli drugą randkę! Nabrała tchu, żeby powiedzieć mu to
jasno i wyraznie, ale uciszył ją, kładąc jej palec na ustach.
- Myślę, że się w tobie zakochałem, Kristy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]