download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Dunlop Barbara Przystanek Las Vegas
- 1036. McMahon Barbara Weekend nad oceanem
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Barbara Hannay Muzyka duszy
- C Lin Carter Conan barbarzyńca
- Wilder Quinn Niezwykle lato
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 166 Małżeństwo z przymusu
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- Cartland Barbara Z piekła do nieba
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak ładnie wygląda w białej, uszytej własnoręcznie sukience.
Mimo iż wykonana z taniego materiału, suknia była doskonale
dopasowana do figury i miała z tyłu niewielką turniurę
skopiowaną z magazynów mód.
Wydatek kilku szylingów na materiał uważała za wielką
ekstrawagancję, lecz nie miała po prostu w co się ubrać, a
ojciec miał zwyczaj przebierać się do kolacji. Nie chciała,
żeby widział ją w zniszczonej sukience, bo czułby się winny,
że nie stać go na sprawienie jej ładniejszych strojów.
Uszycie tej sukni kosztowało ją wiele pracy. Suknia miała
krój niemal klasyczny, a jej dopasowany stanik uwydatniał
drobne piersi, szczupłość talii i krągłość bioder. Książę, kiedy
ją ujrzał idącą przez salon, uświadomił sobie jeszcze
wyrazniej, że ma przed sobą ucieleśnioną Dianę.
Kiedy na niego spojrzała, nie mogła się powstrzymać od
wydania cichego okrzyku. Widywała już ojca w wieczorowym
stroju, a także słuchaczy jego wykładów ubranych bardzo
starannie. Lecz wygląd księcia przeszedł jej wszelkie
oczekiwania. Już za dnia wyglądał imponująco, lecz w stroju
wieczorowym jawił jej się jak postać z innego świata.
Podeszła do niego powoli, a gdy uśmiechnął się do niej,
złożyła przed nim pełen wdzięku ukłon.
- Co pani robiła przez całe popołudnie? - zapytał.
Wydawało jej się, że zmuszał się do zwyczajnej rozmowy,
podczas gdy jego oczy mówiły zupełnie co innego.
- Czytałam i rozmyślałam, wasza wysokość - odparła.
- Bardzo chciałem być razem z panią - rzekł - lecz,
niestety, musiałem wysłuchiwać długich i nudnych wynurzeń
na temat spraw lokalnych.
- Domyślam się, że ktoś prosił, by przedstawił pan skargi
rolników w Izbie Lordów - odezwała się Laurencja.
- Zgadła pani - powiedział. - Nie sądziłem, że pani,
mieszkanka miasta, orientuje siÄ™ w wiejskich sprawach.
Laurencja nie bez wysiłku powstrzymywała się, żeby mu
nie wyjawić, że gdy żyła jeszcze jej matka, nie mieszkali w
Londynie, lecz w hrabstwie Hertford, gdzie w cichej wiosce
mieli mały domek, będący dla ojca idealnym miejscem do
pracy. Dopiero po śmierci żony ojciec przeniósł się do
Londynu dla bliskości muzeów, bibliotek i uczelni, a także
dlatego, że nie chciał zostawiać Laurencji samej.
- Bardzo kocham wieś - rzekła po krótkiej przerwie.
- A jednak wybrała pani życie w warunkach nie
odpowiadających pani upodobaniom - powiedział z
wymówką. - My na wsi wstajemy wcześnie i kładziemy się
wcześnie, a pani robi odwrotnie.
Zdawało się, jakby miał do niej o to pretensje, więc po
chwili odezwała się:
- Nie mam ochoty panu tego tłumaczyć. Porozmawiajmy
lepiej o panu i pańskim zamku.
- Rozmawialiśmy o tym już wcześniej. Chciałbym teraz
dowiedzieć się czegoś o pani.
- Och, nie... proszę... - wyszeptała Laurencja. Ku jej
wielkiej radości w tej samej chwili oznajmiono, że podano do
stołu. Kolację przygotowano w wielkiej paradnej jadalni.
Laurencja była oszołomiona ogromem tej komnaty,
zafascynowało ją również żebrowane sklepienie oraz
rzezbiona galeria dla muzyków.
Czuła się tak, jakby grała na scenie. Obawiała się popełnić
jakiś błąd, który uświadomiłby księciu, że nie jest tą osobą, za
którą ją bierze. Ponieważ wiedziała o jego zainteresowaniach
królem Arturem, opowiedziała kilka nie znanych mu
historyjek. Rozprawiali na temat prawdziwości niektórych
francuskich zródeł.
Kiedy służący wyszli, książę rozsiadł się wygodnie w
fotelu z kieliszkiem brandy w dłoni.
- Jestem zdumiony, panno King - powiedział.
- Czym? - zapytała Laurencja.
- Pani głęboką wiedzą w zakresie historii
średniowiecznej, pani znajomością francuskiego i walijskiego.
Przecież występuje pani na scenie!
W ferworze rozmowy Laurencja zapomniała, że podaje się
za kogoś innego. Zaczęła więc gorączkowo szukać jakiejś
sensownej odpowiedzi. Minęło trochę czasu, zanim odezwała
siÄ™:
- Nie wydaje mi się, żeby któraś z tych rzeczy, o których
dzisiaj rozmawialiśmy, nadawała się jako sposób zarabiania
na życie.
- Nie zgadzam się z panią - rzekł książę. - Jestem
przekonany, że wielu historyków z radością powitałoby
asystentkę czy sekretarkę, która tyle wie o przedmiocie ich
pracy.
Laurencja bardzo chciała wyjaśnić mu, że jest w błędzie.
Wielu historyków podobnie jak jej ojciec było tak biednych,
że nie mogli sobie pozwolić na zatrudnianie sekretarki.
Wszelkie prace, które dla nich wykonywała, robiła za darmo.
Ponieważ milczała, książę odezwał się:
- Myślę, że to z powodu niezwykłej urody pragnie pani
aplauzu widowni, a nie wystarcza pani podziw pisarza.
Ujrzał w jej oczach zdumienie.
- Nie jest wcale łatwo kobiecie... zarabiać pieniądze... w
świecie zdominowanym przez mężczyzn.
- Tak właśnie być powinno - oświadczył książę - bo to
właśnie mężczyzna ma obowiązek utrzymywać kobietę. O ile
to tylko możliwe, żadna kobieta nie powinna być zmuszona do
pracy.
- Nawet w czasach, kiedy budowano ten zamek - mówiła
Laurencja - pracowały w nim kobiety, prały, sprzątały,
opiekowały się dziećmi.
- Ale nie były tak piękne jak pani! - powiedział książę.
Pod wpływem jego słów zaczerwieniła się i to go
zdumiało. Nachylił się, żeby odstawić kieliszek na stół.
- Wielu mężczyzn musiało już pani mówić, jak bardzo
jest pani piękna - powiedział. - Jednak dopiero ten zamek
stanowi właściwą oprawę dla pani urody. Można by sobie
wyobrazić, że znalazła się pani na zamku Camelot.
Jego słowa wprawiły Laurencję w jeszcze większe
zdumienie. Nie chcąc ich dalej słuchać, rzekła:
- Myślę, że teraz, kiedy już zjedliśmy kolację, będę się
mogła oddalić.
- Nie ma mowy - powiedział książę. - Nie chcę, żeby pani
odchodziła. Może byśmy przeszli do salonu?
Laurencja wstała, a on otworzył przed nią drzwi. Szli
szerokim korytarzem w stronę rzęsiście oświetlonego salonu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]