download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 166 Małżeństwo z przymusu
- Dunlop Barbara Przystanek Las Vegas
- 1036. McMahon Barbara Weekend nad oceanem
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- Cartland Barbara Z piekła do nieba
- Cartland Barbara Niezwykła misja
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- Barbara Hannay Muzyka duszy
- C Lin Carter Conan barbarzyńca
- Lovecraft, H. P En las montanas alucinantes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wychodzimy - wymamrotał.
- Wychodzimy? - spytała drżącym głosem. - Przecież wciąż
pada.
- Potrzebuję świeżego powietrza.
- To idz sam.
- Ty też potrzebujesz - odparł i popatrzył na nią w ten sposób, że
nie odważyła się powiedzieć ani słowa. Pomógł jej włożyć palto i
buty. Zaczekała, aż się ubrał. Potem, trzymając go za rękaw, wyszła
na zewnÄ…trz.
Musieli pochylić głowy przed wiatrem, który ciskał im w twarze
tumany śniegu. Okrążyli chatę dwukrotnie, odwiedzili wygódkę, po
czym Lily wróciła do domu. Quist, który miał więcej siły i większy
zapas energii zrobił jeszcze dwa okrążenia. Lily zdążyła już zdjąć buty
i pozbyć się płaszcza. Gdy spojrzała w stronę wchodzącego
mężczyzny, ten wstrzymał oddech.
Zobaczył jasne, lśniące oczy, zaróżowione policzki i błyszczące
usta. Wyglądała przepięknie.
Dwoma susami pokonał dzielącą ich przestrzeń, chwycił jej
twarz w dłonie i wycisnął na ustach gorący pocałunek. Fala emocji
zalała go z nową siłą.
- To nie ma sensu - wychrypiał jej prosto w usta.
- PragnÄ™ ciÄ™ zbyt mocno...
164
RS
Lily przycisnęła dłoń do jego zmarzniętego policzka, po czym
przesunęła ją dalej, wsuwając palce za kołnierz jego bluzy. Czuła
dotyk twardego, jędrnego ciała.
- Lily... - mruknÄ…Å‚ ostrzegawczo.
- Wiem - powiedziała i pośpiesznie cofnęła rękę.
- Wszystko w porządku. - Odwróciła się. - Nicki może się
obudzić w każdej chwili.
Usiadła na materacu, złożyła dłonie na kolanach i zamyślonym
wzrokiem spoglądała na niemowlę.
Quist mówił prawdę. To nie miało najmniejszego sensu. Chciała
skoncentrować się wyłącznie na córce, nadaremnie! Może... gdyby
miała dwie zdrowe ręce, byłoby jej o wiele łatwiej. Lecz teraz wciąż
musiała korzystać z jego pomocy. Tym bardziej że kowboj wciąż
nalegał, by powierzała mu jakieś obowiązki.
Popołudnie zmieniło się w wieczór. Zamieć zaczęła słabnąć, co
było jedynym pocieszającym elementem w całej sytuacji. Lily i Quist
wciąż usiłowali unikać przypadkowych spojrzeń i dotknięć. Rosło
napięcie. Quist warknął gniewnie, gdy Lily bez pytania sięgnęła po
garnek z gorącą wodą, Lily zrobiła mu uwagę, że za luzno umocował
pieluchÄ™.
Nicki zasnęła o ósmej. Lily z niepokojem myślała o
nadchodzącej nocy. Chwilę posiedziała przy ogniu, po czym położyła
się na materacu i podciągnęła koc pod samą brodę. Była bardzo
zmęczona, lecz nie mogła zasnąć. Dręczyły ją rozmaite myśli,
związane z Quistem. Wierciła się niespokojnie na swoim posłaniu.
165
RS
Quist zachowywał się tak samo. W pewnej chwili, gdy nabrał
podejrzeń, że Lily zaczęła przysypiać, odezwał się głośnym szeptem:
- To ręka?
- Co ręka"? - spytała.
- Dokucza ci ból i nie możesz zasnąć?
- Nie.
- Chcesz wyjść do toalety?
- Nie. Jestem po prostu niespokojna. To wszystko.
- Podniecasz mnie.
- Sam siebie podniecasz - odpowiedziała, obracając się na drugi
bok.
Quist nie potrafił znalezć sposobu, by zmniejszyć odczuwane
napięcie. Targała nim nie zaspokojona namiętność; przyszło mu płacić
nielichą cenę za swą witalność.
Po kilku minutach spędzonych na rozmyślaniu o ranczu, stadach
bydła i pastwiskach, wreszcie zasnął. Gdy się obudził, była czwarta
rano. Nicki zawodziła donośnie, a jego nie opuściła namiętność.
Starał się zignorować swój stan, choć nie mógł powstrzymać
bolesnego jęku przy wstawaniu. Podszedł do dziecka, wziął je na ręce
i przekazał w wyciągnięte ramiona matki. Wiedziony nagłym
impulsem usiadł, opierając plecy o krzesło i przyciągnął Lily ku sobie.
- Zrób to tutaj - powiedział chrapliwym szeptem, w sposób,
który nadawał wiele znaczeń jego słowom. - Dla mnie.
- Quist...
Przywarł do niej całym ciałem.
166
RS
- Nic siÄ™ nie stanie. Masz Nicki.
Prawdę mówiąc, miał rację. Lily podciągnęła bluzę i przyłożyła
dziecko do piersi. Rzeczywiście nic się nie stało. Minęła połowa
karmienia, a Quist trwał nieporuszony.
Kłopoty zaczęły się dopiero wówczas, gdy skończyła.
167
RS
Rozdział 7
Quist ostrożnie odłożył Nicki do zaimprowizowanego łóżeczka i
spojrzał na Lily. Gdy chciała się położyć, chwycił ją za rękę i
płynnym ruchem przyciągnął ku sobie.
Zdążyła zaledwie wydać zduszony okrzyk, nim nakrył jej usta
pocałunkiem. Pękła tama uczuć. Lily poczuła obezwładniającą falę
namiętności. W zachowaniu Quista nie było nic z uprzedniej
delikatności. Głęboki, natarczywy pocałunek uzewnętrzniał siłę
pożądania drzemiącego w ciele mężczyzny.
Czuła wargi Quista na swoich ustach. Czuła moc jego
namiętności. Była zaskoczona siłą jego pragnienia, tym bardziej że po
raz pierwszy pomyślała o sobie z dumą jako o kobiecie. W przeszłości
starała się przede wszystkim myśleć o swym partnerze. Jarrod nie
interesował się tym, czy osiągnęła satysfakcję i, prawdę mówiąc, ona
także nie przywiązywała do tego większego znaczenia. Akt oddania
uważała za wystarczająco przyjemny.
Teraz doświadczyła czegoś zupełnie nowego. Rozchyliła usta i z
chciwością chłonęła pocałunek Quista. Gdzieś pod czaszką kołatały
jej słowa ostrzeżenia, lecz nie zwracała na nie uwagi. Zapomniała o
rozsądku,ogarnięta emocją i irracjonalnym przekonaniem, że
postępuje właściwie.
Quist nie miał żadnych wątpliwości. Spijał słodycz z warg Lily,
smakował dotyk jej gorącego ciała. Tulił ją tak mocno, że wydała
cichy okrzyk.
168
RS
Natychmiast rozluznił uścisk.
- Wszystko w porzÄ…dku?
- Myślę, że tak - odpowiedziała i zaśmiała się nerwowo. Quist
znowu usiadł na krześle i pociągnął ją za sobą.
- Może... nie powinniśmy - wyszeptała, zarzucając mu ręce na
ramiona. Oddychała z trudem, lecz patrzyła prosto w oczy mężczyzny.
- Musimy - odparł. Nie potrafił już dłużej kryć swego pożądania.
- Musimy - powtórzył. - Nie potrafię ci wyjaśnić dlaczego... - Był
podniecony emocjonalnie i fizycznie, choć wciąż nie znał
prawdziwych przyczyn swego stanu. - To silniejsze ode mnie. UjÄ…Å‚
jej twarz w obie dłonie. - Pragnę cię, Lily. Chcę, byś była moja.
Mówił z niesłychaną siłą, dorównującą energii pocałunku. Nie
prosił. Nie błagał. Jasno wyraził swe uczucia. Lily nie zamierzała mu
się sprzeciwiać. Nie potrafiła, jej ciało zaczęło drżeć z oczekiwania.
Kolejny pocałunek trwał tak długo, że zatamował jej dech w
piersiach. Quist ściągnął jej bluzę przez głowę. Siedziała teraz na
wpół naga. Mężczyzna obrzucił ją długim, pożądliwym spojrzeniem.
Oddech Lily stał się płytki i przerywany. Była całkowicie
świadoma swej nagości, lecz coś, co zobaczyła w oczach kowboja,
powstrzymało ją przed naturalnym odruchem, by zakryć piersi. Jego
wzrok sprawiał, że czuła się wprost cudownie... i seksy. To było coś
całkiem nowego. Przyjemnego. Quist nie powiedział ani słowa, a
przecież uczynił ją dumną ze swej kobiecości.
Wydała ciche, zadowolone westchnienie, gdy położył dłonie na
jej ciele. Gdy pochylił głowę i chwycił zębami sutek, jęknęła głośniej.
169
RS
Przerwał, przestraszony, że sprawił jej ból, lecz w tej samej
chwili Lily wplotła mu palce we włosy i nie pozwoliła unieść głowy.
Krótkie jęki wyrywały się jej z głębi gardła. Quist pieścił ją, przesunął
usta z jednej piersi na drugą. Czuła, że fala namiętności pomału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]