download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 166 Małżeństwo z przymusu
- Dunlop Barbara Przystanek Las Vegas
- 1036. McMahon Barbara Weekend nad oceanem
- 127. Delinsky Barbara Czlowiek z Montany
- Cartland_Barbara_ _PowrĂłt_syna_marnotrawnego
- Cartland Barbara Z piekła do nieba
- Cartland Barbara Niezwykła misja
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- Barbara Hannay Muzyka duszy
- Offutt Andrew Conan i miecz skelos
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nasze dzieci i zamieniają je w potwory, w gady takie same jak węże, które czczą. Nasza młodzież
wznosi zatrute kły przeciwko swym rodzicom&
Osric rzucił kielich i ukrył twarz w dłoniach. Trójka złodziei popatrzyła po sobie, potem
przenieśli spojrzenie na kapitana Kobadesa.
Moim własnym gwardzistom brakuje śmiałości, by stanąć przeciwko nim podjął król.
Moi najodważniejsi wojownicy wzbraniają się wypełniać rozkazy łamiąc przysięgę na wierność.
Jedynie wy, zdawałoby się męty z rynsztoka, stawiliście czoło kapłanowi Yarze w jego własnym
domu. Nikt inny, bo każdy, kto przeciwstawia się kapłanom węża, zostaje zamordowany. Zmierć w
nocy& Widzieliście już coś takiego?
Na znak monarchy sługa podał mu cienki sztylet o brązowej rękojeści i ostrzu uformowanym na
kształt węża. Kładąc go na wyciągniętej dłoni, król kontynuował:
Oto kieł węża, wbity w serce mego ojca przez młodszego syna mego brata, który został
opętany przez ich czary. I moja własna córka, perła królestwa, radość mej starości, również padła
ofiarą czarów Thulsa Dooma. Odwróciła się ode mnie i od starych bogów. Czy teraz nosi taki sam
sztylet, by wbić go w moje serce? Czy czeka mnie takie samo przeznaczenie?
Conan zachmurzył się na wspomnienie wyjątkowej urody młodej kobiety w palankinie.
Barbarzyńca nie chciał wierzyć, by tak piękna dziewczyna mogła któregoś dnia zamordować
własnego ojca, mimo iż była kapłanką boga węża.
W nagłym porywie gniewu król Osric cisnął wężowy sztylet na marmurową posadzkę. Ostrze
zadzwięczało przenikliwie.
Każde pokolenie jest słabsze od poprzedniego. Dzisiejsi młodzi tarzają się w fałszywej religii
węża. Pragną być niewolnikami i żebrakami zatopionymi w narkotycznym śnie. Za czasów mej
młodości chłopcy pragnęli stać się herosami, nie pasożytami i skrytobójcami& król spuścił oczy.
Widać było, iż jest to tylko słaby, stary człowiek otoczony kłopotami, którym nie potrafił podołać.
Doszło do tego, że muszę prosić złodziei, by uratowali moje królestwo!
Co mielibyśmy zrobić, panie? zapytała Valeria z niezwykłym dla niej współczuciem w
głosie.
Moja córka, moja mała Yasimina, towarzyszy mu wszędzie, gdziekolwiek się uda& to znaczy
Yarze. Mówi, że szuka prawdy w głębi swojej duszy& Ci głupcy zapominają o starych mocach, o
starych cnotach. Tarzają się w rozpuście jak wieprze w błocie i nazywają to religią! Właśnie w tej
chwili moja córka jedzie na wschód, by spotkać człowieka zwanego Doomem w warownej siedzibie
jego kultu. Idzcie do Góry Mocy i wykradnijcie moją córkę!
Król skinął, na ten znak służący wyniósł z cienia duży dzban i przechylił go. Na posadzkę u stóp
złodziei rozlał się z grzechotem oślepiający potok klejnotów rubinów, ametystów, topazów,
szafirów i połyskujących diamentów& Drugi gest króla powstrzymał ten strumień. Valeria jęknęła, a
w oczach Hyrkańczyka zabłysło pożądanie. Jedynie Conan, podejrzewając pułapkę, nie spuszczał
wzroku z króla.
Zmiało, zbierajcie zachęcił Osric. To wasze. Możecie kupić broń i konie. Możecie
wynająć wojowników, którzy będą walczyć u waszego boku. Jeżeli sprowadzicie Yasiminę,
będziecie mogli wziąć wszystkie kamienie, jakie jeszcze pozostały w dzbanie. Pokaż im, Vardanesie!
Służący podniósł dzban, w który Subotai wepchnął palce i pomacał. Za moment szepnął do swych
towarzyszy, że naczynie nie ma fałszywego dna i że pozostały w nim jeszcze tysiące kamieni. Wraz z
Valerią zaczął zbierać klejnoty rozrzucone na posadzce i upychać je do sakwy.
Conan przez chwilę patrzył, jak jego przyjaciele chodzą na czworakach, potem marszcząc czoło
zwrócił się do króla.
Jak to jest, królu, że ty sam nie lękasz się zadanego w ciemności pchnięcia sztyletu czy
trucizny w swym pucharze?
Osric uśmiechnął się gorzko.
Przychodzi taki czas, mój przyjacielu, kiedy nawet dla królów klejnoty przestają błyszczeć,
złoto blednie, a jedzenie i picie traci smak. Czas, kiedy sala tronowa, choć złocona, zmienia się w
więzienny loch. Wtedy wszystkim, co pozostaje, jest ojcowska miłość do swoich dzieci. Ty& cóż ty
możesz o tym wiedzieć? Jesteś zbyt młody, zbyt pełen życia. Kiedy zaś nadejdzie mój koniec, z ręki
Dooma czy kogoś innego, nie będę miał wielkiego żalu, jeśli tylko moje dziecko będzie wolne od tej
przeklętej wiary i zdolne służyć memu ludowi jako jego królowa. Conan skinął.
Dobrze, królu Osricu, zabiję Dooma lub zginę, próbując to zrobić. Mam własne powody, by to
uczynić. I jeśli tylko będę mógł wybawić twoją córkę, zrobię to na pewno.
Zatem postanowione! zawołał król, po czym zwrócił się do kapitana straży: Wskaż
moim gościom przygotowane dla nich komnaty. Zadbaj o ich wygody. %7łegnajcie!
Troje awanturników wyszło za kapitanem Kobadesem z mrocznej sali, pozostawiając w niej
zagubionego w myślach Osrica.
IX
Droga
W dwa dni po audiencji u króla Osrica, trójka złodziei udała się na spoczynek zmęczona do
szpiku kości. Musieli w wielkim pośpiechu przygotować żywność, bukłaki z winem i wodą,
podróżne posłania i wiele innych potrzebnych rzeczy. Królewskie klejnoty zostały wymienione na
monety ze złota, srebra i małe miedziaki. Pozostawała jeszcze sprawa koni.
Pewnego dnia rano Conan i Valeria towarzyszyli na końskim targu Subotai, który, jako człowiek
znający się na rzeczy, wybierał wierzchowce i wykłócał się o cenę. Raz Conan zwrócił uwagę na
żywego ogiera, który stawał dęba i wściekle toczył oczami.
Ten jest dla mnie! wykrzyknÄ…Å‚.
Jak myślisz; jak długo utrzymałbyś się na jego grzbiecie? Skoro nigdy nie dosiadałeś nawet
kucyka, pozwól, że ja znajdę ci wierzchowca spokojnego i dość wielkiego, by nie zwalił się z nóg
pod twym ciężarem.
Potem Conan całymi godzinami uczył się jezdzić na flegmatycznym wałachu, którego wybrał dla
niego Subotai. Dzięki wskazówkom przyjaciela nauczył się kierować nim, wprowadzać w kłus i
galop, siodłać, czyścić i karmić. Raz wleczona po ziemi przez wiatr gałąz przestraszyła konia, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]