download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- Howard Robert E Conan. Stalowy demon
- Green Roland Conan i wrota demona
- Howard Robert E Conan Kull
- Jordan Robert Conan Tryumfator
- Howard Robert E Conan władca miasta
- C Lin Carter Conan barbarzyńca
- Andrew Herman 666 stopni Fahrenheita
- Coming Full Circle Liz Andrews
- Terry Goodkind Cykl Miecz Prawdy (00) Dług wdzięczności (tom prequel)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Choć nikt go nie dotknął, Conan, widząc, \e ostrza wszystkich lanc skierowały się na
niego, poczuł niemiłe ukłucia, w wielu miejscach ciała naraz. Tu\ za nim stanęło czterech
takich w kolczugach i hełmach, prawie zakutych w \elazo. Patrzyli bez sympatii, koniuszki
ich lanc były stanowczo zbyt blisko.
Przełknął ślinę. Dać się rozbroić? Bardzo pięknie! Ba, ale jakie miał wyjście? Khan wydał
rozkaz. Albo więc odda miecz, odda amulet i wezmie nagrodę albo jego wezmą na ostrza i
oddadzą khanowi. Walczyć? Komnata praktycznie bez wyjścia, tłum stra\ników i dworzan,
za murem obce miasto i wkoło pustynia.
Spojrzenie Conana dotknęło miecza, wiszącego za khanem. Czy zdą\y go dopaść, jeśli nie
znajdzie lepszego rozwiązania? Ile czasu potrzeba, by przebiec, sięgnąć, wydostać miecz z
pochwy, odwrócić się twarzą do wrogów i przyjąć walkę& ? Ile czasu trzeba, \eby się
przebić, \eby mieczem wyrąbać drogę przez tłum wrogów do tych drzwi, którymi wyszli visir
i Jhabiz, ile, by dzwignąć antabę, prześliznąć się, zamknąć tnąc wolną ręką stra\e za
drzwiami& ?
Odpiął klamrę i podał pas ze sztyletem i mieczem w tył, natychmiast czyjeś ręce
zaopiekowały się bronią.
Słusznym jest, by w obliczu khana \aden cudzoziemiec nie stał uzbrojony. To
rzekłszy Conan skłonił lekko głowę. Khan skinął dłonią.
Zostawcie nas. Niech wszyscy opuszczą salę, chcę zostać z Zafrą, Urujem i obojgiem
naszych sług.
Conan słyszał, jak wszyscy posłusznie opuszczają salę, przesuwali się za jego plecami ku
drzwiom. Na podwy\szeniu pozostali tylko visir Zafra w dziwacznym kapeluszu i jego
Strona 58
Offutt Andrew - Conan i miecz skelos
skryba.
Czemu zwyczajny skryba został, gdy agent khana będzie mu składał nieoficjalny, raczej
zupełnie prywatny i tajny raport? , zapytał Conan sam siebie, i natychmiast odpowiedział
sobie: Rzeczą tego skryby nie było pisanie. Uruj z całą pewnością był osobistą ochroną
khana, ogromny taki, \e zwyczajnemu człowiekowi mógłby z łatwością skręcić kark. Mnie
nie, ale bez trudu mógłby mnie związać walką, wtedy stra\e zdą\ą rozwalić mi łeb .
Niewesołe to były rozmyślania.
Isparano, więc przyniosłaś mi Oko Erlika?
Tak, mój Khanie.
Podaj mi je.
Spojrzała na Conana, w jej oczach wyczytał lęk. Ach, do ostatniej chwili nie wierzyła, \e
on rzeczywiście ma ten amulet. Biedna Isparana.
Ja mam amulet.
Conan uniósł ręce, by dosięgnąć rzemyka na szyi. Kątem oka dostrzegł, \e Uruj przesunął
się czujnie, był teraz bli\ej i gotów do skoku. Conan spokojnie wyjął rzemyk spod ubrania,
rozwiązał go. Trzymając amulet kołyszący się na rzemyku w wyciągniętej ręce, patrzył i
wszyscy w napięciu patrzyli jak podłu\na łza gliny obraca się, połyskując łagodnie
odpryskiem szkła. Khan zmarszczył brwi. Conan skrył uśmiech.
Barbarzyńca przykucnął, delikatnie stuknął kilkakroć o posadzkę glinianą grudą gruda
pękła i rozsypała się. Isparana i khan zamarli w niemym zachwycie. Conan wstał, a w jego
ręce na rzemyku kołysało się to.
Amulet zrobiono w kształcie miecza, długiego jak palec Cymmerianina. Miecz miał
głowicę z rubinu, ostrze srebrne, a na obu krańcach jelca migały, obracając się wolno w takt
ruchu rzemyka, dwa \ółte kamienie, ka\dy przecięty pionowym czarnym paskiem na
podobieństwo straszliwych oczu dzikiego kota albo któregoś z nocnych demonów. Nie tak
amulet kojarzył się z mieczem, orę\em, jak z czyjąś twarzą srogą, gniewną, budzącą lęk,
patrzącą na nędznego człowieka tymi strasznymi, siejącymi trwogę oczami.
Oko Erlika&
Akter Khan ledwie szeptem wypowiedział te słowa, ale zagrzmiały w pustej sali i kolumny
powtórzyły je echem. Khan wyprostował się, wpił dłonie w poręcze, a\ kostki palców
zbielały. Przyglądając mu się Conan pomyślał, \e khan i amulet patrzą na siebie takimi
samymi oczami, choć oczy amuletu rozpłomieniał poblask światła w kamieniu, a oczy khana
po\Ä…danie.
Akter oderwał jedną dłoń od poręczy i wyciągnął przed siebie.
Do mnie wyszeptał głosem dr\ącym, napiętym. Po trzech miesiącach trudów,
przygód, niepotrzebnych śmierci z powodu tej błyskotki i kaprysu tego słabego, ulegającego
swych zachciankom człowieka Conan miał dziwny stosunek do amuletu. Najchętniej chyba
zabrałby go z sobą i zakopał w pustyni, albo rzucił w wody górskiego jeziora. Ba, ale wtedy
nagroda& Odwróciwszy się szybko od khana ujął dłoń Isparany i wło\ył w nią Oko Erlika.
To była twoja misja, Sparana, więc zakończ ją.
Isparana wstąpiła na podwy\szenie. Z głębokim ukłonem wło\yła amulet w ręce khana&
Nic się nie stało. Nie zagrzmiał grom, nie zaiskrzyły błyskawice. Nie rozgorzały ślepia
amuletu.
Tłusty khan wziął z rąk złodziejki Oko Erlika, ona pokornie przyklękła na jedno kolano,
schylając głowę.
Khan wyprostował się, odchylił do tyłu.
Wstań, Isparano. Oddana z ciebie sługa, warta nagrody, jaką ci wyznaczyłem. Wstań.
Na wielobarwnej szacie khana, na jego piersiach, lśnił cudownej roboty klejnot: złoty
gruby łańcuch misternie kutych potrójnych ogniw podtrzymywał uskrzydlony szczerozłoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]