download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Offutt Andrew Conan i miecz skelos
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- Howard Robert E Conan. Stalowy demon
- Howard Robert E Conan Kull
- Jordan Robert Conan Tryumfator
- Howard Robert E Conan władca miasta
- C Lin Carter Conan barbarzyńca
- Green, Sharon Brat 2 Queen Brat
- 0415403510.Routledge.Green.Political.Thoughts.May.2007
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fortu przybył posłaniec z meldunkiem, \e jesteśmy oblę\eni przez Piktów. Przy czym tak dokładnie opisał,
gdzie jesteśmy, \e znalazłoby nas dziecko.
Nikt jednak nie widział na własne oczy owego posłańca. Kilku ludzi powiedziało wprawdzie, \e zauwa\yli
kogoś, kto mógł być nim, lecz ka\dy opisał go całkiem inaczej. Za to wszyscy zgodnie utrzymywali, \e
meldunek dostarczono ju\ pierwszej deszczowej nocy, ledwo odkryliśmy grotę!
Ptak nie przeleciałby przez taką ulewę. A gdyby nawet nie doleciałby tak szybko. Nic, co porusza się na
własnych nogach, a zwłaszcza człowiek, nie dotarłoby do Fortu Nyaro w godzinę!
Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, \e stawiam więcej pytań, ni\ dostaję odpowiedzi. Poczułem się
niepewnie; po có\ zatem dłu\ej pytać? Rozkazałem sier\antom zabrać rannych i resztki zapasów i
przygotować ludzi do wymarszu. Sam wróciłem do posągu.
Zastałem tam Sarabosa. Siedział ze skrzy\owanymi nogami i patrzył w przestrzeń. Stanąłem obok i zanim
któryś z nas zdą\ył wypowiedzieć słowo, dołączył do nas Vasilios.
Aaa& Dobrze myślałem, \e tu was znajdę, panowie dowódcy. Słyszałem o posłańcu, co go nie było.
Im mniej będziemy o tym rozprawiać, tym lepiej upomniałem go.
Tak jest, panie kapitanie. Ale skoro ju\ coś wyszło na jaw, zwykle więcej zachodu z zatajaniem tego ni\
to warte.
Ile to zachodu, sam ocenię. Jak znajdę sposób na tych, co rozpuszczają języki odparłem zły.
Chciałem zostać sam, ale Sarabos uniósł dłoń.
Niech mówi, co wie.
Nie miałem \yczenia spierać się z Czarnym Dragonem w rodzaju Sarabosa.
Zatem mów, Vasilios. Byle krótko.
To niezbyt długa historia. Chodzi tylko o to, \e nie ja jeden znam ojca kapitana Sarabosa. Inni te\
pewnie wiedzą, kim jest, tote\ nie chciałem rozbudzać w nich nadziei. Niezbyt pewien jestem jednej części
mej opowieści.
Której części? warknąłem. Coś pominąłeś?
W rzeczy samej& Opowieść głosi, \e posąg& posąg przybędzie na pomoc wojownikowi, z którym łączą
go więzy krwi.
Spojrzałem na kamienną figurę. Nie wyglądało na to, by ruszyła się z miejsca choćby o włos, a co dopiero,
\eby całkiem o\yła! A wokół groty nie walały się zwęglone trapy Piktów.
Lecz czy zostałyby jakieś ślady, gdyby tylko wysłała meldunek, \e syn Conana, Sarabos, potrzebuje
pomocy? To te\ była pomoc, w ka\dym sensie tego słowa, w jakim mogliby go u\yć bogowie czy ludzie.
Obstaję przy swoim powiedziałem. Im mniej wokół tego hałasu, tym lepiej.
To prawda przyznał Sarabos i wstał. Kapłani Mitry stają się w ostatnich latach coraz bardziej
surowi i zacofani. Nie w smak im magiczne tajemnice. Mogą nam rozkazać obalić posąg lub zabrać go z
Pustkowia do jednej z ich świątyń.
Posąg musiał wa\yć tyle, co dwa lub trzy konie w bojowym rynsztunku. Pomysł ciągnięcia go przez
Pustkowie Piktów był przera\ający. Naszły mnie bezbo\ne myśli, gdy dumałem o kapłanach Mitry. Jednak&
A co będzie, jeśli Piktowie posiądą sztukę rozkazywania mu? zapytałem.
Jeśli jest związany z czyjąś krwią, tylko ta krew nim rządzi. A tak\e krew potomków wywodzących się z
mojego& z tego rodu. Włącznie z Conanem Drugim, który dobrze włada tym, co odziedziczył, lecz mo\e
Strona 85
Green Roland - Conan i wrota demona
potrzebować pomocy, by udzwignąć wszystko na swoich barkach.
W ciemności rozświetlanej tylko kagankiem Sarabosa i moją pochodnią, popatrzyliśmy na siebie, a potem
na posąg. Mo\e była to wina chybotliwego światła, ale wydało mi się, \e twarz posągu zmieniła wyraz.
Wcześniej patrzyła ponuro na świat. Teraz przysiągłbym, \e wykrzywił ją uśmiech. A ten uśmiech jakby
przypominał inny, jak\e często widywany na twarzy nie nazwanego po imieniu ojca Sarabosa.
Miałem dość.
Powtarzam, zachowajmy w tej sprawie milczenie. To nasza powinność wobec Dynastii Conana.
Nasz obowiązek podchwycili inni, a na ich twarzach odmalował się nieprzenikniony wyraz.
Odwróciliśmy się i wyszliśmy tunelem w gasnące światło dnia, sączące się do zewnętrznej groty.
Strona 86
[ Pobierz całość w formacie PDF ]