download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- 18. Roberts Nora Pokusa 01 Nieodparty urok
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- J. Robert King Anthology Realms of the Underdark
- Heinlein Robert Daleki patrol
- Nora Roberts Obiecaj mi jutro
- Heinlein, Robert A Methuselah's Children
- Roberts Nora Ostatni wiraĹź
- Heinlein_Robert_A_ _Dubler
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic do roboty. Jego spokój nie był wymuszony czy udawany. W spojrzeniu, jakim obrzucił swą urodziwą towarzyszkę, był tak nie-
kłamany zachwyt, jakby miał przed sobą sto lat \ycia.
Kiedy zamykał drzwi, rzucił ją bezceremonialnie na podłogę - podniosła się na nogi, machinalnie przygładzając falujące loki i skąpy
przyodziewek. Conan obrzucił ją spojrzeniem pełnym aprobaty, zatrzymując je dłu\ej na gęstych, złocistych włosach, pełnych pier-
siach i zarysach wspaniałych bioder.
Z jego gardła wyrwał się cichy krzyk, gdy drzwi zatrzęsły się i rygiel pękł ze zgrzytem. Conan nie obejrzał się. Wiedział, \e drzwi
wytrzymajÄ… jeszcze przez chwilÄ™.
- Powiedziano mi, \e uciekłaś - rzekł - yuetshański rybak doniósł mi, \e tu się ukrywasz. Jak masz na imię?
- Oktawia - szepnęła odruchowo i zaraz wybuchnęła potokiem słów chwyciwszy kurczowo Conana za rękę. - O Mitri! Czy to kosz-
marny sen? Ci ludzie - ciemnoskórzy jeden z nich chwycił mnie w puszczy i przywiódł tutaj. Zanieśli mnie do tego - tego stwora.
Powiedział mi... powiedział... Czy ja oszalałam? Czy to sen?
Conan zerknął na drzwi, które wygięły się jak pod ciosem tarana.
- Nie - rzekł. - To nie sen. Zawiasy ustępują. Dziwne, \e ten demon musi wyłamywać drzwi jak zwykły człowiek - jednak mimo
wszystko, sama jego siła jest piekielna.
- Czy nie mo\esz go zabić? - jęknęła. - Jesteś silny. Conan był zbyt uczciwy, by karmić ją kłamstwami.
- Gdyby zwykły śmiertelnik mógł go zabić, byłby ju\ martwy - odparł. Wyszczerbiłem szablę na jego brzuchu.
Jej oczy pociemniały.
- Więc musisz umrzeć i ja te\ - O Mitro! - krzyknęła nagle w najwy\szym przera\eniu i Conan chwycił ją za rękę, obawiając się, \e
zechce sobie coś zrobić. - Powiedział, co chce ze mną zrobić!
Dyszała cię\ko.
- Zabij mnie! Zabij! Zanim tutaj wejdzie! Conan spojrzał na nią i potrząsnął głową.
- Zrobię, co będę mógł - powiedział. - To nie będzie wiele, ale da ci szansę wydostania się z komnaty. Biegnij do brzegu. Mam tam
łódz przycumowaną przy schodach. Je\eli wydostaniesz się z pałacu, mo\e uda ci się uciec. Wszyscy mieszkańcy miasta śpią.
Ukryła twarz w dłoniach, Conan podniósł swą szablę, podszedł do dudniących pod uderzeniami drzwi i stanął przy nich. Patrząc na
niego trudno było uwierzyć, \e czekał na nieuniknioną, w swoim przekonaniu, śmierć. Mo\e oczy jarzyły mu się bardziej ni\ zwykle i
silniej ścisnął broń w muskularnej dłoni - to wszystko.
Zawiasy ustąpiły pod straszliwymi ciosami giganta i drzwi zakołysały się gwałtownie, przytrzymywane tylko przez rygle. Te solid-
ne, stalowe sztaby równie\ gięły się i łamały, jakby były z miękkiej miedzi. Conan spoglądał na to z niemal beznamiętnym zaintere-
sowaniem, podziwiając nieludzką siłę potwora. Nagle, bez ostrze\enia, dudnienie ustało. Po drugiej stronie drzwi wyczulony słuch
barbarzyńcy pochwycił dziwne dzwięki; trzepot skrzydeł i skrzeczący głos, przypominający skowyt wiatru o północy. Pózniej nastała
cisza, lecz nieco inna ni\ poprzednio. Conan wiedział, \e władca Dagonii odszedł.
Cymmerianin zerknął przez szparę powstałą między drzwiami a framugą. Podest był pusty. Conan odciągnął zwichrowane rygle i
ostro\nie odstawił na bok wyłamane drzwi. Khosatrala nie było na schodach, tylko gdzieś w dole usłyszał trzask zamykanych drzwi.
Nie wiedział, czy gigant knuł jakiś nowy podstęp, czy te\ wezwał go gdzieś tajemniczy głos, ale nie tracił czasu na rozwa\ania.
Krzyknął na Oktawie i ton jego głosu sprawił, \e dziewczyna skoczyła na nogi i stanęła u jego boku.
- Co się stało? - szepnęła.
- Nie traćmy czasu na rozmowy! - syknął. - Chodzmy! Conan odmienił się całkowicie; z błyskiem w oczach rzekł głosem nie znają-
cym sprzeciwu:
- Pójdziemy po nó\! Magiczne ostrze Yuetshów. Zostawił je w krypcie!
W dzikim pośpiechu pociągnął dziewczynę za sobą.
Po drodze przypomniał sobie tajemną kryptę przylegającą do sali tronowej i oblał się potem. Jedyna droga do grobowca wiodła obok
miedzianego tronu stworzenia, które na nim spoczywało. Jednak nie wahał się ani chwili. Szybko zeszli po schodach, przeszli przez
komnatę, zbiegli po następnych schodach i stanęli pod drzwiami wielkiej, mrocznej sali. Nigdzie nie dostrzegli śladu kolosa. Zatrzy-
mujÄ…c siÄ™ przed spi\owymi podwojami Conan ujÄ…Å‚ Oktawie za ramiona i potrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ… mocno.
- SÅ‚uchaj! - warknÄ…Å‚. - WejdÄ™ do komnaty i zamknÄ™ drzwi za sobÄ….
- Stój tu i czekaj; jeśli usłyszysz kroki Khosatrala, zawołaj mnie. Je\eli usłyszysz mój krzyk - biegnij jakby cię goniły wszystkie de-
mony - zresztą tak będzie. Uciekaj przez tamte drzwi na końcu korytarza, bo ja ju\ nie będę ci mógł pomóc. Idę po nó\ Yuetshów!
I zanim zdą\yła zaprotestować, prześliznął się przez uchylone wierzeje i zamknął je cicho za sobą. Ostro\nie opuszczając rygiel, nie
zauwa\ył, \e mo\na go odsunąć z drugiej strony. Odszukał wzrokiem ukryty w gęstym mroku miedziany tron - tak, oślizły gad wcią\
tam le\ał, oplatając go swoim cielskiem. Conan dostrzegł drzwi za tronem i domyślił się, \e prowadzą do krypty. Jednak, aby tam się
dostać, musiał przejść przez podium parę stóp od potwora.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]