download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- 18. Roberts Nora Pokusa 01 Nieodparty urok
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- J. Robert King Anthology Realms of the Underdark
- Heinlein Robert Daleki patrol
- Nora Roberts Obiecaj mi jutro
- Heinlein, Robert A Methuselah's Children
- Roberts Nora Ostatni wiraĹź
- Heinlein_Robert_A_ _Dubler
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypełnić Tarascusowy rozkaz, złodziej będzie miał kłopoty ze znalezieniem o tej porze roku
wyruszajÄ…cego w rejs statku.
- A jeśli odnajdziesz Serce - zakrzyknął Hadrathus - przygotuję ci grunt dla podboju.
Sekretnymi kanałami prześlę wieść, że żyjesz i że powracasz z magią mocniejszą niż
Xaltotunowa. Przygotuję ludzi, by powstali w chwili twego powrotu. I powstaną, jeśli zyskają
pewność, że będą chronieni przed mrocznymi kunsztami Xaltotuna. I pomogę ci w twej
podróży.
Powstał i uderzył w gong.
- Tajemny tunel wiedzie z podziemi tej świątyni do miejsca położonego za murami
miasta. Wyruszysz do Poitain pielgrzymią łodzią. Nikt nie ośmieli się czynić ci wstrętów.
- Jak sobie życzysz. - Mając wyraznie wytknięty cel Conan pałał niecierpliwością i
energią. - Byle to było szybko.
Tymczasem wydarzenia w mieście piętrzyły się w tempie niemałym. Goniec wpadł
bez tchu do pałacu, gdzie Valerius zabawiał się z tancerkami, i rzuciwszy się na kolana
wydyszał chaotyczną opowieść o krwawej ucieczce z więzienia i zniknięciu pięknej branki.
Przyniósł również wiadomość, że grabia Thespius, któremu powierzono nadzór nad egzekucją
Albiony, jest umierający i błaga przed śmiercią o słowo z Valeriusem.
Pospiesznie okrywszy się płaszczem Valerius podążył za posłańcem przez labirynt
komnat i podwórców, by dotrzeć do izby, w której leżał Thespius. Nie było dwóch zdań, że
grabią kona: każdy konwulsyjny oddech okrywał jego usta bąbelkami krwawej piany.
Obandażowano kikut odrąbanego ramienia, aby powstrzymać upływ krwi, ale i tak rana w
boku była śmiertelna.
Zostawszy w komnacie sam na sam z umierajÄ…cym, Valerius cicho zaklÄ…Å‚.
- Na Mitrę! Sądziłem, że tylko jeden żył człek zdolny zadać taki cios!
- Valeriusie! - wydusił konający. - On żyje! Conan żyje!
- Co mówisz!? - zakrzyknął Valerius.
- Klnę się na Mitrę! - wykrztusił Thespius, dławiąc się napływającą do ust krwią. - To
on uprowadził Albionę! Nie jest martwy& nie jest zjawą, co przybyła z piekieł, aby nas
przerażać. Jest z krwi i kości, straszliwszy niż dawniej. Aleja pod wieżą pełna porzniętych.
Strzeż się, Valeriusie& on wrócił& by nas wszystkich ubić&
Mocny dreszcz wstrząsnął okrwawionym ciałem i grabią Thespius skonał.
Valerius spojrzał chmurnie na zwłoki, omiótł wzrokiem komnatę i podbiegłszy szybko
do drzwi rozwarł je niespodziewanie. Posłaniec wespół z grupką nemedyjskich strażników
stał kilka kroków w głębi korytarza. Valerius mruknął pod nosem coś, co mogło świadczyć o
zadowoleniu.
- Czy wszystkie bramy zawarte? - zapytał surowo.
- Tak jest, Wasza Wysokość.
- Potroić przy każdej warty. Niechaj nikt bez drobiazgowych indagacji nie wkroczy do
miasta ani go nie opuści. Patrole niechaj przeczesują ulice i domy. Wielce wartościowy
więzień umknął z pomocą aquilońskiego rebelianta. Czy któryś z was go rozpoznał?
- Nie, Wasza Wysokość. Stary dozorca widział go przez chwilę, ale rzec potrafi o nim
jedynie to, że był olbrzymem odzianym w czarne suknie kata, którego nagie ciało znalezliśmy
w pustej celi.
- To niebezpieczny człek - rzekł Valerius. - Nie ryzykujcie z nim. Wszyscy znacie
księżniczkę Albionę. Szukajcie jej, a znalazłszy zabijcie bezzwłocznie wespół z tym, co jej
będzie towarzyszył. Nie próbujcie brać ich żywymi.
Powróciwszy do swej komnaty Valerius wezwał przed swe oblicze czterech mężów o
osobliwym i cudzoziemskim wyglądzie. Byli wysocy, chudzi, mieli żółtawą skórę i ocienione
kapturami nieruchome twarze. Okrywały ich jednakie czarne szaty, spod których wyzierały
tylko obute w sandały stopy. Stali przed Valeriusem z założonymi ramionami i ukrytymi w
szerokich rękawach dłońmi. Valerius popatrzył na nich z uczuciem bliskim obrzydzenia. W
dalekich swoich podróżach napotkał wiele niezwykłych ludów.
- Gdy was znalazłem w khitajskiej dżungli konających z głodu - powiedział ostro -
wygnańców z ojczyzny, Przysięgliście mi służyć. I dobrze na swój odrażający sposób
służyliście. Jednej więcej żądam od was usługi, a potem wolni będziecie z danej mi przysięgi.
Conan Cymmeryjczyk, król Aquilonii, nadal żyje mimo Xaltotunowych czarów - a
może właśnie dzięki nim. Nie wiem. Mroczna dusza tego wskrzeszonego szatana zbyt jest
pokrętna i subtelna, by mógł ją zgłębić zwykły śmiertelnik. Ale póki żyje Conan, ja nie jestem
bezpieczny. Lud zaakceptował mnie jako mniejsze zło, kiedy sądził, że tamten zginął. Niechaj
się tylko na powrót pokaże, a powstanie rozkołysze pode mną tron, nim zdołam ruszyć
palcem.
Być może sprzymierzeńcy moi zamierzali osadzić go m moim miejscu, uznawszy, że
swoje już zrobiłem. Nie wiem Ale wiem, że nasz świat zbyt jest mały dla dwóch królów
Aquilonii. Szukajcie Cymmeryjczyka. Użyjcie swoich nieziemskich talentów, aby go
wytropić gdziekolwiek się skryję i dokądkolwiek umknie. Ma w Tarantii wielu przyjaciół
Dano mu pomoc, gdy uprowadzał Albionę. Nie mógł jeden człek, nawet taki jak Conan,
urządzić w alei pod wieżą tych straszliwych jatek. Dość rzekłem. Wezcie swe kostury i
podejmijcie trop. Dokąd was zawiedzie - nie wiem. A odnalazłszy Conana, zabijcie go!
Bez jednego słowa czterej Khitajczycy pokłonili się zgodnie i bezszelestnie opuścili
komnatÄ™.
11. MIECZE POAUDNIA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]