download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Jacek Salij OP Matka Boża Aniołowie Święci
- Einar Mar Gudmundsson Anioły wszechświata
- D129. Stevens Amanda Aniołowie nie ronią łez
- świat nocy 2 Anioł‚ Ciemności,...(całość)
- Cartland Barbara Lucyfer i anioł
- Böll Heinrich Anioł milczał
- Kossakowska Maja Upiór południa 4 Czas mgieł
- Steffen Sandra Na wszystko przyjdzie czas
- Bednarski Piotr Marny czas
- Smith Ready Jeri [Aspect of Crow 03] The Reawakened
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
albo próbowały dać nam trochę czasu do ucieczki.
Nie miałam pojęcia, ilu członków Zakonu było teraz w mieście. Nie
wyglądało to dobrze, a zwięzłe pytania, jakie Christophe rzucał Nat,
gdy akurat nie biegliśmy pod górę, dawały do myślenia i przerażały
jednocześnie.
W środku, za drzwiami, były kolejne schody. Jęknęłam, zanim
zdołałam się powstrzymać. Nat parsknęła śmiechem.
- Dobrze robi na tyłek! - zawołała, przeskakując po dwa stopnie.
Ręka Christophe'a zamknęła się na moim ramieniu. Nie
potrzebowałam tego, mój aspekt nadal niezle sobie radził. Ale byłam
słabsza i wolniejsza przez tak długi czas, że teraz obawiałam się trochę,
czy starczy mi go na długo. Nie mogłam za sobą nadążyć.
- Jeszcze tylko trochę. - Christophe wyrównał oddech, ale z jego
włosów ściekał pot. Plamy sadzy i brudu wyglądały jak część
specjalnej charakteryzacji dla uzyskania maksimum efektu. - Miejsce
ewakuacji jest na dachu. Za dziesięć minut będziemy bezpieczni.
Udało mi się tylko wykrztusić dobrze", a potem skoncentrowałam
się na tym, żeby ich nie opózniać. Szliśmy w jednym rytmie, zupełnie
jakby szła jedna osoba.
- Jak tylko siÄ™ stÄ…d wydostaniemy, wsiÄ…dziemy do samolotu i
wylądujemy w Houston. Tam też jest Schola: ciepły posiłek i dobre
łóżko. Ochronią cię, zajmą się loup-garou. -Christophe pchnął mnie
przed sobÄ…. - Ruszaj.
Szłam. Nat od czasu do czasu pochylała się, dotykając dłońmi
schodów, gdy przemieniała się w wilka i wracała do ludzkiej postaci.
Robiła to z takim wdziękiem, że aż serce bolało. Został jej ostatni
magazynek, o czym wesoło poinformowała Christophe'a kilka minut
temu.
W górę, w górę, w górę, oddech rozrywał moje płuca, aspekt
rozmywał świat wokół mnie. Gdy Nat zatrzymała się w połowie
ostatniej kondygnacji, zwolniłam lekko. Wyciągnęła się w płynnym
skoku, kolejne metalowe drzwi wgięły się, gdy je wyważyła. Skoczyła,
przekręciła się w powietrzu i wylądowała, zatrzymując się precyzyjnie.
- Ta-da! - zawołała. Czekający na dachu helikopter złamał chyba
wszystkie możliwe przepisy nie tylko bezpieczeństwa, żeby się tu
dostać. Wyglądał na wojskowy, był czarny i potężny. Zawył silnik, w
otworze z boku zobaczyłam znajomą postać.
Hiro kucał, jego karmelowa twarz była spięta jak zwykle. Uniósł się
delikatnie, płynna gracja djamphira przebijała w każdym ruchu, czarne
włosy sterczały, gdy opływał go aspekt. Należał do Rady i budził
strach, ale zarazem wydawał się najbardziej cierpliwy i przystępny, no,
może z wyjątkiem Bruce'a. Uniósł lekko zagięte brwi, jakby był
zaskoczony naszym widokiem.
Przytrzymał się jedną ręką, schodząc na schodek, drugą dłoń
wyciÄ…gnÄ…Å‚ do mnie.
Byliśmy tak blisko...
I wtedy rozbłysło światło, tak nagłe i niespodziewane, jakby ktoś
włączył potężne reflektory. Nat zawirowała, warcząc głośno, białe
światło wypalało moje przyzwyczajone do ciemności oczy.
Wyciągnęłam rękę i usłyszałam ryk.
Hiro wyskoczył jak mały czarny cień, rozległ się straszny zgrzyt,
gdy rakieta trafiła prosto w helikopter.
- Na ziemię! - Christophe pchnął mnie mocno. Upadłam, zdzierając
sobie skórę na dłoniach, sunąc po szorstkiej powierzchni dachu, a
potem świat wybuchł bielą i zawirował, uciekając spode mnie.
Wszystkie dotychczasowe dzwięki wydały się głuche i przytłumione,
gigantyczna gorąca dłoń zgarnęła mnie i podrzuciła, powietrze
stwardniało na beton, zjechałam poza krawędz dachu. Moje ciało
przekręciło się, ratując mnie bez mojej wiedzy, szpony wbiły się w
ścianę budynku z szarpnięciem, który niemal złamał mi nadgarstki,
ramiona skręcił ból. Zawisłam i wtedy wybuchły płomienie,
wyskoczyły zza krawędzi dachu. Moje ręce przeszył straszliwy ból.
Dotyk nabrzmiał jak organy agonii, gdy wrzask nosferatu wszedł w
hałas niczym nóż w masło. Aspekt parzył, zalewał mnie, moje stopy
drapały ścianę budynku, szukając punktu zaczepienia i ześlizgując się.
Nie było nic. Bolały mnie ramiona i nadgarstki, gdy próbowałam się
podciągnąć, ale mimo aspektu nie mogłam tego zrobić w tej pozycji.
Poczułam zapach miedzi, cienkie strumyczki ciepła spłynęły po moich
ramionach, wsiÄ…kajÄ…c w podkoszulek.
Krew. Moja krew. Obudził się głód, poczułam przypływ
niezdrowej siły. Jęknęłam ciężko i chociaż jęk zginął w otaczającym
mnie hałasie, nadal był upokarzający. Podciągnęłam się trochę na
drżących rękach, a szpony odrywały się od palców kawałek po
kawałku.
Czy kiedykolwiek odrywano wam powoli paznokcie? NaprawdÄ™,
żadna przyjemność.
Zebrałam się w sobie, koncentrując się na zgięciu rąk. Jednak
byłam zmęczona po biegu, a zapach krwi nie tylko dręczył, ale również
wypełniał moją głowę wściekłością, utrudniając myślenie; siła
wyciekała ze mnie.
Bardziej poczułam, niż usłyszałam zgrzytliwy dzwięk, gdy moje
szpony ześliznęły się w końcu i runęłam w dół. Osiem pięter
przemknęło w mgnieniu oka. Wirując w powietrzu jak kot,
podciągnęłam stopy, aspekt napiął się i strzelił jak gumka, uderzając w
każdy centymetr mojej skóry.
Wylądowałam ciężko, tracąc oddech, ale nic sobie nie złamałam.
Moje dłonie były niczym kawałki żywego mięsa, podniosłam je do ust,
wciągnęłam zapach krwi. Padłam na kolana na kupie śmieci i
odruchowo odchyliłam się, gdy płonące szczątki helikoptera zaczęły
spadać na ulicę.
Co to było, do ciężkiej cholery? Głupie pytanie, przecież to
oczywiste, ktoś rozwalił helikopter rakietą. Czekał, aż wejdziemy na
dach i wtedy otworzył ogień.
Hiro. Christophe. Nat. O Boże...
Krzyki nosferatu rozwijały się niczym jasne wstęgi w ciemności
nocy. W moją głowę wbiły się lodowe szpikulce, uderzyłam
plecami o mur. Było tu brudno i obrzydliwie, a upał i wilgoć tylko
pogarszały sprawę. Usłyszałam stłumiony łopot skrzydeł i zobaczyłam
sowę babci. Zataczając kręgi, schodziła w dół, unikając płonących
odłamków, opadających cicho na zaułek. Wyglądała jak szkic węglem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]