download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- 18. Roberts Nora Pokusa 01 Nieodparty urok
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Howard Robert E Conan. Stalowy demon
- J. Robert King Anthology Realms of the Underdark
- Howard Robert E Conan Kull
- Nora Roberts Obiecaj mi jutro
- Jordan Robert Conan Tryumfator
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotocafe.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Walther wyprostował się. Sprawiał wrażenie, jakby dopiero teraz dostrzegł obecność Maxa.
- Mr. Jones? ... Zechciałby pan pozwolić do mojej kabiny tak szybko, jak to tylko będzie
możliwe?
- Tak jest, sir. Gdy jednak spojrzał na Sama, dodał niepewnie,
- Chciałbym jednak ...
- W tej chwili nie ma pan tutaj nic do roboty. Proszę ze mną - u-ciął w pół zdania Walther, lecz
za moment dodał nieco przyjazniej
- Powiedzmy, że za kwadrans ... Tyle czasu powinno panu wystarczyć, aby się umyć i przebrać
...
W największym pośpiechu wziął prysznic, ogolił się i założył świeże ubranie. Nie miał tylko
czapki, gdyż zgubił ją gdzieś w dolinie - tam, gdzie ich schwytano.
Punktualnie co do minuty zapukał do drzwi kabiny pierwszego oficera. Oprócz gospodarza przy
stole siedział główny inżynier Compacnor: oraz mr. Samuels - rachmistrz. Popijali kawę.
- Proszę, niech pan wejdzie, Jones ... - zaprosił go Walther
- Może kawy?
- O, tak. Bardzo proszÄ™, sir.
Max dopiero teraz poczuł potworny głód, więc nie oszczędzał śmietanki i cukru. Po chwili w
filiżance miał jasnobrązowy syrop. Siedział, pijąc powoli kawę, podczas gdy trzej mężczyzni
kontynuowali przerwaną jego wejściem dyskusję. Nagle, zupełnie bez związku z tym, o czym
mówiono, mr. Walther zwrócił się do Maxa.
- Jak siÄ™ pan czuje?
- Poza tym, że jestem trochę zmęczony, nic mi nie dolega, sir.
- Rozumiem, że nie wrócił pan z wczasów, tym bardziej więc jest mi przykro, iż nie_daję panu
spokoju. Czy orientuje się pan w naszym obecnym położeniu?
- Częściowo ... Sam ... mr. Andersen ... - głos go zawiódł.
- Bolejemy wszyscy nad jego śmiercią ... - powiedział poważnie Walther - Muszę przyznać, że
pod pewnym względem był to najlepszy człowiek, z jakim kiedykolwiek zdarzyło mi się pracować ...
Ale proszę, niech pan mówi dalej.
Max opowiedział pokrótce, co było mu wiadome, jednak zataił szczegóły śmierci Blaine'a i
Simes'a. Po prostu stwierdził tylko fakt, że byli martwi. Walther skłonił potwierdzająco głową.
- A zatem wie pan, czego się spodziewamy z pańskiej strony?
- Chyba tak. Mamy ruszać w dalszą drogę, a ja mam być astronautą ... Zawahał się.
- Sądzę, że spełnię te nadzieje.
- Hm ... ale to jeszcze nie wszystko.
- Tak, sir? ...
- Potrzebujemy pana w roli kapitana.
Spojrzenia wszystkich trzech mężczyzn spoczęły na jego twarzy. Maxa zawiodły zmysły ... przez
moment nie bardzo wiedział, kim jest i gdzie się znajduje. Dopiero głos pierwszego oficera,
dobiegający z jakiejś dużej odległości, niczym przez watę w uszach, przywiódł go do rzeczywistości.
- ... musimy niezwłocznie opuścić tę planetę. Prawo stanowi zupełnie jednoznacznie: podczas
lotu dowództwo może sprawować jedynie ten, kto ma kwalifikacje astronawigatora. Dlatego
prosimy, aby zechciał pan przejąć odpowiedzialność za statek i wydawane rozkazy. Choć jest pan
jeszcze młody, jednak wiedza oraz zdolności zupełnie spełniają stawiane prawem warunki. Mr.
Jones ... pan musi przyjąć tę propozycję.
Max zebrał się w sobie. Powoli, z ogromnym wysiłkiem doprowadził do tego, że rozmyte,
przelewające się niczym żywa plazma sylwetki odzyskały swe normalne wymiary i jednoznaczne
kształty.
- Mr. Walther? ...
- Tak? ... - Ale ja nie jestem astronautą ... Byłem zaledwie aspirantem ...
- Kelly powiedział, że pan jest astronautą - odparł Compagnon.
- To raczej on nim jest. Inżynier pokręcił głową.
- Nie do pana należy osąd. Samuela przytaknął ruchem głowy. Compagnon ciągnął dalej.
- Mówiąc szczerze, muszę wyznać, że wolałbym, aby mr. Walther przejął to stanowisko, ale on
nie dorósł jeszcze do podobnej funkcji. Byłbym szczęśliwy, mogąc powierzyć dowództwo
Hendrixowi, lecz jego nie ma już wśród nas. Chętnie sam obarczyłbym się tym ciężarem, ale jako
fizyk wiem przynajmniej tyle, że nigdy w życiu nie zdołałbym osiągnąć takiej wszechstronności,
jakiej wymaga siÄ™ od astronauty. Poza tym ta funkcja nie odpowiada memu temperamentowi. Kelly
powiedział, że pan jest jedynym, który potrafi sprostać temu zadaniu, a ja jemu wierzę. A zatem, sam
widzisz, drogi synu, iż musisz się pogodzić z tą koleją rzeczy. Musisz podjąć się tej niełatwej roli, a
wraz z nią przejąć autorytet, nieodłącznie związany z kapitańskim tytułem. Oczywiście, może pan
liczyć na pomoc Walthera ... wszyscy będziemy spieszyć z radą i wsparciem, ale tylko na panu,
wyłącznie na panu będzie spoczywała odpowiedzialność.
Max poczuł, jak serce zaczęło walić, niczym młot. Rozbolała go głowa. Pierwszy oficer
spojrzał nań wyraznie zatroskany.
- I co? ...
- Przyjmuję ... - wydyszał ciężko, a po chwili dodał - Co innego mi pozostaje? Walther powstał
z miejsca.
- Jakie są pańskie rozkazy, sir?
Max siedział w bezruchu - usiłował uspokoić szalony łomot serca. Palcami uciskał skronie,
chcąc doprowadzić tętno do normy.
- Hm ... proszę kontynuować normalny tok prac ... Przygotować statek do startu.
- Tak jest, kapitanie! - wyprężył się Walther - Mogę jeszcze spytać na kiedy planuje pan odlot,
sir? Max ponownie usiłował powstrzymać natłok myśli,
- Kiedy? ... Z pewnością nie wcześniej, niż jutro ... jutro w południe. Najpierw muszę się
wyspać.
Przyszło mu do głowy, że zgodnie z wcześniejszymi planami pierwszego oficera powinni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]