download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Lowell Elizabeth Sen zaklęty w krysztale(1)
- Elizabeth Mayne Lion's Lady
- Bailey Elizabeth Dziedziczka z nieprawego łoża
- Elizabeth Bevarly Najpierw przychodzi miłość
- Bevarly Elizabeth Kompromis
- McArthur Fiona Ocalona
- Kraszewski Józef Ignacy Pogrobek
- Green Roland Conan i wrota demona
- Steffen Sandra Na wszystko przyjdzie czas
- Donald Robyn Nierozerwalne wiezy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
randkÄ™.
Dzięki temu mógł teraz z podziwem przyglądać się orchideom. Nie
robił tego nigdy dotąd, lecz, jakimś niewyjaśnionym sposobem, gdy znalazł
się wśród mnóstwa pięknych i oszałamiająco pachnących kwiatów, od razu
wiedział, że tylko orchidee będą odpowiednie dla Miriam. Zaznaczyć jednak
należy, że w głębi duszy nieco się lękał, by nie zrozumiała tego gestu
opacznie. Po prostu starał się być uprzejmy. Gdyby odebrała to inaczej,
mógłby znalezć się w tarapatach.
Zastukał w drzwi i po chwili dobiegły go jakieś niewyrazne dzwięki.
Odruchowo poprawił krawat i wygładził nieistniejące zmarszczki na swojej
najlepszej, granatowej marynarce. Wierzył, że ubrał się Właściwie, choć
zupełnie nie wiedział, co Miriam zaplanowała na ich spotkanie. Już to
dowodziło, że zanosiło się na wieczór pełen osobliwości.
Po pierwsze pozwolił, by dziewczyna miała decydujący głos, a takie
zachowanie Rory uważał za bardzo niemęskie. Dlatego z całą mocą
postanowił, że to on ją zawiezie swoim samochodem.
Po drugie dopuścił do tego, że nie miał pojęcia, dokąd pojedzie. Dotąd
nigdy nic takiego mu się nie zdarzyło.
Po trzecie wreszcie, czymkolwiek będą zajmować się tego wieczoru, na
pona
ous
l
a
d
an
sc
pewno nie będzie to miało nic wspólnego z pracą naukową. Nie pamiętał,
kiedy ostatni raz przytrafiło się mu coś podobnego.
Wyglądało na to, że będzie to wielce pouczający wieczór. Drzwi
otwarły się i stanął oko w oko z Miriam. Cóż to był za widok! Jej włosy
spływały luznymi falami aż na ramiona. Na nagie ramiona, bo srebrna
atłasowa sukienka nie miała ramiączek, a jednak, jakimś niepojętym sposo-
bem, trzymała się nieco powyżej piersi. Rory'emu wcale to nie przeszkadzało.
Zaś na szyi Miriam lśnił naszyjnik, z całą pewnością stanowiący komplet z
równie migocącymi klipsami. Sukienka sięgała dość daleko za kolana, lecz i
to nie stanowiło przeszkody, ponieważ miała z lewej strony długie rozcięcie.
Profesor delikatnie potrząsnął głową, zdumiony, jakimi to drogami
chadzały tego wieczoru jego myśli. Zwykle miał nad nimi całkowitą kontrolę,
nie było tam miejsca na takie sprawy jak damskie nogi, rozcięcia w sukience
czy jedwabiste włosy i srebrne sukienki. Tylko czasami, i to niezbyt często,
pojawiała się szata bogini.
W każdym razie, pomyślał Rory z ulgą, ubrałem się właściwie. Za nic
jednak nie umiał wyobrazić sobie jakiegokolwiek miejsca w Marigold, gdzie
takie stroje byłyby stosowne.
- Wyglądasz... uroczo - powiedział. Uśmiechnęła się.
- Dziękuję - odparła nieśmiało. Nieśmiało? - zdumiał się. W takiej
sukience?
- Proszę. - Podał jej celofanowe pudełeczko. - To... dla ciebie.
Zarumieniła się. Rumieniec? W takiej sukience?
- Dziękuję - szepnęła, i równie cicho spytała: - Pomożesz mi je
założyć?Rory cały aż zadygotał, bowiem takiego obrotu wydarzeń nie
przewidział. Gdy kupował bukiecik orchidei, nie przypuszczał, że będzie
pona
ous
l
a
d
an
sc
zmuszony dotknąć Miriam. Choć przecież, gdy głębiej się zastanowił, nie
było to takie złe.
- Oczywiście - odparł.
Wziął od niej pudełeczko, otwarł i z wielką starannością wydobył
delikatne kwiaty. Oddał Miriam puste opakowanie, uniósł jej rękę i bardzo
powoli, jak zahipnotyzowany, wsunął gumkę na jej nadgarstek. Podniosła
rękę do twarzy, zamknęła oczy i głęboko wciągnęła słodki aromat. Rory
poczuł go także i z zadowoleniem pomyślał, że do tej kobiety pasował wręcz
wyśmienicie.
- To... dokąd pojedziemy na kolację? - spytał.
- Pomyślałam, że moglibyśmy udać się do Bloomington - odparła.
Podczas gdy on wciąż trzymał jej rękę, ona delikatnie muskała palcem płatki
orchidei.
Ten gest całkowicie przykuł uwagę Rory'ego i sprawił, że serce zaczęło
mu bić energiczniej. Patrzył i patrzył na hipnotyczne ruchy palca. Robiło się
mu coraz bardziej gorÄ…co.
Dlatego z dużym opóznieniem dotarło do niego znaczenie jej słów.
Zdumiony, wysoko uniósł brwi.
- Do Bloomington? - powtórzył. - Toż to co najmniej pół godziny
stÄ…d.
- Ponad trzy kwadranse.- poprawiła go Miriam - ale droga jest bardzo
piękna, no i będziemy mogli porozmawiać.
Porozmawiać? Ona chciała rozmawiać? W takiej sukience?!
- Ja... ja... ja...
- W Bloomington jest cudowna restauracja U Winony" - ciągnęła
pogodnie. - Otwarto ją kilka miesięcy temu, ale już jest niezwykle popularna,
pona
ous
l
a
d
an
sc
więc sam się domyślasz, z jakim trudem w tak krótkim czasie udało mi się
zarezerwować stolik. Zwykle trzeba tam dzwonić kilka tygodni wcześniej.
- Ja... ja... ja...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]