download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Gerber Michael Barry Trotter. Tom 3 Barry Trotter I Końska Kuracja
- 28. Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik Tom 28 Sekret alchemika Sędziwoja
- Terry Goodkind Cykl Miecz Prawdy (00) Dług wdzięczności (tom prequel)
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysiąca Słońc
- Crownover Jay NIEPOKORNY Tom 1 Jego Walka
- Herbert Frank Tom 5 Heretics of Dune
- Sandemo_Margit_ _Saga_o_Czarnoksiezniku_Tom_2
- Antologia SF Stało się jutro 21 Różni
- Macromedia Flash 8 Professional Ksiega eksperta
- 066 Luke Skywalker i Cienie Mindora
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wspomnienia. Sprzed tygodnia lub sprzed czterdziestu lat. Robi siÄ™ to za pomocÄ…
przymocowanych do głowy elektrod i przemyślnych chipów ukrytych w opasce. Wygodnie i
estetycznie.
Kobieta przyglądała się młodemu sprzedawcy z nieruchomą twarzą.
W warsztacie coś upadło. Baam.
- Przenośne holoprojektory tworzą obraz człowieka na podstawie wyekstrahowanych
wspomnień - tłumaczył chłopak. - Jakość produktu może zostać polepszona dzięki starym
fotografiom lub zapisom cyfrowym. A gdyby - dodał, myśląc o panu Bennetcie - była pani
stałą klientką, pani mapa neuronowa zostałaby zapisana w naszych zbiorach.
- Chcę siebie, gdy miałam dziesięć lat - przerwała kobieta.
- To częste życzenie. Ludzie lubią spotykać siebie, gdy... - Ile?
Chłopak dotknął klawiatury.
- Biorąc pod uwagę wstępne prace... dwieście nowych dolarów. Oraz pięćdziesiąt za
każdą godzinę projekcji plus depozyt za urządzenie, całkowicie zwrotny. - Znał na pamięć
koszty, ale uważał, że czytanie ich z ekranu nadaje sprawie większego znaczenia. - Jeżeli nie
chce pani depozytu, można otworzyć kredyt. Po trzech godzinach raty spadają, a noc jest bez
odsetek. Do negocjacji, rzecz jasna.
Kobieta wydawała się zniechęcona.
- Czy moja dziesięcioletnia wersja może coś trzymać? Na przykład loda?
- Niestety nie. Przykro mi. Projekcje nie są materialne. Jednak możemy wykonać obraz
loda...
- W Swoim Zwiecie" - przerwała - używa się robotów, nie hologramów. Roboty mogą
robić wszystko.
- Nie znam innych sklepów, proszę pani.
Kobieta zamrugała i westchnęła.
Była wcześniej w Swoim Zwiecie", cokolwiek to jest, uświadomił sobie chłopak. Ale
roboty - to wyglądało na drogą ofertę, skomplikowaną i wymagającą dłuższych sesji. Poczuł
się pewnie, gdy ponownie odezwał się do klientki:
- U nas dostanie pani więcej na raty.
Nie odpowiedziała.
- Pani i pani dziecięca wersja będziecie na siebie reagować, będziecie mogły rozmawiać -
zapewnił. - Młodsza wersja będzie wyglądać całkiem normalnie. Głośnik w projektorze
wyemituje głos, który zabrzmi autentycznie, postać będzie dostrzegać swoje otoczenie. I
będzie miała pani wspomnienia z tamtego okresu.
Proces przypominał hipnozę, część informacji była uzyskiwana z podświadomości.
- Może pani zadawać pytania swojej wersji. I pani wersja na pewno również będzie pytać.
Potrafi się nawet uczyć - procesory, jakie pani założy, mają funkcję samoedukacji - dzięki
czemu kiedy zechce pani ponownie skorzystać z naszych usług, będzie pani mogła rozpocząć
spotkanie w miejscu, gdzie wcześniej się skończyło.
- Kiedy miałam dziesięć lat - odezwała się kobieta - matka zabrała mnie do parku i kupiła
mi lody waniliowe.
Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, chłopak tylko się uśmiechnął.
- Wyjątkowy dzień - stwierdziła władczo i dodała: - Zasługuję na przyjemny dzień.
Właśnie tego chcę.
- Oczywiście - zapewnił młody sprzedawca.
- Znam dokładną datę.
- To bardzo ułatwi proces.
Kobieta zamyśliła się.
- Nie chcę, aby moja wersja wiedziała, kim jestem. Można to zrobić, prawda? Można
sprawić, żeby myślała, że jestem jej ciotką?
- Podobnie jak w hipnozie - odpowiedział chłopak - możemy podsuwać sugestie.
Cokolwiek pani sobie życzy.
Podeszła do lady, pytając:
- Co teraz?
- OtworzÄ™ pani rachunek.
- Dziękuję. - Przyglądała się swoim dłoniom.
- ImiÄ™ i nazwisko?
- Susan Markle.
- Wiek?
Nie odpowiedziała, podniosła tylko na chłopaka wzrok.
- Ile masz lat?
- Osiemnaście. Skinęła obojętnie głową.
- Lubisz swojÄ… pracÄ™?
- Bardzo. Chociaż to mój pierwszy dzień...
- NaprawdÄ™?
- Ale bardzo interesuje mnie ten biznes. Staram się oszczędzać. Chcę otworzyć swój
własny sklep...
- Pięćdziesiąt trzy? - przerwała mu.
- ProszÄ™?
- Tyle mam lat.
* * *
Właściciel wyszedł z zaplecza i zmierzył Susan Markle taksującym spojrzeniem. Na jego
twarzy odmalowało się najpierw zaskoczenie, by zaraz zamienić się w podejrzliwość. Był
mężczyzną przeciętnego wzrostu, ale z szerokimi ramionami. Po wypadku z chemikaliami
dawno temu zostały mu tylko resztki włosów. Twarz miał czerstwą, lecz oczy zaczerwienione
i nos spuchnięty. Na skroniach znaczyły się sine żyły. Czoło opinała mu wąska srebrzysta
obręcz.
- Noszę ją w celach demonstracyjnych - wyjaśnił, a jego niski, schrypnięty głos zdawał
się wypełniać pomieszczenie. - W czym problem? - dodał zaraz, nie zerknąwszy nawet na
młodego sprzedawcę.
Chłopak wyjaśnił, czego chce klientka, podał numer jej akt i czas, za jaki chciała
zapłacić. Pani Markle obserwowała rozmowę, spoglądając to na właściciela sklepu, to na
sprzedawcę. Temu ostatniemu robiło się nieswojo za każdym razem, gdy czuł na sobie wzrok
kobiety.
Nagle pojawili się Bennettowie. Pierwszy wyszedł autentyczny pan Bennett i przytrzymał
drzwi dla pozostałych. Mężczyzni ubrani byli w identyczne dresy w jaskrawych barwach.
Najmłodszy, może trzydziestopięcioletni, był też najbardziej postawny. Pięć projekcji
jednocześnie. Prawdziwy pan Bennett zachichotał.
- Szanowni państwo, zaczynamy! - oznajmił. - Coroczny zjazd urodzinowy Bennettów!
Pani Markle potrząsnęła głową, spoglądając na dziwaczną grupę.
- Na tyły, kobieto - rzucił właściciel. - Musimy zaczynać.
Chłopak zjeżył się, słysząc ten ton. Nieuprzejmość stanowiła niemal proszenie się o
kłopoty, szczególnie w przypadku nowych klientów, dlatego młody sprzedawca starał się
złagodzić złe wrażenie.
- Tędy, pszepani - wskazał. - Proszę iść za szefem i dobrze się bawić.
Skinęła głową i ruszyła do drzwi.
Wersje pana Bennetta odskoczyły jej z drogi. Wydawały się równie prawdziwe jak ich
oryginał, o ile nie zbliżyły się za bardzo do okna, ponieważ wówczas nieco blakły w
promieniach słońca. Autentyczny Bennett podszedł do kontuaru.
- Domyślasz się, co to za tradycja?
- Urodzinowy bieg?
- Wyścig. Dziesięć mil. - Starszy pan uśmiechnął się radośnie. - Przychodziłem tu
trzydzieści sześć razy w urodziny i ścigałem się ze sobą. Widzisz tego grubasa? Robię
dookoła niego kółka i świetnie się bawię. Dlatego załatwiłem sobie rezerwację do końca
wieku.
Właściciel wrócił i sięgnął za klawiaturę po narzędzia, których potrzebował.
- Jesteś kretynem, Bennett - stwierdził. - Na zewnątrz jest patelnia.
Starszy pan wyszczerzył się niewzruszony.
- Damy sobie radÄ™. Prawda, kochani?
Projekcje odpowiedziały natychmiast:
- Jasne!
- Pewnie!
Oraz:
- To ma być patelnia?
Głos najgrubszego z Bennettów załamał się na zakłóceniach, jego audio nie działało
dobrze. Młody sprzedawca postanowił zapamiętać, żeby wspomnieć o tym właścicielowi.
- Tylko nie miej do mnie pretensji, jak umrzesz w tym upale!
Starszy pan wzruszył ramionami i mrugnął do chłopaka.
- Jak zawsze pesymista. To część tradycji.
Właściciel roześmiał się z przymusem, po czym zniknął na zapleczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]