download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Howard Robert E Conan. Stalowy demon
- J. Robert King Anthology Realms of the Underdark
- Heinlein Robert Daleki patrol
- Howard Robert E Conan Kull
- Heinlein, Robert A Methuselah's Children
- Jordan Robert Conan Tryumfator
- Howard Robert E Conan władca miasta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blox.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A kiedy sezon się skończy? Zmarszczyła czoło. Spojrzenie miała równie posępne jak
świat za oknem.
- Muszę oderwać się od Kirka, przestać uczestniczyć w jego życiu. To mnie zbyt wiele
kosztuje.
- Wstała od stolika. - Muszę wracać.
Nim się zorientowała, poderwał się na nogi i zagrodził jej drogę, po czym przytulił ją
mocno do siebie.
- Nie, błagam - szepnęła, zamykając oczy. Zalała ją fala ciepła. - Kiedy stajesz się taki
troskliwy i czuły, ja... - Całował ją po włosach, gładził po plecach.
- Proszę cię, bo zaraz tryśnie mi z oczu fontanna łez.
- Fontanna łez? - Zdumiał się. - Wiesz, przez te wszystkie lata, odkąd się znamy,
chyba ani razu nie widziałem cię płaczącej.
- Nie cierpię upokarzać się w miejscach publicznych. - Dobrze jej było w ramionach
Lance'a; wcale nie miała ochoty nigdzie się ruszać. - Nie bądz dla mnie taki miły, bo jeszcze
się przyzwyczaję i co wtedy będzie?
Podniosła oczy; nie zdążyła się uśmiechnąć. Przywarł ustami do jej ust. Był to
delikatny pocałunek, bez ognia, bez żaru, po prostu serdeczny i czuły. Mimo to nogi się pod
nią ugięły. Lance nie naciskał, nie żądał, jedynie dawał. Nie spodziewała się, że jest zdolny
do takiej bezinteresowności. Po chwili zaczęła odwzajemniać pocałunek, też delikatnie, czule,
niespiesznie.
Gdy wreszcie Lance opuścił ręce, nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Pytania
wyczytał z jej oczu.
- Nie wiem, co będzie - odparł cicho, gładząc ją po włosach. - Aatwiej było, kiedy nie
wiedziałem, jaka jesteś krucha.
Pochyliła się po torbę z aparatami. Krucha poczuła się dopiero w momencie, kiedy
wziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona.
- E tam, wcale nie jestem krucha - sprzeciwiła się wesoło.
Uśmiechnął się, rozbawiony jej protestem.
- Jesteś, choć tego nie lubisz.
- Nie jestem. - Potrząsnęła energicznie głową. Bała się, że znów ją obejmie, a wtedy
ona ponownie się rozklei. Słabość ją przerażała. Z doświadczenia wiedziała, że przetrwać
mogÄ… tylko silni.
Wziął od niej torbę i przewiesił sobie przez ramię.
- Dobrze, to będzie nasza tajemnica - powiedział i chwyciwszy Foxy za rękę, ruszył na
zewnÄ…trz.
Kiedy wrócili do Stanów, Kirk wyprzedzał rywali o pięć punktów. Do tytułu mistrza
świata wystarczyłoby mu zwycięstwo na torze Watkins Glen.
Foxy zaś od wyjazdu z Włoch zauważyła pewne drobne zmiany, zarówno u siebie, jak
i u ludzi jej najbliższych. Nie umiała jednak powiedzieć, na czym one polegają. Zawsze dotąd
kontrolowała swoje myśli i uczucia, a teraz... teraz jakby nie do końca nad nimi panowała. Na
przykład wcale nie chciała tak często myśleć o Lansie, jak myślała.
Odkąd zdradziła mu, że boi się o życie brata, odnosił się do niej z niezwykłą
delikatnością, a jednocześnie jakby z rezerwą, czego nie potrafiła zrozumieć. Po tym długim,
czułym pocałunku w restauracji ani razu jej nie dotknął; nawet nie próbował. Dotychczas
sądziła, że niezle go zna. Teraz przyszło jej do głowy, że to nieprawda. %7łe wcale nie wie, co
się kryje pod maską twardziela. A bardzo ją to ciekawiło.
Zauważyła również zmianę w Kirku. Stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Ale
ponieważ miewał takie okresy w przeszłości, nie wypytywała, co mu dolega. Po prostu
uznała, że jest to związane ze stresem, bądz co bądz mistrzostwa powoli dobiegały końca.
Pam również wydawała jej się inna niż na początku, znacznie spokojniejsza. Zazdrościła
przyjaciółce tej błogości, zwłaszcza podczas treningów i kwalifikacji.
Liczący trochę ponad trzy i pół kilometra tor Watkins Glen prowadził przez teren
częściowo zalesiony. Liście na drzewach mieniły się barwami jesieni: złotem, fioletem,
czerwienią. Panowała typowo pazdziernikowa aura: niebieskie niebo, mocno operujące
słońce, chłodne rześkie powietrze. Spośród wszystkich torów, jakie Foxy widziała w ciągu
ostatnich dziesięciu lat, ten lubiła najbardziej. Miał w sobie coś bardzo swojskiego.
Oglądała ścigające się bolidy przez obiektyw aparatu. Ostatni wyścig, pomyślała z
ulgą. Obok niej stał Charlie Dunning, który mrużąc oczy przed słońcem, uważnie śledził
kolejne okrążenia.
- Już prawie koniec - szepnęła.
- Nie nudzi ci się pstrykanie zdjęć? - spytał skrzywiony.
- A tobie nie nudzi się naprawianie wozów i uganianie się za kobietami?
- Ależ to są szlachetne zajęcia - odparł. - Robisz się coraz chudsza - dodał, próbując ją
uszczypnąć w pasie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]