download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Kraszewski JI Rzym za Nerona
- Kraszewski Józef Ignacy Dante. Studja nad Komedją Bozką
- Kraszewski_Józef_Ignacy_ _Stara_baśń_cz._2
- Kraszewski JÄ‚Å‚zef Ignacy Pogrobek
- Braun GaśÂ‚kowska Maria Psychologia domowa. MaśÂ‚śźeśÂ„stwo dzieci rodzina
- Mortimer Carol Chcć™ tylko ciebie
- Harlan Ellison With Others Partners in Wonder
- asimov isaac nastanie nocy
- Ford Jeffrey Cley 01 Fizjonomika
- Howard Linda Mackenzie 04 Sunny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dzieckiem będąc, wychowywałam się w Krakowie, potem w Warszawie, a teraz czym
Małopolanka, czy Mazurka, sama nie wiem!
I śmiać się poczęła.
- A rodzinę waćpanna masz?
- badał Płaza.
- %7ładnej, nie wiem przynajmniej o nikim - obojętnie mówiło dziewczę.
- Pójdzie za mąż - wtrąciła żona Bieleckiego - to się i rodzina znajdzie.
Dziewczę podniosło główkę.
- Nie mam ochoty w jarzmo iść i niewolę - rzekła.
- Szczęśliwych małżeństw mało.
Pókim wolna, to mi wszyscy nadskakują, a potem...
Lepiej tak jak jest!
- dokończyła.
- No, a na starość?
- zapytała Bielecka.
- Myślę, że do klasztorów przyjmują - rozśmiało się dziewczę.
Za jej śmiechem parsknęła Bielecka, bijąc w ręce, bo piękne pierścienie na nich
pokazać chciała.
- Prosto z dworu do klasztoru, to tak jak w Å‚azni, gdy z gorÄ…cej pary pod zimnÄ…
strugę śmielsi idą.
Jak ptaszek poruszając główką zalotnie, butnie i śmiało, dziewczyna się rzuciła
na krzesło.
- O jutrze myśleć nie trzeba - rzekła - co nam tam!
ROZDZIAA 5.
Król jegomość Władysław IV, z pierwszej żony Zygmunta III Anny narodzony, w
roku tym, gdy o nowym małżeństwie zamyślał, był już na drugiej połowie żywota, w
której sił nie przybywa, zwłaszcza gdy pierwszą szafowało się hojnie.
Z bardzo urodziwego niegdyś młodziana usposobienie chorobliwe, sposób życia
uczyniły go teraz ociężałym, otyłym, z obrzękłymi od podagry nogami, z twarzą
rozlaną i bez wyrazu, mężczyzną starszym na pozór, niż był w istocie.
Często się już bez laski poruszać nie mógł, a całymi tygodniami w łóżku leżeć i
na rady senatorskie z łożem się musiał kazać nosić.
Nie zbywało mu na świetnych przymiotach, a szczególniej na tej miłości sławy,
którą już dawne wojny, dosyć szczęśliwe, mile połechtały.
Za pózno teraz budziło się w nim gorące pragnienie zapisania imienia swego na
kartach dziejów, nie tylko Polski, ale całego chrześcijańskiego świata.
Zdawało mu się, że potrafi stanąć na czele ligi przeciw nieprzyjaciołom krzyża
i precz ich wyganiając z Europy, zagarnąć znaczną część spadku po nich.
Władysław, nomen omen, byłby pomścił Warneńczyka.
Tymczasem szlachecka Polska ani chciała słyszeć o wojnie z Turkiem, o wyprawie
na niego.
Wszyscy siÄ™ jej obawiali.
Król też nie objawiał głośno myśli swych, które tylko najpoufalsi jego
powiernicy znali.
Przygotowania czyniły się potajemnie Jak Stefan Batory, jak Zygmunt III,
Władysław IV pochlebiał sobie, iż szlachtę i panów potrafi okiełznać, a
przynajmniej podejść i zmusić do działania po swej myśli.
Pomagali mu do tego Ossoliński i cały zastęp osobistych jego przyjaciół.
Nie stanowili oni jednak tak silnego obozu, aby wstępnym bojem na sejmie mogli
się spodziewać odnieść zwycięstwo.
Na wszelki wypadek królowi doradzono fortel, o którym jużeśmy wspominali - mógł
się Kozakami posłużyć.
Na tajemny rozkaz króla Niżowcy mieli wpaść na Turków i zmusić ich do
wypowiedzenia Polsce wojny.
Naówczas król z pomocą Wenecjan i posiłkiem papieża, w zmowie będąc z Grekami i
Bułgarami, miał się rzucić na Ottomanów.
Obiecywano mu nad połączonymi siłami chrześcijaństwa naczelne dowództwo.
Zwycięstwo zdawało się pewnym.
Wszystkie złudzenia pomocy obcej, które Warneńczyka na plac boju wywiodły,
powracały tu, grożąc nowym zawodem i klęską.
Ale król pragnął sławy, a pochlebcy mu ją rokowali.
Przy tej zręczności sam nieznośny ów organizm Rzeczypospolitej, który króla
czynił zależnym od niesfornej szlachty, od prywatą kierujących się magnatów,
czasu wojny łatwo mógł prysnąć przy wojennej dyktaturze.
Jak ojciec, Władysław jarzmo tej podległości prawu znosząc boleśnie, rad by je
był zrzucić z siebie i następców.
Marzenia te w młodym i energicznym monarsze miałyby były może pewne widoki
powodzenia; patrzącym na Władysława musiały się wydać dziwacznymi.
Podagra, kamień, zastarzałe defekta ledwie mu dawały folgę niekiedy; jęczał po
nocach, a bohaterstwa mu się zachciewało, które wszech sił człowieka wymaga.
Lekarze obiecywali uzdrowienie, pochlebcy wojnę uważali za lekarstwo, król
ukochanemu Zygmusiowi wielkie państwo dziedziczne chciał po sobie przekazać.
Tymczasem pieniędzy w skarbie nie było, a prywatną szkatułę królewskie fantazje
mnogie wyczerpywały.
Wybrali go jego ulubieńcy i ulubienice, dwór sam okazały, kapela, teatr,
stajnie, służba, mnogie budowy kosztowne pochłaniały tysiące.
Na ostatek i bracia, szczególniej niespokojny Jan Kazmierz, niemiłosiernie go
darli.
Zwietnie posłom cudzoziemskim przedstawiał się ów dwór króla jegomości
polskiego i szwedzkiego, ale szafarze upewniali, że czasem na kuchnię nie było
za co kupić mąki i soli.
Któż wie, czy to projektowane ożenienie, któremu Rzeczpospolita się nie
sprzeciwiała, nie było osnute dla podsycenia prywatnego skarbu na wojnę przeciw
Turkom?
Przyszła królowa uchodziła za bardzo bogatą, jedną z najlepiej wyposażonych
księżniczek Europy.
Wahano się długo pomiędzy Rakuszanką a Francuzką - ostatnia zwyciężyła.
Wstręt w narodzie przeciwko domowi cesarskiemu trwał zawsze.
Podejrzywano go o knowanie przeciw swobodom Rzeczypospolitej, a im mniej ich
używać umiano, tym one droższymi się stawały.
Władysław IV dzięki zręczności Ossolińskiego, którego nie lubił, ale
potrzebował, miał się za polityka i wiele sobie obiecywał z nowego aliansu.
W polityce wewnętrznej taż sama myśl, którą Zygmunt III tylu przypłacił
ofiarami spokoju i godności osobistej, myśl wyłudzenia zręcznego władzy, której
prawo dawało tak niewiele, rządziła królem, a Ossoliński ją popierał.
Nie miano siły na zamach, który by zmienił stosunki panującego do narodu i
władzę mu nadał większą; próbowano więc ją wykraść, wyrobić, opanować może czasu
wojny.
Do tej zmiany systemu miało być pomocą ustanowienie rycerstwa nowego, zakonu
Niepokalanego Poczęcia Panny Marii, którego statuty potwierdzono w Rzymie, ale
go Rzeczpospolita znać nie chciała; ku temu wiodły tytuły za granicą
wyjednywane, mające oddzielić magnatów od tłumu szlachty, aby ich postawić na
straży tronu absolutnego monarchy.
Wojna z pogany, wojska zaciążne obce dla niej wprowadzone ułatwiały czasową
dyktaturę, mogącą się zmienić w trwałą, a podporą jej miały być te pułki
cudzoziemskie, które przeciwko szlacheckiemu ruszeniu i siłom domowym zwrócić
było łatwo.
Do tych planów, połączonych z nadzieją rozszerzenia granic kosztem pogan,
wygnanych z krajów przez Słowian i Greków zasiedlonych, nie przyznawano się
głośno nawet może w najciaśniejszym kółku zaufanych; za chorągiew służyła obrona
chrześcijaństwa, wielka do zdobycia sława i rozszerzenie granic.
Ale tak Władysławowi IV, jak ojcu jego, jak potem Janowi Kazmierzowi przemoc
szlachecka, nadzór sejmów i ich wszechmocność ciężyły jarzmem nieznośnym, z
którego się ciągle otrząsnąć usiłowali.
Nie było po temu siły, zażywano więc przebiegłości, a król się nie przyznawał
do knowań o absolutum dominium, chociaż obawy szlachty o zaprowadzenie go
niezupełnie były płonne.
Król go pragnął, ostrożnie i podstępnie czynił kroki do pozyskania, ale nawet
najzupełniej mu oddani słudzy nie przypuszczali, aby starania powodzenie
uwieńczyło...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]