download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Eo Orzeszko, Eliza Marta
- Chandler śąegnaj, laleczko
- Moorcook, Michael EM4, La Torre Evanescente
- Ja, anielica rozdziaśÂ‚y 1 14
- Ksiega dzungli Kipling Rudyard_1131
- Frederik Pohl Heechee 4 Annals of the Heechee
- Hawkins Karen Talizman 02 Wyznania śÂ‚otra
- conrad_frere_de_la_cote
- Edgar Allan Poe Collected Works of Poe Volume 2 The Raven Edition
- 18. Roberts Nora Pokusa 01 Nieodparty urok
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdyby wiedziała, że z tej ciężkiej wędrówki po mieście wracając, gdy głodna, zziębła, zmar-
twiona, upokorzona otworzy drzwi tego ubogiego, ciasnego domu swego, głos jakikolwiek
przyjaznie, łagodnie, po ludzku do niej przemówi, ręka czyjakolwiek z serdecznym powita-
niem ku niej się wyciągnie. Gdyby chociaż spotykała ją tam cisza i witała chłodna, ale spo-
kojna samotność. Ale wiedziała dobrze, co ją czeka.
Ot, jak to jednak na świecie bywa! Na pozór, zdaje się, cóż lepszego? Córka po dniu pracy
wraca do matki, która na nią w domu oczekuje. Witają się pocałunkiem i uściskiem, opowia-
dają sobie, co robiły i czego doświadczyły, pocieszają się wzajem, gawędzą, wspólnie odpo-
21
czywają. Jakże to błogo, poetycznie, idealnie! Matka! najsłodsze w mowie ludzkiej imię, naj-
bliższa w świecie istota, najpewniejsza i najpobłażliwsza przyjaciółka! Mówią i opisują lu-
dzie, że tak jest na świecie, ale ona wie, że bywa też i inaczej, inaczej! A choć komu wcale
jest inaczej i ktoś nie chce, o, jak nie chce wracać do domu i do matki, jednak na ulicy długo
stać nie może, bo zimno dokucza i przechodnie popychają, a co gorsza przypatrywać się i w
twarz mu zaglądać zaczynają z ciekawości: co to za bałwan taki stanął tu i drogę ludziom
zagradza wtedy, gdy oni do rodzinnej, świątecznej uczty śpieszą? Więc trzeba iść dalej. Nie
można sobie na kaprysy i mazgajenie się pozwalać. Trzeba iść. Co trzeba, to trzeba!
Poszła, wolniej nieco niż wprzódy, a idąc myślała, że jednak matka jej nie była zawsze ta-
ką, jak teraz. Zawsze wprawdzie miała ona charakter gniewliwy i popędliwy, którą to popę-
dliwość ona, Jadwiga, od niej może w dziedzictwie wzięła. Ale dopóki ojciec żył, wszystko
szło niezle. Bracia do szkół, ona na pensję chodziła. Ale gdy ojciec umarł, zmieniło się
wszystko; oni do szkół chodzić przestali, a ona z pensji przeniosła się do krawieckiej pracow-
ni, aż w osiemnastym roku życia na własną rękę pracować zaczęła. Osiem lat prawie od tej
pory upłynęło, a przed sześciu ona z matką tu przyjechała, bo w rodzinnym mieście z igły
utrzymać się było nie podobna. Obce tu są, krewnych ani dawnych znajomych nie mają wca-
le, a odkąd Władyś i Józio pisywać nawet do nich przestali, w domu taka już zrobiła się bieda,
taki wieczny kwas zapanował, że czasem i wytrzymać było trudno. Cóż jednak robić? Nie
topić się, ani ręce bezczynnie założyć i lamentować! Topić się pomimo wszystko nie ma
ochoty, a bezczynnie lamentować nie może, choćby dlatego, że lamentem nie podobna ani na
jeść się, ani przyodziać, ani w piecu wypalić. Więc trzeba iść naprzód. Co trzeba, to trzeba!
Poszła, ale ujrzawszy Ruchlę o róg bramy opartą i jak posąg wśród zmroku stojącą, przysta-
nęła znowu.
Moja Ruchlo ozwała się czego ty tu stoisz i daremnie marzniesz? Przecież to wigilia
świąt i do tego już wieczór! Któż teraz myśli o chodzeniu do krawców?
%7łydówka powoli wzniosła w górę ramiona.
Już ja tak przywykła odpowiedziała.
Jakże twój mąż ma się teraz?
A nic; chwała Bogu troszkę lepiej.
RobotÄ™ ma?
TroszkÄ™ ma.
Zdawało się, że Jadwiga coś powiedzieć, o coś zapytać chciała, ale wahała się chwilę. Na
koniec zaczęła.
Czy pocztylion tu nie przychodził i nam listu nie przyniósł?
Ruchla zwolna odpowiedziała:
Nie, jego tu nie było. Ja ciągle tu stała i pewno mówię, że jego tu nie było.
Naturalnie! szepnęła do siebie Jadwiga. Widocznym było, że miała trochę nadziei i jak
tyle już razy, zawiedzioną została, bo twarz pomimo woli na dłoń opuściła i zamyśliła się. Nie
odchodziła, bo strasznie jej się nie chciało do domu powracać. Znowu Boże Narodzenie nade-
szło, a żaden z nich nie odezwał się, nie napisał. Będą tam w domu dziać się śliczne rzeczy!
Miły wieczór ją oczekuje! Ruchla schyliła się nieco nad zamyśloną i z cicha, z przyjazną
żartobliwością zapytała:
A od kogo to panienka takiego miłego listu czeka, że tak często pyta się mnie, czy był
pocztylion? Pewno ten pan bardzo miły, kiedy panienka tak listu od niego czeka? Daj Boże!
daj Boże panience szczęście, bo panienka jest dobra! Jak to! była więc na ziemi istota ludzka,
która ją dobrą nazywała! Może wrażenie przez nazwę tę wywarte sprawiło, że łagodnie i na-
wet poufale odpowiedziała:
Nie ma na świecie, moja Ruchlo, takiego pana, od którego bym ja listu czekała. Nikt na
całym świecie nie myśli i nie dba o mnie. Od braci listów, ja i matka, czekamy, czekamy i
doczekać się nie możemy...
22
A gdzie oni są? zapytała %7łydówka. Wymieniła nazwę rodzinnego swego miasta.
Jeden w biurze, a drugi w wojsku służy... objaśniła jeszcze i z nagłym postanowieniem,
aby już iść do domu, %7łydówce na pożegnanie głową skinęła.
Dobranoc, Ruchlo! Idzże do domu, bo zmarzniesz tylko i zachorować możesz, a dziś już
pewno nic tu nie wystoisz...
Już ja tak przywykła. Dobranoc panience! Daj Boże szczęście!
Jaką ta %7łydówka dziwną, dziką myśl miała, że ona od jakiegoś miłego pana listu oczekuje!
Zdarza się na świecie, i nierzadko, że dziewczęta od miłych sobie ludzi miłe listy otrzymują;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]