download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Lori Wilde Szczęśliwy przypadek
- Copeland_Lori_ _Phantom_Press_Romans_111_ _Ostateczna_rozgrywka
- Copeland Lori Slodki klamca
- 0047. Lamb Charlotte Trudna miśÂ‚ośÂ›ć‡
- Antologia SF StaśÂ‚o sić™ jutro 21 Róśźni
- Curnyn Lydia Polowanie na m晜źa czyli teoria szczelnej przykrywki
- James Axler Deathlands 001 Pilgrimage to Hell
- Heinlein_Robert_A_ _Dubler
- Kingsley Maggie Klinika Doktora Harta
- Cykl Pan Samochodzik (29) Kaukaski wilk Sebastian Miernicki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszka-misiu.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pieroga, zapiekanego w sosie pomidorowym. (Przyp. tłum.)
Kelner wyraznie się zdziwił.
- Oczywiście jest wliczone.
73
R S
- Przy tych cenach można się tego spodziewać. - Bill oddał obie
karty dań. - Proszę o cały koszyczek.
Po krótkiej chwili wahania kelner obrócił się na pięcie i odszedł ze
zbolałą miną.
Bill oparł łokcie na stole i uniósł w górę szklankę z herbatą,
sprawdzając, czy nie ma na niej zacieków.
- Opowiedz mi o sobie - zwrócił się do Temple.
- Jestem stewardesÄ…. PracujÄ™ dla linii Sparrow.
- Od jak dawna latasz?
- Od dziesięciu lat. W tym pięć dla Sparrow.
- Myślałaś kiedyś o innym zajęciu? No wiesz, kiedy skończysz latać.
Będziesz mogła pracować na przykład jako hostessa, nim przejdziesz na
emeryturÄ™?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - przyznała Temple. - Linie
lotnicze nie stosują teraz takich obostrzeń dotyczących wieku jak niegdyś,
więc sądzę, że będę mogła latać tak długo, jak zechcę.
- Ile masz lat? - spytał Bill z diabelskim błyskiem w oku. Temple
popatrzyła na niego zaskoczona. Co za gbur!
- Oczywiście żartowałem - wycofał się. - Wiedziałem przecież, że
nie przyznasz się do swego wieku. A ile ważysz?
W czasie kolacji Bill gadał niemal bez przerwy. Temple jadła i
słuchała jednym uchem, zastanawiając się, co powstrzymuje ją przed tym,
by wstać i natychmiast odejść od stolika. Chyba tylko dobre wychowanie,
westchnęła w duchu. Poza tym szkoda marnować smaczne jedzenie.
- Wkrótce założysz rodzinę - perorował Bill. - Statystyki mówią, że
kobiety wychodzą za mąż, nim skończą dwadzieścia trzy lata. O dwa lat
pózniej niż dekadę temu. Mężczyzni żenią się teraz około dwudziestego
74
R S
piątego roku życia. Wcześniej robili to w wieku dwudziestu trzech lat.
Kobiety pracują mniej więcej do trzydziestki, kiedy to decydują się na
urodzenie dziecka. Jednakże warunki ekonomiczne zmuszają wiele z nich
do kontynuowania pracy zawodowej, mimo iż lepiej byłoby, gdyby z niej
zrezygnowały. Aączenie pracy z prowadzeniem domu, zwłaszcza gdy są
już dzieci, jest bardzo stresujące - przekonywał.
W głowie Temple odezwał się alarmowy dzwonek.
- Czyżby mężczyzni nie pomagali w wychowywaniu potomstwa? -
spytała
- Nie w początkowym okresie ich życia. Kobiety są lepszymi niań-
kami - oświadczył kategorycznym tonem Bill. - Co prawda statystyki
mówią, że mężczyzni przejmują coraz więcej obowiązków związanych z
wychowaniem niemowląt, ale moim zdaniem zafałszowują je ci panowie,
którzy ochoczo korzystają z możliwości wzięcia urlopów wy-
chowawczych. Przecież musisz przyznać, że wy, kobiety, lepiej się znacie
na dzieciach. Planujesz mieć własne?
- Jeszcze nie teraz.
Jak powiedział Craig, najpierw małżeństwo, a ta perspektywa
wydawała jej się coraz bardziej mglista.
- Nie powinnaś zbyt długo czekać. Przekroczyłaś już trzydziestkę.
Temple postanowiła zmienić temat.
- Słyszałam, że jesteś dyplomowanym księgowym?
- Zgadza się. Pracuję dla znanej spółki. W ciągu pięciu lat zamierzam
zostać jej współwłaścicielem.
- Masz jakÄ…Å› specjalizacjÄ™?
75
R S
- Podatki od dochodów i zysków kapitałowych. Choć tak naprawdę
interesuje mnie statystyka. Teraz zajmujÄ™ siÄ™ bardzo skomplikowanÄ…
sprawą. Pewna firma utylizująca odpady przemysłowe...
Temple nieuważnie wsłuchiwała się w potok słów, płynących z ust
Billa. Wyobraziła go sobie nagiego, w otoczeniu ksiąg przychodów i
rozchodów, i ta wizja wywołała w niej dreszcze.
Bill kontynuował wyjaśnianie skomplikowanych systemów
księgowania. Matematyka nigdy nie była mocną stroną Temple, o czym
świadczyło najlepiej to, że nie umiała sobie poradzić z bilansowaniem
własnej książeczki czekowej. Craig cierpliwie próbował jej wyjaśniać całą
procedurę i powtarzał, że to bardzo proste. Według słów Billa, praca nad
księgami zajmowała niemal tyle samo czasu, ile potrzeba było na odkrycie
bomby atomowej. Trzykrotnie jednak podkreślał, że nie ma większej
satysfakcji niż w chwili, kiedy wszystkie kolumny cyfr uda się w końcu
zbilansować.
- Chciałbym zaproponować państwu jeden z naszych znakomitych
deserów. - Kelner podszedł do stolika z tacą, na której stały smakowicie
wyglądające atrapy słodyczy. - Może lody albo lekkie ciasteczka...
- Ja dziękuję - powiedział szybko Bill. Obliczał coś na serwetce. - A
ty?
Temple spojrzała tęsknym wzrokiem na spumoni, ale wiedziała, że
nie ośmieli się niczego zamówić. Bill właśnie podsumował rachunek za ich
kolację i zmarszczył czoło.
- Również dziękuję. Choć nie, poproszę jednak o kawę.
- Mamy wspaniałą cafe latte, choć może woli pani cappuccino?
- PoproszÄ™ o latte.
76
R S
Do diabła z Billem, pomyślała. W końcu sam wybrał tę restaurację.
Powinien był najpierw sprawdzić, jakie tu są ceny.
- A co dla pana?
- Zwykła kawa.
- Ze śmietanką? Jest wliczona w cenę.
- Nie, czarna.
Uwaga kelnera spłynęła po Billu jak woda po gęsi. Temple z trudem
stłumiła śmiech.
Latte była wyśmienita. Temple sączyła ją powoli, tymczasem Bill
ciągnął rozważania o typowych pomyłkach podatkowych, porównywał
kłopoty firm z kłopotami indywidualnych podatników.
Nie rozumiała z tego ani słowa. Czuła, że głowa jej puchnie jak
bania
Kelner dyskretnie położył na stole rachunek. Bill natychmiast wziął
go do ręki.
- Czterdzieści jeden dolarów i osiemdziesiąt centów? Jak to
możliwe?
Gorączkowo zaczął podliczać kolumny cyfr.
- Moje danie kosztowało osiemnaście osiemdziesiąt pięć, twoje...
dziesięć pięćdziesiąt. Zatem latte musiała kosztować więcej niż...
- Dwa siedemdziesiąt pięć. Słuchaj, jeśli to kłopot, mam przy sobie...
- To jakiś księżycowy rachunek. Kelner! - wrzasnął na całą salę.
Głowy gości zajmujących sąsiednie stoliki zwróciły się w ich
stronę. Temple natychmiast przypomniał się Darrell.
- Czym mogę służyć, proszę pana?
- Proszę mi powiedzieć, za co mam płacić czterdzieści jeden
dolarów? I to bez napiwku i VAT-u? Kto tu ustala takie ceny?
77
R S
- Zawołam szefa...
- Bill... - odezwała się cicho Temple. - Mogę zapłacić...
- Zobacz, co oni wyprawiają! Tu dodadzą parę dolarów, tam parę
dolarów. Na wypadek, gdyby ktoś nie chciał dać napiwku. Wiesz, jak to
jest.
Temple poczerwieniała na twarzy jak burak. Coraz więcej ludzi
patrzyło na nich, szepcząc coś miedzy sobą.
- Czy mogę w czymś pomóc? - Przy stoliku pojawił się szef sali.
- Macie za wysokie ceny! - krzyknął Bill. Jeszcze raz podliczył
kolumny na serwetce i wyszła mu ta sama kwota, co na rachunku. -
Uprawiacie rozbój na prostej drodze, ale rachunek rzeczywiście jest w
porządku. Może mi pan przynieść pojemnik na resztki? - zwrócił się do
kelnera. - Z zasady niczego nie lubię marnować - oświadczył, uroczyście
wręczając mężczyznie złotą kartę kredytową.
- Od jak dawna znasz Mike'a i Ginny? - spytała Temple.
Nie mogła pojąć, jak jej przyjaciele zdołali dogadać się z Billem,
zwłaszcza Ginny, która nie miała za grosz zmysłu oszczędności.
- To znajomość czysto zawodowa - odparł Bill. - Kilka lat temu
rozliczałem im podatki. Wydają się bardzo sympatyczni. Przysłali mi paru
klientów. Cenię rozważnych ludzi. Gotowa do wyjścia? - spytał po chwili,
kiedy kelner oddał mu już kartę kredytową i rachunek. Starannie włożył je
do portfela, rozejrzał się po sąsiednich stolikach, a kiedy zobaczył, że
goście zostawiają swoje rachunki na blatach, zabrał je i także schował wraz
z własnym.
- Zawsze mogą się przydać - powiedział.
Bill zaparkował bmw przed wejściem do domu Temple.
78
R S
- To był wspaniały wieczór - powiedział. - Czy mogę znowu do
ciebie zadzwonić?
- Prawdę mówiąc, nigdy nie jestem pewna swego rozkładu zajęć... -
wykręcała się Temple.
- Nie szkodzi. Zapytam Ginny.
Temple wysiadła z samochodu, zanim Bill zdążył dodać coś jeszcze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]