download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- O'Sullivan Ellen Wdowa i obieśźyśÂ›wiat
- Charlie Richards Kontra's Menagerie 13 Texas Longhorn Surprise
- Diana Palmer Nowicjuszka
- Dean Foster A. Nadchodzaca burza
- James Beau Seigneur Christ Clone 1 In His Image
- BogusśÂ‚aw WośÂ‚oszaśÂ„ski Sensacje Xx Wieku
- Courths Mahler_Jadwiga_ _Czarodziejskie_rece
- Anne McCaffrey ship x Honeymoon
- Feehan, Christine Dark 09 Dark Guardian
- (Ebook History) Church, Alfred J Roman Life In The Days Of Cicero
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotocafe.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzwoni - Kirk płaci. %7ładnych pytań.
- Angie, mam teraz inne rzeczy na głowie. Będę nad tym programem siedział przez
całą noc i prawdopodobnie większość dnia. A ty przecież masz pół dnia wolnego!
Specjalnością Kirka było uświadamianie mi, jak puste były moje dni.
- No dobrze, zrobię to - powiedziałam wreszcie.
- Jezu, jeżeli to dla ciebie problem, to przecież nie musisz jechać...
Nie muszę jechać? Co to w ogóle znaczy?
- Myślałam, że chcesz, żebym pojechała... Westchnął.
- Angela, czy ty zawsze musisz robić aferę?
Aferę? Miałam poznać jego rodziców! Stawałam w obliczu poważnego długu! To
oczywiście nie był problem Kirka, czyż nie? Nie mogłam od niego oczekiwać, że go
rozwiąże. Ale nagle poczułam się przerazliwie samotna.
- Nieważne, zadzwonię pózniej. - Odłożyłam słuchawkę i odwróciłam się, aby
spojrzeć w oczy Komitetowi, który nawet nie próbował ukryć swojego zainteresowania.
- Problemy? - spytała Doreen.
- Nie, wszystko w porzÄ…dku.
- Ale wciąż jedziesz, co? - spytała Michelle, jak gdyby podejrzewała, że swoim
wybuchem udaremniłam cały trud włożony w intrygę.
- No pewnie, że jadę - odpowiedziałam. - Muszę tylko zarezerwować sobie bilet -
powiedziałam, biorąc do ręki notes, w którym zanotowałam wszystkie dane.
Uwaga: Ten słoik nie jest zabawką! Trzymać poza zasięgiem dzieci
Następnego dnia wstałam z trudem i powlokłam się do studia.
Potańczyłam trochę przed kamerą.
Kiedy świecący napis nagranie zgasł i rodzice pospieszyli po swoje słodkie, teraz
jeszcze bardziej rozbrykane pociechy, zgarnęłam ręcznik i podążyłam w kierunku maleńkiej
przebieralni, którą zmuszona byłam dzielić z Colinem. Rena z nieznanych przyczyn
koniecznie musiała mieć własne biuro. Zwykle nie stanowiło to problemu, ponieważ na ogół
byłam tam pierwsza. Colin zostawał na posterunku, żeby porozmawiać z rodzicami i
pochwalić po kolei każde dziecko. Po prostu to lubił. Podejrzewam nawet, że trochę
przeżywał koniec każdego sześciotygodniowego turnusu, kiedy dzieci dostawały swoje
dyplomy fitnessu wraz z oficjalną koszulką Rośnij zdrowo i odchodziły od nas,
zastępowane przez grupę kolejnych zapaleńców.
Ale dzisiaj jakoś nie miałam szczęścia.
- Angela, Colin - usłyszałam głos Reny, która próbowała właśnie uwolnić się od
jakiejś szczególnie natarczywej matki opisującej jej szczegółowo niezwykłe zdolności jej
dziecka. - Bądzcie za pięć minut w moim biurze.
A niech to! Prysznic będzie musiał poczekać, aż wrócę do domu. Mój żołądek
zaburczał żałośnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie nie opuszczę studia przez
najbliższe czterdzieści pięć minut, a może nawet godzinę. Rena wzywała nas do siebie po
zajęciach, kiedy miała jakieś rewelacyjne pomysły na nowy scenariusz i czuła palącą
potrzebę nie tylko omówienia ich z nami, ale możliwie od razu ułożenia nowej choreografii.
Musiałam pogodzić się z losem. Włożyłam adidasy i popijając wodę z butelki w nadziei, że
oszukam głód, poszłam w kierunku jej biura.
Colin już tam był. Rozsiadł się wygodnie za biurkiem Reny. Ona sama siedziała na
swoim obrotowym krześle z nogami skrzyżowanymi po turecku - była to jej ulubiona
pozycja. Szybko omiotłam wzrokiem biurko w poszukiwaniu pliku zabazgranych kartek,
które nieodłącznie towarzyszyły tego rodzaju spotkaniom, ale poza zwykłym bałaganem oraz
puszką napoju V8, który - sądząc po kościstej sylwetce Reny - był jedynym pożywieniem,
jakie przyjmowała, niczego nie udało mi się dostrzec.
Kiedy zobaczyła mnie w drzwiach, podniosła się i kiwnęła ponaglająco.
- Wchodz i siadaj! - Wskazała mi jedyne wolne siedzenie w tym niewielkim pokoju.
Był nim pomarańczowy worek, na którym Rena sadzała potencjalnych kandydatów do
swojego show. - Właśnie mówiłam Colinowi o świetnych wiadomościach.
- Tak? - spytałam, przygotowując się na kolejny fantastyczny pomysł, którym będzie
nas torturować. Ale nie miałam racji.
- Jedna z sieci telewizyjnych chce kupić nasz show - powiedziała Rena, a jej drobne,
ostre rysy pojaśniały szczęściem.
Były to słowa, które każdy ambitny aktor pragnął usłyszeć. W końcu, mimo uznania,
jakie Rośnij zdrowo zdobyło wśród rodziców, był to program emitowany jedynie przez
kablówkę. Nagle w wyobrazni zobaczyłam siebie i Colina (w żółto-niebieskich trykotach,
oczywiście) na wszystkich pudełkach z płatkami śniadaniowymi obok haseł propagujących
zdrowy styl życia. Zerknęłam na Colina i natychmiast się uspokoiłam na widok pełnego
szczęścia uśmiechu na jego ustach. Spotkaliśmy się wzrokiem, a on uniósł brwi, jakby chciał
powiedzieć: To wszystko, o czym zawsze marzyliśmy.
- Jaki to kanał? - usłyszałam pytanie Colina i poczułam ulgę. Nie byłam w tym
wszystkim sama. Colin zadawał właściwe pytania, a ja, szczerze mówiąc, trzęsłam się ze
strachu.
- Niestety, nie mogę tego zdradzić. - Rena zaplotła żylaste dłonie wokół kolana. - To
wiadomość nieoficjalna. Sieć przygląda się bieżącym programom. Prosili też o możliwość
obejrzenia kilku kaset...
Odetchnęłam z ulgą. Mój przyszły los nie rozstrzygnie się jeszcze dzisiaj. Nie byłam
całkiem pewna, czy chcę robić karierę w stylu Wielkiego Ptaka z Ulicy Sezamkowej.
Po podróży metrem i autobusem wzięłam się w garść na tyle, żeby zadzwonić do
Kirka z komórki. Niepokoiły mnie wątpliwości - mimo że Colin przekonywał mnie, że
zmiana jest wyjÄ…tkowo korzystna dla nas i naszej kariery.
- Hej - powiedział Kirk. - Co jest?
Słysząc jego wesoły głos, poczułam się pewniej.
- Jedna z ogólnokrajowych sieci telewizyjnych chce kupić Rośnij zdrowo -
wyrzuciłam z siebie.
W ciszy, jaka zapadła, wyobrażałam sobie wszystkie możliwe odpowiedzi -
pogardliwe prychnięcie, zdziwiony śmiech, kilka ciętych uwag na temat spędzenia reszty
życia w żółtym trykocie. Przyznaję, że zaskoczyła mnie jego reakcja.
- To wspaniale! Kluseczko, tak się cieszę. Hej, chyba musimy jakoś to uczcić. Czy
zarezerwować stolik w Blue Water Grill?
Może to właśnie dzięki nazwie restauracji, w której Kirk zwykł świętować naprawdę
wyjątkowe okazje, na przykład kiedy zdobył pierwszego klienta, zdałam sobie sprawę ze
znaczenia mojej nowiny. Bo nagle poczułam się równie podekscytowana jak on. Uwierzyłam,
że moja kariera aktorska wreszcie zacznie się rozwijać.
Powściągając radość, zaproponowałam, żebyśmy poszli świętować do Jimmy Chen s,
chińskiej restauracji znajdującej się o kilka przecznic od domu Kirka. Często, kiedy dopadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]