download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Clive Cussler Przygoda Fargo 2 Zaginione imperium
- Awerczenko_Arkadij_ _Pies_lancuchowy_i_inne_opowiadania
- Golding William Wieśźa
- Donald Robyn Nierozerwalne wiezy
- English_Idioms_and_Expressions_Tests
- Anderson Natalie śÂšwiatowe śąycie Duo 352 Pierwszy pocaśÂ‚unek
- 292. Macomber Debbie Synowie PóśÂ‚nocy 01 Narzeczona dla brata
- Caillois Roger Poncjusz PiśÂ‚at
- CRC Press Access Device Fraud and Related Financial Crimes
- Broadrick Annette Tymczasowe maśÂ‚śźeśÂ„stwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blox.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miało poprzepalane żarówki, więc gdy Harry w końcu złapał demona za kark i
usłyszał dzwięk prutego materiału, mrok sprawił, że odrażająca prawda dotarła do
niego dopiero po dobrych pięciu sekundach. Cha Chat, w sobie tylko znany
sposób, pozbył się obcego ciała i Harry trzymał w ręku jedynie wielką, ciężką
opończę utkaną z ektoplazmy. Odrażająca peleryna roztapiała mu się w ręku
niczym przejrzały ser. Pozbawiony balastu demon był już daleko; wątlutki jak
nadzieja, delikatny, zwinny i gibki. Harry odrzucił obrzydliwą płachtę i wypowiadając
sylaby Hessego, rzucił się w dalszą pogoń.
Ku jego zdumieniu demon zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w stronę
nadbiegającego detektywa. Strzelał oczyma w prawo i w lewo; unikał jedynie
spojrzeń w same Niebiosa. Z rozwartych ust dobywał mu się rechot. Brzmiał tak,
jakby ktoś wymiotował do szybu windy.
- Słowa, D'Amour? - odezwał się, szydząc z sylab Hessego. -Sądzisz, że
zatrzymasz mnie słowami?
- Nie - odparł Harry i zanim demon bezlikiem swych oczu zdążył spostrzec w
jego ręku pistolet, jednym strzałem zrobił w brzuchu Cha Chata wielką dziurę
- Ty skurwysynu! - zawył demon. - Ty cwelu!
Upadł na ziemię, z rany wypływała mu krew koloru szczyn, Harry wolnym
krokiem podszedł do powalonego przeciwnika. Było wręcz niemożliwe zabić
Cha'Chata zwykłym pociskiem, ale w pojęciu jego klanu, nawet rana zadana ręką
człowieka sprowadzała nań hańbę. Dwie rany były obelgą wprost nie do zniesienia.
- Nie! - zaczął błagać demon, kiedy Harry wycelował broń w jego głowę. -
Tylko nie w twarz!
- Daj mi więc choć jeden powód, abym tego nie zrobił.
- Będziesz potrzebował kul - padła odpowiedz. Harry, który spodziewał się
targów i grózb, słysząc takie słowa, zamilkł.
- D'Amour, dzisiejszej nocy znów coś wyrwie się na wolność -powiedział
Cha'Chat. Kałuża krwi, w której leżał zaczynała krzepnąć przybierając mleczną
barwę roztopionego wosku. - Coś dużo dzikszego niż ja.
- Co dokładnie? Demon roześmiał się.
- A któż to może wiedzieć? To dziwna pora roku, prawda? Długie noce.
Czyste niebo. Czyżbyś jeszcze nie wiedział, że w takie właśnie noce rodzą się
najprzedziwniejsze stwory.
- Gdzie? - zapytał z kolei Harry, przyciskając mocniej do nosa Cha'Chata lufę
pistoletu.
- Jesteś tchórzem znęcającym się nad słabszymi, D'Amour - odparł z naganą
w głosie demon. - Wiesz o tym?
- Odpowiedz...
Oczy stwora pociemniały, jego twarz zaczęła się jakby rozmywać.
- Powiedziałbym, że na południe stąd... - odparł po krótkim zastanowieniu. -
Hotel... - Ton jego głosu lekko się zmienił, a rysy twarzy jakby straciły trochę na
materialności. Harry'ego świerzbił trzymany na spuście palec. Ze wszystkich sił
powstrzymywał się, by nie zadać przeklętemu stworowi takiej rany, że na zawsze
zniechęci go
do spoglądania w lustro. Ale Cha'Chat gadał, a on nie mógł pozwolić sobie
na przerywanie mu. - ...Na Czterdziestej Czwartej. Między Szóstą... Szóstą a
Broadwayem. - Teraz już demon mówił kobiecym głosem. -Niebieskie zasłony
mruknął. Widzę niebieskie zasłony.
Kiedy to powiedział, zniknęły resztki jego prawdziwej fizjonomii i na
chodniku, u stóp Harry'ego, leżała brocząca krwią Norma.
- Chyba nie zastrzelisz staruszki, prawda? - pisnęła. Na widok takiego triku
Harry zawahał się tylko kilka sekund. Ale to Cha'Chatowi w zupełności wystarczyło.
Złożył się między jednym planem a drugim i zniknął. Harry stracił to stworzenie po
raz drugi w tym miesiÄ…cu.
A na domiar wszystkich jego strapień, zaczął jeszcze padać śnieg.
Opisany przez demona niewielki hotel znał lepsze czasy; nawet światła w
holu wejściowym migały, jakby lada chwila miały zgasnąć na dobre. Krzesło za ladą
recepcyjną było puste, lecz w chwili gdy Harry zamierzał ruszyć schodami na piętro,
z mroku wynurzył się młody człowiek z wygoloną na łyso i przypominającą jajo
czaszką, z której zwieszał się tylko długi kosmyk włosów.
- Nikogo tu nie ma - burknÄ…Å‚.
W innych okolicznościach Harry po prostu roztrzaskałby to jajko gołą pięścią,
co sprawiłoby mu ogromną radość. Tego wieczoru jednak miał już wszystkiego
serdecznie dość, więc tylko powiedział:
- Cóż, muszę chyba poszukać innego hotelu, prawda? Jego spolegliwość
najwyrazniej udobruchała Kosmyka; uścisk na ramieniu Harry'ego zelżał. W
następnej sekundzie jednak lufa pistoletu detektywa odnalazła podbródek chłopaka,
na którego twarzy odmalował się bezmiar niedowierzania. Kosmyk z impetem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]