download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Braun Gałkowska Maria Psychologia domowa. Małżeństwo dzieci rodzina
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 166 Małżeństwo z przymusu
- Małżeństwo z milionerem Mortimer Carole
- Cartland_Barbara_ _Powrót_syna_marnotrawnego
- (Ebook Francais) Zecol Grammaire français 100 pages d'exercices
- Wright Glover SśÂ‚uga niebios
- Cat Johnson [Studs in Spurs 04] Hooked [Samhain] (pdf)
- glos_wolajacego_na_pustyni
- Vonda N. McIntyre Starfarers
- 0443. Merritt Jackie Wróśźba
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotocafe.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak łatwo jest - dla poprawienia własnego samopoczucia - szufladkować innych, różnych od
siebie ludzi, a szczególnie - kobiety. Potrząsnął głową. Czy i on był aż tak uprzedzony do
kobiet, że inni słuchali go tak, jak on teraz Franza? Powinien to sobie przemyśleć.
Przymknął oczy na chwilę. Powieki piekły go z niewyspania. Zwitało już, a on wciąż
był jeszcze o wiele godzin drogi od miejsca przeznaczenia. Musi przede wszystkim złapać
Stefana. Może udało mu się wydobyć Lauren z kliniki, zanim ktokolwiek zorientował się, że
to nie Frances Monroe?
Dlaczego ciągle obawiał się, że to nie będzie takie łatwe?
Chrapliwy głos zabrzmiał tuż obok i Lauren ocknęła się gwałtownie.
- Twoje jedzenie. Jedz - nakazał glos. Słowa były angielskie, ale wypowiedziane z tak
dziwnym akcentem, że niemal niezrozumiałe. Pojęła ich sens dopiero w chwili, gdy zobaczyła
tacę z posiłkiem.
Ze spuszczoną głową podciągnęła się do pozycji siedzącej i sięgnęła po widelec.
Kiedy spojrzała z ukosa, stwierdziła z ulgą, że jej strażniczka już odwróciła się tyłem i
z powrotem pochyliła nad swoją robótką.
Lauren ledwie mogła uwierzyć, iż jest tu już tak długo i jeszcze nie została
zdemaskowana. No, ale przecież żaden z porywaczy nie miał powodu czegokolwiek
podejrzewać. Plan był tak niewiarygodnie śmiały! Gdyby wykradli panią Monroe i nie
podstawili nikogo na jej miejsce, porywacze natychmiast wszczęliby alarm.
Zastanawiała się, jak długo to potrwa.
Zjadła tyle, ile mogła, po czym położyła się tyłem do pokoju i udawała, że śpi.
Modliła się w duchu, by tej nocy nie zmuszali jej do niczego.
Wreszcie światło zgasło i Lauren straciła całkiem poczucie czasu. Słyszała szelest
materiału, gdy tamta kobieta rozbierała się do snu. W pokoju nie było drugiego łóżka, więc
Lauren doszła do wniosku, że jej strażniczka musi spać na leżance pod przeciwległą ścianą.
Mówili, że rano przeniosą ją w inne miejsce. Czy Jordan zdąży ją uwolnić?
Jordan dojechał do celu tuż przed dziesiątą. Franz; pożegnał go i pozostawił w
przygranicznym magazynie, a stamtąd udało mu się złapać okazję - ciężarówkę wiozącą
Å‚adunek do miasta.
Franz wcisnął kierowcy trochę pieniędzy z wyjaśnieniem, że Jordan jest zbyt głupi,
żeby pojąć, co się do niego mówi. Jordan trochę domyślił się, a trochę zrozumiał sens
rozmowy i odetchnął z ulgą. Przynajmniej kierowca ciężarówki nie będzie go zagadywał.
Natychmiast po przybyciu do Brna ruszył w stronę sklepiku z pamiątkami,
spodziewając się zastać w nim Stefana. Kiedy tam dotarł, okazało się, że nikt go nie widział
od poprzedniego dnia. Stefan zniknÄ…Å‚.
Jordana zaniepokoiły te wieści. Korzystając ze swoich dawnych kontaktów rozpoczął
żmudne wysiłki, mające na celu ustalenie obecnego miejsca pobytu Stefana. Nie miał zamiaru
zepsuć wszystkiego, pokazując się w klinice. Przecież nikt w takim roboczym,
wyświechtanym ubraniu nie idzie odwiedzać pacjentów.
Dłoń spadła nagle na usta Lauren, niemal pozbawiając ją możliwości oddychania.
Usiłowała uwolnić się, ale jej ręce zostały pochwycone i unieruchomione.
W pokoju panowała kompletna ciemność. Lauren miała wrażenie, że znajduje się w
głębokiej studni bez możliwości wyjścia i z przerażeniem czuła, że udusi się, zanim ujrzy
światło dnia.
Ktoś dotknął jej ucha i usłyszała szept:
- Stefan.
Odprężyła się, nareszcie rozumiejąc, co się dzieje, i dłoń natychmiast zniknęła. Silne
ręce uniosły ją z łóżka. Lauren zarzuciła ramiona na szyję Stefana, który wydawał się widzieć
w ciemności, ponieważ bezszelestnie przemknął przez pokój i dotarł do drzwi.
Hol zalany był słabym światłem. Lauren spojrzała na niosącego ją mężczyznę. Dzięki
Bogu, był to rzeczywiście Stefan. Uśmiechnął się, biegnąc z nią przez korytarz ku klatce
schodowej, którą przyszli tu wczoraj wraz z Jordanem. Tym razem skierował się w stronę
piwnic.
- Mogę iść sama - szepnęła wreszcie, kiedy zbiegł po schodach tak lekko, jakby nic nie
ważyła.
- Nie wziąłem ze sobą żadnych butów - wyjaśnił przyciszonym głosem. - Nie mamy
czasu, żebyś mogła ryzykować marsz na bosaka.
- Aha.
Kiedy otworzył drzwi do piwnicy, Lauren aż podskoczyła, oślepiona jasnym światłem.
Ukryła głowę na jego ramieniu, czekając, aż przebiegnie korytarz i nareszcie dotrze do
wyjścia.
Na zewnątrz niebo wciąż było czarne.
- Która godzina? - zapytała.
- Prawie świta.
- Miałeś jakieś wieści od Jordana?
- Nie. Ale nie przejmuj się. Skontaktuje się z nami, kiedy tylko będzie mógł.
- DokÄ…d mnie zabierasz?
- Na wieś, tam będziesz bezpieczna.
Zdawało się, że jazda przez gęsty las trwa całą wieczność. Lauren zupełnie straciła
orientacjÄ™.
Kiedy wreszcie Stefan wjechał na podwórko małej chaty, słońce stało już wysoko na
niebie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała, rozglądając się wokoło.
Stefan zdawał się zadowolony.
- To jest mój dom, pani Trent - wyjaśnił z uśmiechem. - Proszę za mną, przedstawię
panią mojej Anie, a potem muszę wracać do Brna, żeby spotkać się z Jordanem, kiedy
przyjedzie.
- Czy on nie wie, gdzie pan mieszka?
- Nie. Obaj z Jordanem zrezygnowaliśmy z kawalerskiego życia dopiero po naszym
ostatnim spotkaniu. Trafiła się nam teraz wspaniała okazja, żeby i nasze żony się poznały.
Lauren nie widziała sensu w wyjaśnianiu sytuacji.
Jeżeli Jordan przedstawił ją Stefanowi jako swoją żonę i nie powiedział mu prawdy,
uznała, iż nie powinna poddawać w wątpliwość jego słów.
Stefan okrążył samochód, otworzył tylne drzwi i znowu wziął ją na ręce. Dopiero
[ Pobierz całość w formacie PDF ]