download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Inne Anioły Czas Odwetu Lili St Crow
- Barker Clive 5 opowiadan
- Zelazny Roger Amber 10 Ksiaze Chaosu
- Frank Herbert Soul Catcher
- Andrew Herman 666 stopni Fahrenheita
- Dunlop Barbara Przystanek Las Vegas
- KochaśÂ„ska Luiza MeksykaśÂ„ski romans
- 09.Carson Aimee Wszystko po raz pierwszy
- Dzieje administracji
- Kingsley Maggie Klinika Doktora Harta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To niech pan nam nie wymyśla!
- Nie mam zamiaru. Widzę, że mam do czynienia z mądrymi, rozsądnymi ludzmi.
Zdaję sobie sprawę, że ta wyprawa powinna się wam opłacić. Musicie coś mieć za
wasze ryzyko, trudy i starania. Z pewnością niejeden dzień poświęciliście na
rozpracowanie tego skoku...
- Mowal A pan myślał, że tak na łapu-capu da się dzisiaj coś zorganizować?
- Doskonale to rozumiem. Jednego tylko nie mogę pojąć: po co są wam potrzebne
kluczyki od biurka? Co chcecie tam znalezć?
- Pieniążki... Schował je pan w biurku?
- Niepodobnego!
- A gdzie?
- Ukryłem je w dobrym miejscu, ale muszę was zmartwić -niewiele ich jest. A na co
właściwie liczyliście, wybierając się do mnie? Niech pan powie szczerze.
- No cóż... Kapujemy, że za dużego majdanu nie da rady wynieść - głos złodzieja
wyrażał szczere ubolewanie. - Sam pan wie, że na widok faceta dzwigającego tobół
stróż podniesie alarm. Zapakowaliśmy srebrną zastawę, palto, czapkę karakułową,
budzik, srebrnÄ… suszkÄ™...'
- Suszka jest tylko posrebrzana - wyjaśniłem po przyjacielsku.
- To w takim razie wezmiemy szkatułkę. Chyba coś warta?
- Posłuchajcie mnie...! Bracia! - zawołałem starając się włożyć w me słowa całą moc
perswazji. - Wnikam w waszą sytuację, potrafię się wczuć w wasze położenie...
Udało się wam i chwalić pana Boga. Zledziliście mnie, dostaliście się do mego
mieszkania... Wasze szczęście! Przypuśćmy nawet, że wynie-
82
siecie te rzeczy, że uda się wam uśpić czujność stróża. I co dalej? Aup zawieziecie do
pasera i dostaniecie grosze. Dobrze znam tych krwiopijców. Wy ponosicie całe
ryzyko wyprawy, narażacie się na niebezpieczeństwo, na więzienie i inne przykrości,
a taki facet siedzi sobie z założonymi rękoma i zagarnia lwią dolę...
- To prawda... - westchnął mój rozmówca z ubolewaniem.
- Drodzy przyjaciele! Widzę, że dojdziemy do porozumienia. Mam w domu
odłożone pieniądze - sto piętnaście rubli. Beze mnie ich nie znajdziecie. Zdradzę
wam, gdzie leżą. Wezcie sobie setkę, piętnaście mi zostawcie, są mi potrzebne jutro
na pilne wydatki. I idzcie z Bogiem. Nikt was nie będzie poszukiwał, nie złożę
meldunku w policji. Daję wam na to uczciwe słowo honoru.
- Sam nie wiem, co zrobić... - powiedział niezdecydowanie złodziej. - Srebro już
zapakowaliśmy i powiązaliśmy sznurkami.
- No cóż... Zostawcie je tak. Sam się w tym pózniej rozeznam.
- Zgoda... Niech sobie poleży. Ma pan rację, tylko napytalibyśmy sobie biedy z tą
zastawÄ…...
- Serdeczne dzięki! A teraz niech pan posłucha. Na biurku stoi takie tekturowe
pudełko na korespondencję. Niebieskie. Na wierzchu leżą koperty i papier do pisania,
a pod spodem pieniądze. Cztery banknoty po dwadzieścia pięć rubli i trzy po pięć.
Przyzna pan, że do głowy by wam nie przyszło szukać tam forsy. No tak... Aha... Nie
zapomnijcie zgasić światła, jak będziecie wychodzić. Dostaliście się do mieszkania
kuchennymi drzwiami?
- Tak.
- Wychodząc zamknijcie drzwi na klucz, żeby nie wszedł ktoś obcy. Jeżeli natkniecie
się na schodach" na stróża^ powiedzcie mu: Przynieśliśmy korektę".
- A gdzie położyć klucz od drzwi?
- Na klatce schodowej, pod drugim stopniem, w lewym rogu. Budzika nie
uszkodziliście?
83
- Nie, cyka jak należy.
- No to chwała Bogu. %7łyczę wam dobrej nocy!
Gdy wróciłem do domu, ujrzałem leżące na stole w jadalni toboły z rzeczami, a obok
nich - trzy pięciorublówki i kartkę-
- BudZ1k w sypialni. Kołnierz w palcie zeżarły mole Niech pan zmyje głowę
służącej. Proszę pamiętać o swojej obietnicy i me zawiadamiać policji! Grisza i
Siergiej"
MOJA WIZYTA W D%7Å‚UNGLI
i
Do tej pory rzadko kiedy myślałem o życiu buszmenów zamieszkujących Afrykę.
Pochłonięty swoimi sprawami nie interesowałem się ich losem. Przypuszczam, że ich
stosunek do mnie był taki sam: moja osoba również nie wzbudzała w nich
zainteresowania.
Napisałem w życiu mnóstwo felietonów i artykułów: humorystycznych,
satyrycznych, złośliwych, pełnych sarkazmu i oburzenia, ale czy chociażby jeden mój
utwór wywołał na twarzy mieszkańca Afryki uśmiech albo skłonił go do podzielenia
mego gniewu z powodu pogarszających się warunków życia na naszej planecie?
I tak sobie żyliśmy: ja - sam sobie, i oni pod palącymi promieniami afrykańskiego
słońca sami sobie.
Aż pewnego dnia, gdy siedziałem w redakcji oświetlonej elektrycznymi żarówkami,
mając przed sobą telefon, z tyłu szafę nabitą genialnymi dziełami, a obok ostatnie
depesze donoszące o różnych wydarzeniach w najodleglejszych zakątkach świata -
zrobiło mi się strasznie żal nieszczęsnych mieszkańców dżungli, pozbawionych nie
tylko telefonu i pełnej książek szafy, ale nawet zwykłej, brukowej popołudniówki!
Jaki ten świat jest niesprawiedliwy... - pomyślałem. -Siedzę tu sobie w zalanym
elektrycznym światłem gabinecie, wszystkowiedzący, inteligentny, kulturalny
człowiek, a w tym samym czasie gdzieś w dżungli, u dopływu Nilu - nieszczęśliwy,
dziki człowiek, rozrywany pazurami wściekłego lwa, cierpi milcząc: i z powodu
pazurów, i z powodu braku po-południówki, a także - swojej niewiedzy...
85
Serce skurczyło mi się boleśnie, do gardła podpłynęła ciężka grudka. Jak na
dziennikarza, miałem rzadko spotykaną w tym zawodzie dobrą duszę i współczujące,
zdolne do bohaterstwa i poświęcenia serce.
Cały tydzień nie mogłem pozbyć się myśli o losie mieszkańców znad Nilu, a gdy
minęło jeszcze kilka dni, powziąłem niezłomną decyzję: pojadę do nich i ofiaruję im
swą wiedzę, kulturę, oświatę. Dzięki tym moim przymiotom przyciągnę do siebie te
biedne istoty-ja, wszystkowiedzÄ…cy, wszechstronny dziennikarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]