download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Copeland_Lori_ _Phantom_Press_Romans_111_ _Ostateczna_rozgrywka
- Fielding Liz Romans Duo 1065 Sen o pustyni
- MacAllister Heather Harlequin Romans 537 Mój były mąż
- Chmielewska Joanna 06 Romans wszechczasĂłw
- 17.Watson_Margaret_Romans_na_Karaibach
- 01.Richards_Emilie_Romans z nieznajoma
- Buddha's Tales for Young and Old Volume 2 Text Only
- Asaro, Catherine AI 1 Sunrise Alley
- Anne McCaffrey JeśĹźdśĹźcy smoków z Pern 4. Spiew Smokow
- Moody Raymond A. W Stronć™ śÂšwiatśÂ‚a.compressed(1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po wyjściu skręcili w prawo, a może w lewo. Spróbuję w prawo... a potem w
lewo.
Ramon był typowym Meksykaninem przynajmniej w jednym - buzia mu się nie
zamykała. Nieważne, czy miał coś do powiedzenia czy nie. Angielski
przemieszany z hiszpańskim i jakimiś prekolumbijskimi zwrotami był
mieszankÄ… piorunujÄ…cÄ… i niczym poranne chilaquiles. Sobie tylko znanym
sposobem na przestrzeni dwustu metrów zdołał wyjaśnić tajniki miejscowej
kuchni. Na śniadanie jada się menado. Ramon wskazał na swój żołądek z wy-
mownym gestem obrzydzenia. Tamara zrozumiała, że chodzi o flaczki. Menado
pogryza się chilaquiles, plackami tortillę ze śmietaną i sosem chili. Bardziej
majętni serwują sobie puntas de filetę - gulasz wołowy na ostro, a wszystko
zapijają gorącą czekoladą. Ramon oblizał się wymownie i chciał przejść do
obiadu, gdy zza zakrętu ulicy wyłonił się rozśpiewany, kolorowy tłum
uzbrojony w instrumenty, race, rzezby diabłów i innych bliżej nieokreślonych
stworów. Wrzask byl tak niesamowity, że Tamara wyłapywała tylko pojedyncze
słowa z wyjaśnień Ramona.
- Teraz jest fiesta.
- Aha, takie święto.
- No właśnie.
- A z jakiej okazji? Ramon wzruszył ramionami.
- Czy to ważne?
Tłum powoli się oddalał.
- U nas jest ponad 5 tysięcy świąt.
- Chyba coś ci się pomyliło. Macie kilka świąt dziennie?
- Wypada po czternaście.
- Na dzień?
- Tak. Czasem jest dwadzieścia, a czasem tylko pięć.
- Faktycznie to musi być smutne, tylko pięć fiest. A łączycie święta w długie
weekendy?
Ramon nie zrozumiał pytania. Pociągnął Tamarę za rękę w głąb wąskiej uliczki.
- Nie bój się.
Po chwili znalezli się na targowisku. Wszyscy mówili do wszystkich.
Sprzedawcy królików rozmawiali z golębiarzami. Dziewczyny nadziewające
farszem naleśniki przemawiały do farszu. Tamarze wydawało się, że smażące
się na ruszcie kurczaki zawzięcie o czymś dyskutują. Powietrze wypełniał swąd
spalenizny, egzotycznych przypraw, tanich perfum i czegoÅ› jeszcze, czego nie
sposób nazwać. Stara Meksykanka zajęta skubaniem drobiu zaciągała się resztką
wiszącego w ustach peta. Półnagi wąsal szatkujący na desce nieznanego
pochodzenia wątróbki. Tamara była przerażona. Wyobraziła sobie, że za chwilę
dostanie w papier, niczym porcję landrynek, coś ohydnie czerwonego i będzie
musiała to zjeść. Pamiętała, że największą obelgą dla miejscowych jest odmowa
poczęstunku. Zatrzymali się przy punkcie z tortillami. Tamara na wszelki
wypadek nie przyglądała się farszowi wkładanemu do środka. Kiedy dostała
swoją porcję, zamknęła oczy i zaczęła jeść. Była tak głodna, że nie obchodził jej
smak ani zapach; liczyła się ilość.
- W Polsce zawsze tak szybko jecie? - Ramon przyglądał się jej z
niedowierzaniem.
- Zawsze. U nas czas to pieniÄ…dz.
- Rozumiem. Macie inne podejście. My się jedzeniem rozkoszujemy, tak jak
miłością. Czy to znaczy, że seks też uprawiacie na szybko?
- Wyłącznie. U nas liczy się tylko prokreacja. Rozmnażać się jak najszybciej i
jak najwięcej.
- %7Å‚artujesz?
- A jak myślisz?
- Sam nie wiem.
Tamara westchnęła pod nosem.
- Kretyn.
- Co mówisz? Przeklinasz mnie w twoim języku?
- Powiedziałam, że bardzo cię lubię. Jak kogoś bardzo się lubi, mówi się, że jest
kretynem.
- Dziękuję. Ja ciebie też polubiłem. Ile ty masz właściwie lat?
- W Polsce pytanie kobiet o wiek to afront.
- Jesteśmy w Meksyku.
- Zapomniałam. W takim razie ty pierwszy.
- Dwadzieścia pięć. Wszyscy mi mówią, że wyglądam na mniej. Teraz twoja
kolej.
- Osiemnaście. Wszyscy mi mówią, że wyglądam na więcej.
Ramon zaczął się śmiać. Sprzedawca tresowanych żółwi zaczął machać rękami i
krzyczeć coś po hiszpańsku. Ramon spoważniał.
- Chodzmy stąd, ten stary osioł mówi, że białe kobiety przynoszą mu pecha.
- Bo to prawda.
Ramon wzruszył ramionami.
- Bzdura. Ty przynosisz mi szczęście. Właśnie go okradłem.
Ramon wyciągnął z kieszeni portfel wypchany pieniędzmi. Uśmiechnął się i
ruszył w stronę wyjścia.
Tamara stała przez chwilę, zastanawiając się, co ma zrobić. Ramon odwrócił się
i zaczął ją poganiać.
- Chodz, chyba nie chcesz, żeby nas złapali?
- Nas? - Tamara poczuła, że za chwilę zrobi komuś krzywdę.
- Przepraszam, powinienem ci powiedzieć, ale to był twój pierwszy raz i nie
chciałem, żebyś się denerwowała.
- Nie rozumiem. Dlaczego miałabym się denerwować?
- Ten cymbał sprzedający żółwie mógłby się zorientować, że jesteś tylko
przykrywką. A tak raz, dwa, trzy, Ramon sprawił się dzielnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]