download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Sharif Abdel Azeem Kobieta w tradycji islamskiej i judeochrześcijańskiej
- 115.Georges Simenon Maigret i trup młodej kobiety
- Freed_Lynn_ _Dom_Kobiet
- Hakan Nesser Kobieta ze znamieniem
- McClone Melissa Kobieta z fotografii
- 34. Newcomb_Norma_Wyjatkowa_milosc
- 34 Thud!
- Golding William Wieśźa
- Angelia Sparrow & Naomi Brooks Master Bear (pdf)
- Diana Palmer Soldier Of Fortune 04 Pora na miśÂ‚ośÂ›ć‡ (Mercenary's Woman)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zdziwiła się.
- To mój ojciec uważał zemstę za swój obowiązek - odparł Havgrim nie odrywając wzroku od
ziemi, by nie potknąć się na sterczących wszędzie korzeniach. Akurat tutaj las rósł gęsty i
ciemny, promienie słońca nie docierały do ścieżki. - Wiesz, mój ojciec był ostatnim z rodu.
Nie miał dzieci, więc wziął mnie na wychowanie. Właściwie to najpierw dostał dziewczynkę,
ale uważał, że kobieta nie bardzo się nadaje na mściciela. Jak młoda dziewczyna, na
przykład, miałaby szukać potomków Vreta Joara? Dlatego w tajemnicy wymienił moją siostrę
na mnie. Opowiedział mi o tym, kiedy znajdował się już na łożu śmierci. Powiedział też, że
pochodzę z dobrej rodziny, bo oboje z siostrą mieliśmy na sobie ładne ubrania, kiedy nas
znaleziono porzuconych na skraju drogi. Nasza matka została zamordowana przez
bandytów.
- Jakie to straszne - szepnęła Kajsa.
No! Nareszcie wiemy, jak to było, myślał Andre zadowolony. Vanja i moja mama miały rację.
Teraz nie mogło już być żadnych wątpliwości. Havgrim to Christer Grip, zaginiony potomek
Ludzi Lodu! Wcale więc nie było przypadkiem, że Petra urodziła zniekształcone dziecko,
dziecko z najbardziej charakterystyczną cechą obciążonych potomków Ludzi Lodu: z
okropnymi, spiczastymi barkami.
W dalszym ciągu jednak potrzebował potwierdzenia, potrzebował dowodów. Co więcej,
musiał ustalić, czy nie ma innych potomków Havgrima. Gałąz Petry wygasła...
Nie! Nie wygasła! Petra miała przecież jeszcze jedno dziecko. Mali!
Co nie przeszkadza, że mogą istnieć także inni, dzieci i wnukowie wcześniejszych generacji
po Christerze-Havgrimie. I właśnie Andre miał obowiązek to wyjaśnić. A do tego celu wiodła
tylko jedna droga: Powinien pojechać do Alvdalen!
Niech to licho porwie! Skąd wziąć na to środki? Benzyna jest droga, a on nie planował
przecież podróży dalej niż do Trondheim i z powrotem.
84
Znalazł się w potrzasku.
Bezradny sięgnął po manuskrypt, żeby przeczytać ostatnie stronice.
Doszli do małego, śródleśnego jeziorka mieniącego się połyskliwie pod drzewami.
- O, popatrz! - zawołała Kajsa. - Ktoś tu był i rozkopał wzgórek, który znajdował się tu
zawsze, odkąd pamiętam.
- Myślę, że właśnie tam leży posążek Freya - powiedział Havgrim.
Podeszli bliżej i przyglądali się uważnie.
- Uff! - jęknęła Kajsa. - Ohyda!
- To tylko klocek drewna - uspokajał ją Havgrim. - W tamtych czasach jednak wierzono
szczerze we władzę pogańskich bóstw nad ludzmi. Wiesz, nie podoba mi się to miejsce -
mówił dalej Havgrim rozglądając się niepewnie dokoła. - Mam wrażenie, że ktoś się tu czai,
leży i czeka.
Zamyślona Kajsa jakby mimo woli podniosła jeden z rozrzuconych kawałków zbutwiałego
drewna.
Havgrim krzyknął przerażony:
- Nie dotykaj tego! Ojciec Natan powiedział, że to przeklęte szczątki! Zmiertelnie
niebezpieczne!
Odrzuciła w popłochu drewno jak oparzona i patrzyła na Havgrima, który już zdążył się
opanować i żałował wybuchu.
- Ech, przepraszam, nie powinienem był. To oczywiście tylko przesądy. Udzielił mi się ten
dziwnie nieprzyjemny nastrój, jaki panuje nad jeziorem, wybacz mi!
Kajsa czuła się zle.
- Jak tu dzisiaj okropnie! Masz rację, jakby ktoś leżał w ukryciu i czekał. Ale na co?
- Nie wiem - odparł Havgrim niechętnie. - Chodz, idziemy stąd!
W drodze powrotnej usłyszeli w górze szum skrzydeł i zobaczyli, jak trzy wielkie ptaki,
zapewne nury, siadajÄ… na wodzie.
- One czują się tu jak w domu - powiedziała Kajsa.
85
Havgrim milczał. Myślał o nurach i o ich żałosnych nawoływaniach tego dnia, gdy trzej
podróżni przybyli do Vargaby.
Kiedy wszyscy spakowali swój dobytek, nadszedł czas, by pożegnać się z Diderikiem
Swerdem i ojcem Natanem, którzy udawali się na północ. Ojciec Natan nie zdołał pokonać
Britty ani się z nią pogodzić. Można to było poznać po lodowato zimnych spojrzeniach, jakie
tych dwoje sobie od czasu do czasu posyłało.
- To prawdziwa ulga wyjeżdżać z tego opuszczonego przez Boga miejsca - oświadczył
ksiÄ…dz nieprzejednany.
Ojciec Kjerstin zwrócił się do niego nieśmiało:
- Chcieliśmy już dawno prosić ojca... Czy zechciałby ojciec być tak łaskawy i pobłogosławił
naszą ukochaną rodzinną wieś, a zwłaszcza jezioro? Wiemy co prawda, że żadne upiory nie
straszą po tutejszych lasach, ale wiemy też, że wiele niewinnych dziewcząt spoczywa w
grobach nad jeziorem. One nigdy nie zostały pochowane w poświęconej ziemi, nie otrzymały
błogosławieństwa. Zechcecie to uczynić, ojcze Natanie?
Pastor przybrał bardzo surową minę.
- Czyż mam nadużywać słowa Bożego? Mam błogosławić miejsca, gdzie leżą czciciele
Baala? Nigdy w życiu! Miejsce nad jeziorem jest przeklęte!
Pan Natan za nic nie chciał pokazać, że boi się okolic jeziora, i pragnął jak najszybciej
opuścić osadę.
- Ale dziewice były przecież niewinne... - próbował go przekonywać gospodarz.
- Niewinne? A czyż one nie były pogankami tak samo, jak ich prześladowcy?
- Osadę jednak mógłby pastor pobłogosławić?
- Najsłuszniej bym postąpił, gdybym spalił tę osadę, w której wydarzyło się tyle zła i ohydy.
To by był prawdziwie dobry uczynek dla Pana! U was samych, którzy żyjecie tu dzisiaj, także
nie odnalazłem prawdziwej bojazni Bożej. Tedy żegnajcie! Mówiłem wam o waszych
grzechach, ale wy w waszej pysze nie chcieliście się ukorzyć!
Wtedy ojciec Kjerstin pochylił głowę i dał znak innym. Po chwili długa karawana wyruszyła z
Vargaby. Britta nie wyrzekła ani słowa. Powiedziała już dostatecznie dużo na temat, co sądzi
o kapłańskim powołaniu pana Natana.
Dwaj podróżni stali jeszcze przez jakiś czas na drodze między domami.
- Ruszamy? - zapytał w końcu duchowny.
86
- Zaczekaj - powstrzymał go Diderik. - Oni nie mogli przecież zabrać ze sobą wszystkiego.
To niemożliwe. Przeszukajmy zatem obejścia, może znajdziemy rzeczy, które mogłyby się
nam przydać!
- Macie rację, panie. To, co zostało, należy do nas.
Zaczęli szukać. Wkrótce ułożyli na drodze spory stos znalezionych przedmiotów.
Byli każdy w innym domu, kiedy zdali sobie sprawę, że w osadzie panuje niezwykła cisza.
Zanosi się na wichurę, pomyślał Diderik. Tak cicho bywa tylko przed burzą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]