download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- James Fenimore Cooper MśÂ‚ody OrześÂ‚
- Bunsch Karol PP 06 Odnowiciel
- A Singular Obsession 1 Making Her His Lucy Leroux
- Cartland_Barbara_ _Powrót_syna_marnotrawnego
- Greg Bear Songs of Earth 02 The Serpent Mage
- C# Language Reference A.Hejlsberg,S. Wiltamuth
- Cass
- 659. Morgan Raye Pospieszny śÂ›lub
- 636. Gordon Lucy Zdazyc do Palermo
- Hill Livingston Grace Bilśźej serca 02 Dziewczyna, do której sić™ wraca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak dalajlama. David poczochrał moje włosy a następnie złapał za dłoń. Pociągnął mnie w
nowym kierunku. Następnego dnia wybraliśmy się do najstarszej świątyni buddyjskiej w
mieście, tak zwanej stupy Swajambhunath. Stupa jest czymś w rodzaju kopca który można
obejść lub na niego wejść, ale nie do jego środka. Na szczycie kopca wybudowany jest
ceglany budynek zwieńczony dachem przywodzący na myśl swoim kształtem szyszkę
postawioną do pionu. Niezwykłe wrażenie jednak robiła para oczu buddy wymalowana na
gładkiej, bezokiennej ścianie budynku. Wpatrując się w nie i słuchając dobiegającej z skądś
piosenki śpiewanej przez mnichów poczułam się dziwnie. Obco a zarazem strasznie swojsko,
jakbym wreszcie znalazła swój kawałek na ziemi. Spojrzałam dyskretnie na Gadzinę.
Uśmiechał się lekko. Myślami był daleko stąd. Nigdy nie mówił gdzie ucieka myślami, ani co
krąży mu po głowie. Ja z każdym mijającym dniem byłam coraz bardziej przerażona i
zrozpaczona. Dni upływały szybko przybliżając nieuchronnie mój wyjazd do domu, nie
czułam się gotowa na powrót. Nie chciałam stawiać czoła tamtejszej rzeczywistości& Nie
chciałam zostawiać Gadziny. Cholera jak nic się w nim zakochałam!!
Następnym punktem zwiedzania była baza wypadów na Everest, na którą mnie siłą
zaciągnął& Szantażował, że jak tam nie dojdziemy to nie dostane całusa. Słyszał to ktoś??
Kupować mnie za buziaki!? Cholera jasna, jak on to robił? Wpatrzona w jego zgrabne cztery
litery szłam twardo do przodu w śniegu dopóki nie oznajmił mi, że jesteśmy na miejscu. Gdy
on ustawiał aparat moje serce się dosłownie krajało. Zliczne miejsce, w odległym zakątku
świata, a przeklęci turyści i alpiniści tak o nie nie dbali. Wokół walały się różnego rodzaju
śmieci. Puste puszki po jedzeniu, zużyte butle tlenowe i nawet wrak helikoptera. Jak można
było tak postępować skoro deklarowało się uwielbienie do przyrody? Szybko zeszliśmy z
powrotem na dół. W planach po dżungli Chitwan i stolicy mieliśmy już tylko powrót do
wioski Gauri i rozpoczęcie budowy szkoły. Zaraz, zaraz.. Wspominałam wam, wcześniej, że
zwiedzaliśmy dżunglę? Nie? Myślałam, że ze strachu narobię w moje groszkowane babcine
gatki, gdy Gadzina podszedł na stronę za własną potrzebą i zostawił mnie całkiem samą. I
czego tu się bać? A tego, bo taki jeden duży tygrys bengalski postanowił wybrać się na
spacer, a ja stałam mu na drodze. Na szczęście w ostatniej chwili pojawił się Santiago i nie
skończyłam jako mielonka dla tego przerośniętego kociaka. Choć żołądek miałam w gardle i
stałam jak sparaliżowana, nie uszło mojej uwadze to, jaki jest piękny. Jego prążkowana sierść
mieniła się w słońcu przesączającym się przez zielone liście drzew. David wystraszył się nie
na żarty. Cały czas potem mnie ściskał, obejmował i całował powtarzając w kółko Dobrze,
że nie był głodny Nie wiem czy żartował, czy mówił serio, ale podobała mi się ta jego
troska. Jego oddechy na moim ciele. Jego dotyk. Spojrzenia& A nawet& Kurcze Ginny wez
się w garść. Zachowywałam się jak nastolatka. Cieszyłam się jak głupia z każdej spędzonej
chwili, a gdy tylko on pojawiał się na horyzoncie szybko się rozkojarzyłam, zapominając
całkowicie o bożym świecie. Liczył się tylko on&
- Co w tym dziwnego? Jesteśmy w Nepalu, fanów Yeti tu jest więcej niż Harrego Pottera czy
Kaczora Donalda. Zaśmiał się wieszając na mojej szyi girlandę z aksamitek. Ostatnio
uwielbiałam te małe pomarańczowe kwiatki. Wdziałam jak niektórzy je jedli, jednak nie
zdobyłam się sama na odwagę, żeby ich spróbować.
- No cóż, jestem tu już tyle i żadnego nie widziałam wykrzywiłam usta w podkówkę.
Oj nie martw siÄ™, jeszcze na niego zapolujemy, ale teraz czas na nas pociÄ…gnÄ…Å‚ mnie za
rękę w stronę niewielkiego pasażerskiego samolotu. Gdy chwiejnie startował z pasa
przełknęłam nerwowo ślinę. Lotnisko samo w sobie nie było nadzwyczajne, ale fakt, że
znajdował się na prawie trzech tysiącach metrów a po bokach pasa biegły kilkuset metrowe
przepaście, to już było nie lada rzeczą, zwłaszcza startowanie we mgle gęstej jak zupa
mleczna.
***
Megan wrzuciła kolejną porcję sałaty do miski, kątem oka obserwowała jak John przerzuca
mięso na grillu. Zauważyła, że czuł się całkiem niezle w ich domu, a co ważniejsze Lizzie nic
nie miała do tego, że ostatnio spędzał tu każde popołudnie i wieczory. Zwietnie się
dogadywali tak jakby byli już prawdziwą rodziną.
Wiesz za co cie kocham? spytała podchodząc do niego. Przytuliła się do jego szerokich
pleców, wsuwając dłonie z przodu pod damski fartuch, który miał na sobie. %7łe rozumiesz
mnie i moje córki, jak nikt inny na świecie. Cmoknęła go w bark opierając o nie brodę.
To nietrudne zaśmiał się. Twoje córki są wspaniałe. Silne, niezależne, realistki a
zarazem bardzo urocze, słodkie i tak bardzo dziewczęce&
- John!? Misiek wytarzał się w kupie w parku!! zawołała Lizzie podbiegając do nich w
rozwianych włosach cała upaćkana błotem.
Taa zwłaszcza to ostatnie zaśmiała się Megan. Spojrzała na zegarek. Leć lepiej na górę
się wykąpać, bo zaraz masz gościa. Pchnęła córkę do środka. Wreszcie pozna ta sławna
Alex u której jej malutka córcia spędzała tyle czasu. Może gdy ją już zapozna zniknął
dotychczasowe lęki i obawy związane z nocowaniem Lizzie poza domem. Dzwięk dzwonka
w drzwiach przywołał Megan do świata realnego. Słysząc wodę w łazience na parterze
podbiegła sama otworzyć drzwi.
Dzień dobry Pani Collins, jestem Alex osoba stojąca w drzwiach wyciągnęła przed siebie
dłoń. Gospodyni zamiast ją chwycić z głuchym łoskotem osunęła się na ziemię.
Głośny piskliwy dzwięk telefonu wyrwał go ze snu. Siedząc przy stole rozejrzał się zaspanym
wzrokiem po salonie w poszukiwaniu komórki. Zwieciła się w ciemnym rogu pokoju na
fotelu, ustawionym na nowej, świeżo polakierowanej bukowej podłodze.
Słucham? rzucił nie patrząc na wyświetlacz. Po drugiej stronie ktoś był. Słyszał jego lekki
urywany oddech. Kobiecy. Gi to ty? Jeśli tak to czekam na ciebie u nas w dom..
To ja, Elenor odezwał się cichy głos. Pociągnęła nosem. Płakała. Dziwne, dlaczego
blondynka do niego dzwoni po przeszło dwóch tygodniach od ich niezbyt pamiętnej nocy.
Dzwonię, żebyś wiedział. Kolejne pociągnięcie nosem. Jestem w ciąży z tobą i& - Co?
Zatkało go całkowicie. I chce żebyś wiedział, że jutro usunę bo nie pasuje to do mojego
stylu życia. Nie chce siedzieć w pieluchach, chce się jeszcze wyszaleć, więc jeśli coś do ciebie
dojdzie, to sprawa nieaktualna. Po tych słowach rozłączyła się. Tak po prostu. Zszokowany
jej słowami. Mark siedział jeszcze chwilę z telefonem przy uchu. Był ojcem. Jego dziecko za
parę chwil straci życie. Ale był ojcem, nie miał niemrawych plemników. Zacisnął mocniej
dłoń na telefonie.
Kurw mać!! ryknął rzucając telefonem o świeżą podłogę. Dlaczego& Dlaczego ten świat
musiał być tak pojebanie niesprawiedliwy? Kochał Ginny, chciał z nią stworzyć dom. Mieli
wszystko z wyjątkiem dziecka o które się starali. A inna, która miała w głowie tylko dobra
zabawę i zabawiane się z facetami, na prawo i lewo mogła tak łatwo zajść w ciążę. Jeden
[ Pobierz całość w formacie PDF ]