download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Foster, Alan Dean Icerigger 2 Mission to Moulokin
- 133.Warren_Wendy_Zamieszkac_z_szefem
- Fred Saberhagen Book of the Gods 01 The Face of Apollo
- Harris Thomas 1. Czerwony Smok
- D. Pedro I Isabel Lustosa
- Hollywood Hills Holly and Alexa_Book 3 Aimee Friedman
- Zeromski Stefan Sen O Szpadzie
- 047. Carlisle Donna Na śÂ‚asce śźywiośÂ‚ów
- H.G.Wells WehikuśÂ‚ czasu
- Jedyna_ocalona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nego. Wreszcie dotknęliśmy się ramionami. Popatrzy
liśmy na siebie. W jego oczach dojrzałam smutek.
204
Wiec się zaczął. Plac Ludowy był pomniejszoną
wersją placu Tian'anmen bez Bramy Niebiańskiego
Spokoju, toteż na tę uroczystość ozdobiono najwyższy
w polu widzenia budynek, ponury, wzniesiony w stylu
sowieckim ratusz z płaskim dachem. Udekorowano go
mnóstwem czerwonych flag i transparentów, pod nim
zaś ustawiono prowizoryczne podium. Wielotysięczne
tłumy, zebrane u stóp podium, krzyczały: Nasze życie
zawdzięczamy partii komunistycznej! Nasze szczęście
zawdzięczamy Przewodniczącemu Mao!".
Mnie i resztę skazańców zepchnięto z ciężarówki,
pod eskortą poprowadzono do ratusza i zamknięto
w ciemnym pomieszczeniu. Zmierdziało tam odchoda
mi, bo kilku więzniów już narobiło w spodnie. Inni
zaczęli wrzeszczeć i gadać od rzeczy.
Strażnicy bezskutecznie próbowali ich uciszyć, wa
ląc kolbami karabinów, a wywoływanych po nazwisku
wypychali kolejno na podium. Ilekroć otwierały się
drzwi, fala sloganów uderzała nas w twarze.
Zaczęłam się rozglądać za Dzikim Imbirem. W gło
wie miałam zamęt. To wszystko budziło teraz mój
sprzeciw. Nie mogę dopuścić, aby Dziki Imbir zamor
dowała Zimozielonego, a mnie wtrąciła do więzienia.
Muszę przerwać milczenie. Poczułam w ustach smak
żalu. Po raz pierwszy pomyślałam, że Dziki Imbir nie
jest tego warta.
Dziki Imbir! Dziki Imbir! krzyknęłam. Choć
strażnicy skopali mnie i przewrócili, wrzeszczałam
dalej.
Dziki Imbir nie prowadziła wiecu. Pewnie dopiero
pózniej wygłosi ważne przemówienie. Powiedziała
205
mi kiedyś, że Przewodniczący Mao zawsze ostatni
zabiera głos.
Wywołano Zimozielonego. Zanim strażnicy wy
pchnęli go na podium, odwrócił się i spojrzał na mnie.
Wyczułam, iż żegna się ze mną na zawsze.
Wrócę pod postacią drzewa uśmiechnął się
przez łzy i sprawię, że twoje życie będzie zielone.
Jeśli kiedykolwiek odzyskasz wolność, proszę cię,
odwiedz moją babkę na górze Bei. Ma dziewięćdziesiąt
trzy lata i mieszka na szczycie tej góry, w świątyni
nazywanej Zwiątynią na Skale. Powiedz jej, żeby za
wsze przy pełni księżyca wypatrywała pod łóżkiem
cykającego świerszcza. Dzikiemu Imbirowi oddaj
wszystkie moje guziki z Mao i książki. I powiedz, że
byłem dumnym antymaoistą.
Miał na sobie zakrwawioną białą koszulę i niebieskie
spodnie. Za kilka minut zostanie męczennikiem. Zała
małam się.
Precz z antymaoistami! dobiegały z megafonu
okrzyki. Precz! Precz! Precz!
Już znajdowałam się w piekle. Uważałam, że należy
zburzyć świat, po którym Dziki Imbir będzie chodzić
w aureoli maoistki, zamiast odczuwać skruchę. Moje
sumienie buntowało się przeciw sercu. Zbierałam się
na odwagę, oczami szukałam mikrofonu, w myślach
układałam przemówienie. Doskonale wiedziałam, co
powiem. Powiem, że mam dość udawania. Pózniej
wygarnę całą prawdę. Całą prawdę, począwszy od
szafy, a na rozmowie za kulisami skończywszy.
206
Złamię obietnicę, ogłoszę, że już nie kocham Dzi
kiego Imbiru.
Przez mikrofon wywołano więzniarkę Jawor". Straż
nik szponiastymi łapskami chwycił mnie za ramiona,
ścisnął i wypchnął na podium. Ustawiono mnie w tym
samym rzędzie co Zimozielonego.
Obróciłam się do niego. Oczy miał zamknięte, brodę
uniesionÄ…, twarz naznaczonÄ… smutkiem.
Wpatrywałam się w mikrofon. Nogi mi się trzęsły,
pierś falowała.
Przede mną wyrósł mężczyzna o małych oczkach
i tłustych policzkach, z nożyczkami i elektryczną golar
ką w dłoniach. Strażnik złapał mnie za ręce, wykręcił
je do tyłu i związał. Popchnięta, musiałam klęknąć.
Pofałdowany podbródek tłuściocha, który zaczął mnie
golić, nagle przysłonił mi niebo.
W tłumie zakotłowało się jak w kopcu termitów.
Moje włosy pękami spadały na ziemię. Pomyślałam,
że skubią mnie jak kurę na targu.
Mówiłam sobie, że muszę czekać i przemówić do
tłumu w odpowiedniej chwili.
Wywołali kogoś innego, a mnie dzwignęli z kolan
i zepchnęli z podium.
Uświadomiłam sobie, że nie będę miała okazji wy
jawić prawdy. Jakaż byłam głupia! Niektórym więz
niom pozwalano stanąć przed mikrofonem, bo nie
mogli mówić mieli usunięte struny głosowe!
W rozpaczy wyrywałam się i kopałam z całych sił.
Strażnik walnął mnie kolbą w świeżo ogoloną głowę.
207
Przy placu stały zaparkowane ciężarówki, do których
znów zaczęto nas ładować. Strażnicy popchnęli Zimo
zielonego do pierwszej, mnie poprowadzili do drugiej.
Wyrwałam się i rzuciłam na niego. Histerycznie wy
krzykiwałam jego imię. Padłam na ziemię. Nadbiegło
jeszcze czterech strażników i próbowało mnie uspoko
ić, ale byłam jak oszalała i gotowa na wszystko. Trzy
małam Zimozielonego za nogę. Azami oblewałam mu
spodnie. Już za pózno. Nie ma dla niego ratunku. Za
pózno odzyskałam rozum. Pomogłam Dzikiemu Im
birowi go zamordować.
Gdzie jest Dziki Imbir? Jeśli oczy nie widzą, ser
ce pozostaje czyste przemówił do mnie głos mo
jej zmarłej babki. Jaka Dziki Imbir jest sprytna, że
siÄ™ teraz ukrywa. Ale na pewno skÄ…dÅ› nas obserwuje
i widzi każdy szczegół. Odlicza ostatnie minuty,
kiedy Zimozielony może jeszcze oddychać, a ja ką
pać się w słońcu. Czyżbym myliła się od pierwsze
go dnia naszej znajomości? Czy kiedykolwiek za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]