download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Agata Christie Entliczek pentliczek
- Antologia TrzynaśÂ›cie kotów
- Ksiega dzungli Kipling Rudyard_1131
- Guzek_Maciej_ _Trzeci_śÂšwiat
- Forstchen, William R Wing Commander 4 Heart of the Tiger
- James Herriot Kocie opowiesci
- Moorcook, Michael EM4, La Torre Evanescente
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- Drugi przekret Natalii Olga Rudnicka
- Coming Full Circle Liz Andrews
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stwierdziwszy, że jest zupełnie sam, Otis dziarsko przeszedł przez zrujnowany otwór - i
stanÄ…Å‚ jak wryty.
Cieszę się, że mam zaszczyt pana poznać - powiedział torang łagodnym, nieco brzękli-
wym głosem. - Przypuszczaliśmy, że pan może tu wróci.
Otis otworzył ze zdumienia usta. Ciemne oczy toranga wystające po obu stronach gło-
wy mierzyły go od stóp do głów, wywołując niemiłe wrażenie, iż szacują odległość dla odda-
nia salwy artyleryjskiej.
- Nazywają mnie Jal-Ganyr - odezwał się znów torang. - Jeżeli nie dostarczono mi błę-
dnej informacji, pan nazywa siÄ™ Jeff-Otis. Tak jest.
Te ostatnie słowa torang wypowiedział niemal bez modulacji głosu, lecz jakiś nadal
funkcjonujący zakątek mózgu Otisa zinterpretował je jako pytanie. Inspektor wciągnął głębo-
ko powietrze do płuc, kiedy zorientował się, że na chwilę przestał oddychać.
- Nie wiedziałem... owszem, tak jest... Nie wiedziałem, że, wy, Torangowie potraficie
mówić po ziemsku. Albo w ogóle mówić. W jaki sposób...?
Zawahał się, chcąc wybrać jedno z tysięcy pytań cisnących mu się na usta. Jal-Ganyr,
przycupnąwszy na płaskim kamieniu, w zamyśleniu gładził trójpalczastą dłonią szarą sierść
na piersi. Otis wyczuł, że Torang tylko przez grzeczność pozwolił Ziemianinowi tracić czas
na bezsensowne mamrotanie.
- Nie jestem Torangiem - powiedział po dłuższej chwili Jal-Ganyr swym brzękliwym
głosem. - Jestem z rasy Myrbów. Albo Myrbian - jak by to pan wyraził. Nie zostałem poinfor-
mowany.
- To znaczy, że tak siebie sami nazywacie? - wykrztusił wreszcie Otis.
- To znaczy coś więcej - odparł tamten po dłuższym namyśle. - To znaczy, że należę do
rasy pochodzÄ…cej z Myrbu, a nie z tej planety.
- Zanim przejdziemy do dalszych wyjaśnień - nalegał Otis - proszę mi wreszcie powie-
dzieć, skąd znacie nasz język!
Jal-Ganyr uczynił ręką niejasny gest. Jego twarz była nieczytelna dla Ziemianina, ale
Otis odniósł takie wrażenie, jakby tamten uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Co do tego - odparł Myrbianin - prawdopodobnie nauczyłem się go wcześniej niż pan.
Obserwujemy was bardzo długo. Nie uwierzyłby pan jak długo.
- Ale wobec tego... - Otis urwał. - To musiało znaczyć - jeszcze zanim koloniści wylą-
dowali na tej planecie. Obawiał się trochę, że może nawet zanim jeszcze Ziemianie dotarli do
tego systemu gwiezdnego. Odrzucił jednak tę myśl i zapytał:
- Ale dlaczego mieszkacie ot tak, w tych ruinach? Dlaczego czekaliście aż do dziś?
Gdybyście nawiązali z nami kontakt wcześniej, pomoglibyśmy wam w odbudowie...
Znów zamilkł, zastanawiając się, dlaczego jego słowa brzmiały fałszywie. Jal-Ganyr le-
niwie rozejrzał się dookoła, jak gdyby chciał okazać wzgardę ruinom, w których przebywali.
Znów zdawał się rozmyślać nad wszystkimi sugestiami zawartymi w pytaniach Otisa.
- Przechwyciliśmy raport do waszego szefa - odpowiedział w końcu. - Doszliśmy do
wniosku, że nadszedł czas, by nawiązać kontakt z jednym z was.
- Nie interesuje nas odbudowa tych ruin - dodał. - Ukryliśmy przed wami nasze miejsce
pobytu.
Otis zdał sobie sprawę, że ma zupełnie wyschłe wargi, gdyż mimo woli zbyt długo stał
z otwartymi ustami. Zwilżył je końcem języka i odprężył się na tyle, by oprzeć się o ścianę.
- Chodzi o zarządzenie ogłaszające was gatunkiem pod ochroną? - zapytał. - Czy macie
instrumenty do przechwytywania takich sygnałów?
- Mam. My mamy - odparł po prostu Jal-Ganyr. - Uznano, iż na tyle rozprzestrzeniliście
się w kosmosie, że zaistniała potrzeba nawiązania kontaktu z kilkoma rozważnymi osobni-
kami spośród was. To może w przyszłości ułatwi pracę naszym obserwatorom.
Otis zastanowił się, ile ironii mogło być w słowach Myrbianina. Zaczerwienił się na
myśl o wypchanym okazie w siedzibie biura i poczuł olbrzymią ulgę, że jednak nie poszedł
go obejrzeć.
Miałem wyjątkowe szczęście, powiedział sobie w myślach. Ja odkryłem pierwsze znane
istoty rozumne poza Układem Słonecznym.
Powiedział na głos:
- Spodziewaliśmy się, że kiedyś spotkamy kogoś takiego jak wy. Ale dlaczego wybrali-
ście właśnie mnie?
Zdał sobie sprawę, że to pytanie zabrzmiało bardzo zarozumiale, ale przyniosło nieo-
czekiwane rezultaty.
- Pański raport. Pan podjął na małą skalę tę samą decyzję, jaką my podjęliśmy na wielką
skalę. Wywnioskowaliśmy, że pan może zrozumieć nasz żal i wstyd z powodu tego, co wyda-
rzyło się między naszymi rasami... dawno temu.
- Między...?
- Tak. Przez długi czas sądziliśmy, że wszyscy wyginęliście. Cieszymy się, że powraca-
cie na niektóre z waszych dawnych planet.
Otis patrzył nic nie pojmując. Zapewne jakiś instynkt pozwolił Myrbianinowi zrozu-
mieć oszołomioną minę Ziemianina.
- Możliwe, że zapomniałem wyjaśnić sprawę ruin Jal-Ganyr rozejrzał się dookoła.
- Te ruiny nie są nasze - powiedział łagodnie. - Są wasze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]