download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Antologia SF Stało się jutro 21 Różni
- Antologia Wielka ksiega science fiction. Tom 1
- Christie Agata Trzynascie Zagadek
- antologia Trzynascie kotow
- Red_Hat_Enterprise_Linux 5 SystemTap_Beginners_Gu
- Bookstore For Boys
- Alan Watts The Joyous Cosmology
- Bonnie Dee [Magical Menages 02] Vampire's Consort (pdf)
- Jeschke Wolfgang Ostatni dzieśÂ„ stworzenia
- Billionaire Bachelors 2 The Billionaire's Dance
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszka-misiu.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pójdę, na pewno była tą właściwą.
Vint/ereyo-Na potrząsnęła głową.
- Mam tylko czternaście lat, Bracie Węży. Jesteś znacznie starszy i bardziej
doświadczony. Dlaczego miałbyś słuchać poleceń dziewczynki?
- Bogini patrzy twoimi oczami i mówi przez ciebie. Takie było przesłanie z Ust Boga.
Tak wskazał Oko Zwiata.
Vint/ereyo-Na długo milczała, wciąż wpatrując się w figurkę Zielonej Pani. A gdy już
podniosła oczy na Czerpiącego, była w nich powaga i nadspodziewana dojrzałość.
- Każ zbudować świątynię na skraju dżungli. Ma być otwarta na wszystkie strony świata.
W środku niech stanie posąg Zielonej Pani, z kotami i wężem Oko Zwiata u stóp. W misach
ofiarnych będziemy składać owoce, sól i mięso. I nikt nie będzie miał prawa zabić tam
żadnego żywego stworzenia, czy to będzie człowiek, drapieżny lampart czy zwierzar. Tak
chce Bogini!
Czerpiący z Ust Boga pochylił głowę i klasnął w dłonie.
- Chwała Bogini! Chwała Wcieleniu Wieczystej!
- Nie nazywaj mnie już tym imieniem - powiedziała dziewczyna, podając mu posążek. -
Uprzedz też innych. Nie jestem Vint/ereyo-Na, lecz Mohte-Runja, Przejście. A Bogini... - jej
palec wskazał okno, za którym w oddali widać było wierzchołki wiecznie zielonych drzew -
jest t a m !
"
Czerpiący z Ust Boga usiadł ciężko na skraju bezdennej przepaści. W głowie szumiało
mu wino.
- Usta Boga... - wymamrotał niewyraznie. - Też coś... Po prostu dziura w ziemi. I ma
dno... Na pewno ma dno, bo właśnie... je osiągnąłem.
Zaśmiał się gorzko. Zalała go fala senności. Przewrócił się na zimne, twarde płyty
posadzki.
- Usta Boga... Bogini... Przejście... Bogowie, bogowie, jeśli jesteście... Jakie to wszystko
beznadziejne...
ZasnÄ…Å‚.
I nie miał żadnych snów.
Obudził się zziębnięty, z ręką zwieszającą się z brzegu otchłani. Głowę miał ciężką.
Usiadł i wpatrywał się w ciemność głębokiego szybu. Może gdyby wrzucił tam coś
dostatecznie dużego i ciężkiego, usłyszałby odgłos upadku?
- A może rozbiłbym głowę jakiemuś Wieczystemu? - powiedział na głos z ironią.
Nie miał niczego odpowiedniejszego, więc zdjął z ramienia grubą złotą bransoletę.
Wyciągnął rękę, jak mógł najdalej, i wrzucił ozdobę w przepaść. Nasłuchiwał długą chwilę,
lecz, ku jego rozczarowaniu, z dołu nie dobiegł żaden hałas.
- Czy to była ofiara?
Spłoszony, rozejrzał się gwałtownie. Kto śmiał pogwałcić zakaz wstępu na wieżę Ust
Boga? Nie było nikogo, tylko we wschodnim oknie siedział skulony niewielki, brązowo
pręgowany kot. Czerpiący z Ust Boga przez chwilę myślał, że to któryś z oswojonych kotów
przyszedł za nim na górę.
Kot otworzył pyszczek i wymruczał powtórnie:
- Czy to była ofiara?
- Nie śpię - wyszeptał kapłan, zdumiony.
- I wytrzezwiałeś - dodał kot.
Czerpiący z Ust Boga uderzył czołem w posadzkę, aż ból oślepił go na chwilę. W panice
przypominał sobie karygodne pijaństwo i straszne bluznierstwa, jakich się dopuścił. Kot był
niewątpliwie wysłannikiem Wieczystych, a może nawet samym Wieczystym, który za chwilę
strąci go w otchłań.
- Nie. Przestań. Zrobisz sobie krzywdę - wymruczał kot. - Wstań, to jest po prostu
śmieszne.
Mężczyzna nie poruszył się, zacisnął mocniej powieki. Poczuł miękką łapę na głowie.
- Czy nie powinieneś ogolić głowy? Z tą króciutką sierścią wyglądasz nieco dziwnie.
W końcu kapłan zdecydował się ostrożnie unieść wzrok. Spojrzał wprost w zielone
ślepia. Kot siedział tuż przed nim i mruczał, jakby był nadzwyczaj z czegoś zadowolony.
- Czy masz jakieś imię? - spytał kot z uprzejmym zaciekawieniem.
- Czerpiący... - zaczął kapłan i urwał. - Pióro - dopowiedział cicho, wymieniając imię,
jakie nadała mu matka.
- Albo Brat Węży - uzupełnił kot. - To dobre imiona. Prawdziwe.
- Czy jesteś posłańcem Bogini? - odważył się zapytać kapłan.
- Mówię we własnym imieniu, ale znam Zieloną Panią. I ty też ją znasz.
- Dziewczynka z bliznami - westchnął Brat Węży. - Więc Oko Zwiata się pomylił!
- Nie. Po prostu zrobił to, co uznał za słuszne. A ty wciąż szukasz prawdy, słuchając
odgłosów z ciemnych dziur, podszeptów węży... albo kotów. Tymczasem cała prawda i siła są
tylko w tobie i nigdzie indziej.
- A Usta Boga...?
- To tylko miejsce, w dodatku zimne - prychnÄ…Å‚ kot. - Prawdziwe Usta Boga sÄ… w tobie.
Czas, byś zaczął bardziej poważać samego siebie.
Brat Węży zastanawiał się dłuższą chwilę, usiłując uporządkować myśli.
- Bogowie istniejÄ…?
- A jak myślisz? - spyta! kot i zaczął lizać łapę.
- Tak - powiedział kapłan stanowczo. - I nadal będą zsyłać mi wizje?
- A jak sądzisz? - kot znów odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Raczej tak - odrzekł kapłan. - Ale to się okaże. Rozejrzał się po pustym, ponurym
pomieszczeniu.
- Pewnie nie muszę już tu przychodzić - powiedział. - Ale służba zacznie plotkować.
Mogą być kłopoty.
- Możesz hodować tu kwiaty - poradził kot niefrasobliwie. - Niektóre gatunki lubią takie
otoczenie.
Komnata Ust Boga, odarta z tajemniczości, w jednej chwili stała się tylko opuszczonym,
smutnym, nieprzytulnym wnętrzem. Brat Węży pomyślał, że byłoby miło postawić tu kilka
donic z kwiatami. Położyć parę poduszek na kamieniach. Zjeść czasem coś lekkiego, napić
się wina, spoglądając przez okno na rozpościerający się poza murami Mohte-Reyo bezmiar
dżungli. Samotnie lub z... Odpędził od siebie tę myśl, przerażony własną śmiałością.
Kot przerwał mycie pyszczka i wskoczył mężczyznie na kolana.
- Po prostu zejdz na dół - zamruczał, jakby odgadując myśli kapłana. - I powiedz jej, że ją
kochasz.
Brata Węży oblało gorąco.
- Jestem taki stary. A ona jest jeszcze dzieckiem.
- Już niedługo - stwierdził kot. - A ty nie jesteś starcem. W porównaniu z wiekiem Bogini
można by powiedzieć, że nawet jeszcze się nie narodziłeś.
- Nie zaszkodzi przypomnieć, że oprócz węży, lubisz też koty - dodał, moszcząc się w
fałdach kapłańskiej szaty.
Brat Węży podniósł się i biorąc kota na ręce, wstąpił na schody.
- Usta Boga - powiedział cicho do siebie. - Usta Boga - powtórzył i zaśmiał się cicho,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]