download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Howard Robert E Conan. Stalowy demon
- 33 Demon nocy
- Harry Turtledove & L. Sprague De Camp Down In The Bottomlands
- corpus caesarianum wojna afrykanska
- McCullough_Colleen_ _Panie_z__Missalonghi
- Copeland_Lori_ _Phantom_Press_Romans_111_ _Ostateczna_rozgrywka
- 01.Richards_Emilie_Romans z nieznajoma
- Ja
- Dć™bski Eugeniusz Yeates 3 Flash Back
- James Beau Seigneur Christ Clone 1 In His Image
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszka-misiu.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bez żadnego wysiłku.
- Wyjdz za mnie - zaproponował inny - a ja wykorzystam wszystkie moje wpływy, by
zdobyć ci to miejsce. Nic złego się przecież nie stanie, jeśli będzie dwoje syndyków w rodzinie.
Jeszcze inny zauważył po cichu:
- Mam co prawda żonę, lecz gdyby Roska chciała... hm... zgodziła się...
- Zamknijcie gęby, jesteście ordynarni jak barbarzyńcy! - zdenerwował się Jimmon. -
Wiecie, że madame Roska jest najcnotliwszą kobietą w Ir. A poza tym, jeśli zechciałaby wejść w
tego rodzaju układ, to tylko ze mną, gdyż jestem znacznie bogatszy od was. Lecz wróćmy do tych
czarnych kanibali.
- Gdybyśmy nie zapłacili Zolonom, by wysłali swą flotę na północ przeciwko piratom z
Algarthu - zauważył ktoś - to ich okręty załatwiłyby szybko Paaluańczyków.
- Ale zapłaciliśmy - uciął Jimmon - a flota Zolonów odpłynęła i próba ściągnięcia jej z
powrotem nie miałaby najmniejszego sensu.
- Nie stałoby się tak, gdybyś nie zmarnował tyle czasu na targi z Maldiviusem - zarzucił
jeden z syndyków.
- %7łeby cię szlag trafił! Muszę dbać o pieniądze podatników - odpowiedział Jimmon. -
Gdybym zgodził się na pierwszą propozycję Maldiviusa, zdjęlibyście mi skalp za marnowanie
bogactw republiki. Poza tym, zle to czy dobrze, ale tak się już stało. Problem w tym, że nie wiemy,
co teraz robić.
- Zbroić się!
- Zapomniałeś - odpowiedział Jimmon - że wyprzedaliśmy zapasy broni, gdyż musieliśmy
zdobyć fundusze na opłacenie Wielkiego Admirała Zolonów, by zechciał wyruszyć na wyprawę
algarthianskÄ….
- O bogowie! - ktoś jęknął. - Co za chciwi idioci...
Gorzkie wypominki trwały godzinami. Winę za brak gotowości republiki do obrony każdy
z syndyków starał się zrzucić na innych. Po spędzeniu w ten sposób całego dnia uchwalili wreszcie
natychmiastową mobilizację milicji. Nakazali też wszystkim mężczyznom nie posiadającym broni,
by sami zabrali się do jej wyrobu. Naczelnym Wodzem mianowano najmłodszego z syndyków,
finansistę o imieniu Laroldo. Wygłosił on krótką mowę:
- Panowie, czuję się głęboko zaszczycony wyróżnieniem, które mi przypadło w udziale.
Zrobię wszystko, by udowodnić, że zasłużyłem na ten wybór. Chciałbym jednak na początku
zaproponować, byśmy uchwalone dekrety zatrzymali w tajemnicy do jutra rana, kiedy to podamy je
do wiadomości publicznej i wyślemy gońców do Chemnis, by ostrzec jej mieszkańców. Myślę, że
Wasze Ekscelencje rozumieją moje powody. - Tu mrugnął porozumiewawczo do pozostałych
syndyków.
Madame Roska zapytała się ostro:
- Po co to opóznienie? Każda godzina jest bezcenna.
- No cóż, hm... - zaczął Jimmon. - Dzisiaj jest już zbyt pózno, by zrobić cokolwiek
pożytecznego. A poza tym nie chcielibyśmy niepokoić pospólstwa, panika w naszym podziemnym
mieście w nocy byłaby czymś strasznym.
- Bzdury! - zdenerwowała się Roska. - Wiem, o co wam chodzi. Chcecie wykupić z rynku
całą żywność i inne niezbędne do życia produkty, gdyż wiecie, że ceny pójdą ostro w górę,
zwłaszcza gdy się rozpocznie oblężenie Ir. Nie macie wstydu, wyzyskując ludzi w tak bezwzględny
sposób.
- Moja droga Rosko - zaczął Jimmon. - Jesteś mimo wszystko kobietą, chociaż śliczną i
bogatą w różne talenty. Dlatego nie rozumiesz takich spraw...
- Rozumiem dostatecznie dobrze! Powiem ludziom o waszym spisku, majÄ…cym na celu
wykupienie towarów z rynku, by potem dyktować ceny...
- Myślę, że nie zrobisz niczego takiego - stwierdził Jimmon. - To jest posiedzenie
zamknięte, mamy pełne prawo kontrolować wszelkie informacje o tym, co tu się dzieje. Każdy, kto
przed oficjalnym podaniem do publicznej wiadomości samowolnie ujawni nasze decyzje, zostanie
ukarany przepadkiem całego majątku. A ty, moja droga, jesteś zbyt delikatna, by zarabiać na życie
sprzątaniem. Czy wyrażam się dosyć jasno?
Roska wybuchnęła płaczem i wybiegła z pokoju. Posiedzenie zostało zamknięte i
syndykowie pozbierali swoje płaszcze i miecze w wyraznym pośpiechu. Moje witki mówiły mi, że
Roska miała rację; byli ogarnięci pragnieniem dostania się na rynek i do sklepów, zanim zostaną
zamknięte, a ceny skoczą w górę pod wpływem plotek o inwazji.
Następnego dnia rozkazy syndyków zostały ogłoszone, a dwóch posłańców pogalopowało
w kierunku Chemnis. Przez cały dzień w Ir panowała szalona krzątanina. Na polu za Wieżą
Ardymana dokonano przeglądu ponad czterech tysięcy milicjantów, dla których Posiadano
uzbrojenie, i około dwustu najemników ze Shvenu. Wykonali oni kilka prostych ćwiczeń z musztry
i pomaszerowali drogą do Chemnis. Prezentowali się wspaniale rozpuściwszy łopoczące
chorągwie, a na ich czele w pełnej zbroi jechał konno bankier Laroldo.
Około tysiąca innych pozostało na polu, by ćwiczyć pod kierunkiem starego Segoviana,
mistrza musztry. Młodzi ludzie mieli trenować kijami i miotłami, dopóki nie znajdzie się dla nich
właściwej broni.
Segovian miał wygląd niedzwiedzia, obdarzony był potężną brodą i grzmiącym głosem. Był
jedynym mężczyzną w Ir, którego obchodziły problemy militarne. Inni Iriańczycy patrzyli na niego
jak na dzikiego, krwiożerczego barbarzyńcę. Utrzymywano go jednak w mieście jako człowieka
niezbędnego, tak jak strażaków czy śmieciarzy.
Przez ponad stulecie republika uprawiała pokojową politykę w stosunku do innych narodów
novariańskich. Syndykat, rządzące ciało złożone z arystokracji kupieckiej, nastawił się na
powiększanie bogactwa. Pewną jego część zużywano rozsądnie na wynajmowanie floty Zolonu, by
strzec wybrzeża. Za pieniądze przekupywano też liderów innych krajów novariańskich,
napuszczając jednych na drugich i uniemożliwiając im w ten sposób utworzenie koalicji przeciwko
Ir. Taka polityka sprawdzała się w stosunku do innych Novarian, lecz Paaluańczycy zapowiadali
się jako nieprzyjaciel zupełnie innego rodzaju.
V - Bankier Laroldo
Przez cały ten dzień poświęcony mobilizacji i krzątaninie pozostawałem w domu Roski, by
pomóc jej przy korzystaniu z kamienia. Nie na wiele jednak się to przydało. Paaluańscy czarownicy
wiedzieli już, że ktoś ich szpieguje. Gdy tylko udawało nam się uzyskać ostry obraz w szafirze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]