download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Susan Krinard [Fane 02] Lord Of The Beasts
- Crosby_Susan_ _Prawie_miodowy_miesiac
- Carlisle Susan Lekarz z wielkiego miasta
- Heschel_Abraham_Joshua_ _ProsiśÂ‚em_o_cud
- Robert A Haasler Zbrodnie w imieniu Chrystusa
- Le Guin Ursula K. śÂšwiat Rocannona
- Fiodor Dostojewski BiaśÂ‚e noce
- Wallace, B. Alan. The Taboo of subjectivity
- Colin Forbes Burza krwi
- Gould_Judith_ _Po_kres_czasu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotocafe.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dankę o wyborze zawodu. Mogę nie zdążyć wrócić z zebrania
komitetu stypendialnego - powiedział z troską w głosie.
- Czy zgodziłbyś się, gdyby ktoś wypełnił uczniom czas
do chwili twojego przyjścia? - spytała. Mogłabym to zrobić,
pomyślała.
Machnął ręką i sięgnął po widelczyk, by uszczknąć kawa¬
łek ciasta.
- Za mało czasu, żeby kogoś znaleźć - odparł, zbyt zajęty
własnymi myślami, by się zorientować, dlaczego Rebeka wy¬
stąpiła z taką propozycją.
63
NIESPOKOJNY
DUCH
- W innej sytuacji przede wszystkim zająłbym się sprawą
Richie'ego, ale tu chodzi o pogadankę, w której weźmie
udział między innymi klasa mojej bratanicy. Specjalnie przy
jadą z Daleville. Obiecałem Penny, że wystąpię na tym spo¬
tkaniu - powiedział, jedząc ciasto.
- Nie martwiłabym się tym tak bardzo - rzekła z uśmie¬
chem Rebeka, widząc, z jaką rozkoszą Raleigh wdycha orze¬
chowy aromat - Sprawy zawsze jakoś się układają, nawet gdy
się tego nie spodziewamy.
- Rebeko, ja poważnie traktuję to zobowiązanie. Ostatnio
Penny bardzo potrzebuje ojcowskiego autorytetu - oznajmił,
odetchnął głęboko i spojrzał w stronę drzwi. - Jest córką me¬
go brata, który zmarł, zanim się urodziła.
- Megan mówiła mi o tym. Bardzo ci współczuję. Byliście
sobie bardzo bliscy?
- Tak - odparł, nie patrząc na Rebekę, a potem podjął
porzucony temat. - Penny potrzebuje mojego wsparcia. Po¬
dobnie jak Richie-dodał z westchnieniem.
-
Naprawdę troszczysz się o przyszłość tych dwojga, pra¬
wda? - spytała poważnie.
- Mam taki stosunek do wszystkich uczniów - odrzekł,
opierając łokcie na stoliku i pochylając się ku Rebece. - Są¬
dzisz, że inaczej traktowałem ciebie, gdy byłem twoim na¬
uczycielem?
- Prawdę mówiąc, nigdy nie myślałam o tym w ten spo¬
sób. Uważałam, że starasz mi się zatruć życie w ostatniej
klasie.
Uśmiechnął się smutno i zapytał:
- Naprawdę tak to odbierałaś?
Zastanawiała się przez dłuższą chwilę nad odpowiedzią.
64
NIESPOKOJNY
DUCH
Być może nadszedł czas na szczerość.
- Tak - przyznała, pochylając się ku Raleighowi. - Nie
mogłam pojąć, czemu nieustannie mnie nękałeś. To było tak,
jakbyś czuł do mnie osobistą urazę i mścił się na mnie. Wiem,
że sprawiałam kłopoty, ale nigdy nie byłam, jeśli mogę tak
powiedzieć, uboga duchem.
- Masz rację - zgodził się - Wiele rzeczy mógłbym o to¬
bie powiedzieć, ale na pewno nie to, że byłaś uboga duchem.
- Miło mi to słyszeć - odrzekła z ulgą i roześmiała się
radośnie. - Nareszcie czuję się usprawiedliwiona.
- Naprawdę uważałaś mnie za takiego potwora?
- No cóż, z pewnością potrzebowałam duchowego prze¬
wodnictwa i dyscypliny - przyznała, biorąc do ust orzeszek
z jego ciasta i oblizując palce. - Ale równie mocno pragnę¬
łam, by obdarzono mnie zaufaniem, a czasem doceniono.
W tym zakresie niewiele zrobiłeś.
- Nie miałem pojęcia, że tak to odczuwałaś. Rozumiem,
iż zbyt często cię pouczałem, natomiast nigdy nie przyzna¬
łem, że jesteś bardzo inteligentna, choć naprawdę tak my¬
ślałem.
- Jakoś to przeżyłam - odrzekła, zastanawiając się, czy
Raleigh zdaje sobie sprawę, jak dużo znaczą dla niej jego
słowa.
Zwłaszcza teraz.
- Chcę po prostu powiedzieć, że dzieci muszą mieć okazję
do popełniania błędów, na których mogłyby się uczyć - do¬
dała.
- Uważasz, że przez Bezlitosnego Hanlona nie mogłaś
popełnić ich wystarczająco dużo? - spytał, uśmiechając się
ciepło.
65
66
NIESPOKOJNY
DUCH
- Nie było tak źle - zaśmiała się. Wstała i zabrała ze stołu
dzbanek z kawą. - Nie zawsze byłeś w pobliżu, by mnie przy
łapać na gorącym uczynku - dorzuciła.
Idąc w stronę barku pomyślała, że nigdy w życiu nie sły¬
szała niczego tak miłego jak głośny śmiech Raleigha.
ROZDZIAŁ
PIĄTY
Raleigh podwinął rękaw płaszcza, spojrzał na zegarek i za
klął cicho. Był już dwadzieścia minut spóźniony na pogadan
kę o wyborze zawodu. Dopiero teraz wchodził w drzwi swo
jej dawnej klasy w liceum Follett River.
Z większości pomieszczeń dobiegały głosy wykładowców,
w niektórych słychać było odgłosy dyskusji, w innych -
zwykłe rozmowy. Cały korytarz wypełniony był gwarem.
Profesor Hanlon wyobrażał sobie, co dzieje się za drzwiami
klasy, przed którą się zatrzymał, w pokoju pełnym znudzo¬
nych nastolatków, między którymi siedzi jego zawiedziona
bratanica.
W nie najlepszym nastroju nacisną! klamkę. Cóż mu po¬
zostało, jak tylko zapewnić Penny, że nie zapomniał o spo¬
tkaniu. Dziewczyną i tak pewnie tego nie doceni.
Cofnął się o krok. Do licha, co się z nim dzieje? Czego się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]