download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- 036 Romantyczne podróże Mansell Joanna Sekrety toskańskiej nocy
- Izabela Litwin, Joanna Carignan Zanim wyjdziemy na ulicę
- Chmielewska Joanna 06 Romans wszechczasĂłw
- Joanna Chmielewska Jeden kierunek ruchu
- Chmielewska, Joanna Skradziona kolekcja
- ChróśÂ›cielewski Tadeusz SzkośÂ‚a dwóch dziewczć…t
- Laurie King Mary Russel 06 Justice Hall (v1.0) [lit]
- De Sade A.F. Filozofia w Buduarze
- Akademia Mroku 03 Rozdarte dusze Poole Gabriella
- McPhee Margaret PrzebiegśÂ‚y hrabia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głęboko.
149
Skąd tyś wzięła to kopyto? Na bazarze kupiłaś czy jak?
Urszulka znów potwierdziła bez słowa, niemrawo kiwając głową.
Jak... jak... ona... nie ma... to... i... ja... dodała rozpaczliwie sama z siebie, bez do-
datkowej zachęty.
Widocznie pod wpływem alkoholu popadała w gadatliwość.
Znaczy, jak jej nie dasz forsy, to i ty nie będziesz miała uściśliła Zenia. A on
by tego...? Znaczy, jakby się dowiedział, to by cię rzucił?
Urszulka pokiwała głową z większą energią i podparła brodę pięściami, czy może ra-
czej usiłowała podeprzeć, co napotykało pewne trudności, ponieważ łokcie ześlizgiwa-
ły się jej ze stołu. Skorzystała z tego, żeby dłonią uchwycić szklaneczkę.
Od wczoraj tak pije wyszeptała obok mnie pani Jadzia.
Pomyślałam, że ma powody, ale wolałam nic nie mówić, żeby nie przeszkadzać przy-
jaciółkom w salonie. Zenia, najwyrazniej w świecie, nie czuła się jeszcze usatysfakcjo-
nowana.
I tyś ją tam zawiozła własnym samochodem, ty głupia, i tyś myślała, że na tę
Barbarę padnie, ty głupia, przecież cię ludzie widzieli!
Urszulka dla odmiany pokręciła głową.
Nie... Nikt...
E tam, nikt, nie ma tak, żeby nikogo nikt nie widział! A od początku mówiłam, że-
byś się z nią nie zadawała! Wszystko zgadłam, ale żebyś ją miała kropnąć, to mi do gło-
wy nie przyszło! Było dać jej tej forsy...!
Urszulka nagle wybuchnęła obfitszymi łzami.
Ona tak... dla draki... mówi... mówi... ła, że... mu powie... Tak sobie... Już nie... już
nie... miałam... Ste... Ste... Stefan... zaczął py...py...pytać, na co mi... na co mi tyle... Pcha...
pcha... pchała się... i do dzieci... Wi... wi... wi... siała... jak zmo... jak zmora...
Teraz Zenia zaczęła kiwać głową.
No to nareszcie rozumiem, bo nijak nie mogłam, ale nie myślałam, że to ty, myśla-
łam, że Barbara. %7łakiet jej podrzuciłaś do domu, a klucze?
Z profilu było widać, że do Urszulki już nie wszystko dociera.
Przecież miałaś jej klucze? powtórzyła Zenia, zdenerwowana. Coś z nimi
zrobiła? Masz je do tej pory?
Z łzawego i nieco błędnego spojrzenia heroiny można było wywnioskować, że tak.
O Jezu... A tę pukawkę? Wyrzuciłaś?
Z tych samych przesłanek wynikło, że nie.
I gdzie...?! Ty głupia! Jak już się jej chciałaś pozbyć, trzeba było rozumniej! Ona
świnia, ta Fela, wariatka! Gdzie ty to trzymasz? Podrzuciłaś Barbarze?
W pijanej Urszulce błysnęło coś, jakby chytry uśmiech. Skupiła wzrok na kieliszku,
który najwidoczniej dodał jej sił.
150
Nie zda... nie zda... ży...
Nie zdążyłaś? Ale chciałaś podrzucić! No nie, to już nie... Za dużo. Nawet nie tak
całkiem głupio, ale parszywie. Niechby padło na jakich bandziorów, ty chyba podła je-
steś, nie? A ja tu taka zmartwiona przyleciałam, wczoraj mnie o ciebie wypytywali, nic
nie powiedziałam, myślałam, że to nie ty...
Z jakąś rozterką, widoczną w plecach, Zenia gwałtownie zaczęła nadrabiać dotych-
czasową powściągliwość. Nalała sobie koniaku do kieliszka od wina.
Na męża go złapać, ja rozumiem, każdy by chciał, sama bym się nie obraziła, niech
będzie, nawet rąbnąć to pomietło, niech będzie, ona taka przyjaciółka jak z koziego ogo-
na...! A już nawet myślałam, że może i Barbara, nikt by się jej nie dziwił, ale żeby jesz-
cze i to na nią zwalać...? Nie, ja się zdenerwowałam! Ja bym tak chyba nie mogła... I jak
ty tym dzieciom w oczy spojrzysz, jak im przez ciebie matkÄ™ powieszÄ…...! Ale powiedz,
trudno było...? Ty ją tak od tyłu i od razu trafiłaś? A jakby ona wyżyła...? I co teraz bę-
dzie, o mój Boże, sama nie wiem, co zrobić, przez chłopa wszystko, ja bym chyba tak
nie mogła...
Jak ja... jej... niena... niena... widzę... wyszlochała Urszulka.
Której?!
Bar... Bar...
Barbary? Ty zwariowałaś chyba! To ona ciebie powinna...!
Przerwę w życiorysie obie mają jak w banku powiedział nagle cichym głosem
ktoÅ› za naszymi plecami.
Grom z jasnego nieba nie uczyniłby większego wrażenia, obie z panią Jadzią dozna-
łyśmy jednakowego wstrząsu. Odwróciłam się z wysiłkiem. Za nami stali podinspektor
Bieżan z komisarzem Górskim. Możliwe, że w drzwiach wejściowych tkwiły jeszcze ja-
kieś osoby, ale nie byłam w stanie przenieść spojrzenia dalej.
Chodzmy stąd zaproponował Bieżan. Zpieszyć się już nie trzeba.
W milczeniu ruszyłyśmy ku wyjściu. Zenia za nami kontynuowała monolog, w szyb-
kim tempie zużywając resztę koniaku, bo kieliszek od wina miał dużą pojemność.
Jak pani myśli, gdzie ona trzyma kluczyki do samochodu? spytał Bieżan już za
drzwiami.
W torebce albo w kieszeni tego, co miała ostatnio na sobie odparłam bez na-
mysłu.
W torebce mruknęła pani Jadzia.
A torebkÄ™ gdzie?
W kuchni. Na stołku przy drzwiach.
Nie wierzę, że tak się wszyscy rozstaniemy bez słowa powiedziałam dość
gwałtownie, nie kryjąc protestu w całej sobie. Nie umiem rozmawiać na stojąco!
UsiÄ…dziemy na schodach?
151
Nie, dlaczego? Możemy chyba spokojnie usiąść w ich kuchni, te dwie panie z pew-
nością nie zaczną teraz gotować obiadu. A nakaz mamy, świadków, jak widać, również,
działamy w całym majestacie prawa...
Komisarz Górski znalazł damską torebkę na kuchennym stołku, pogrzebał w niej
i wyciągnął kluczyki samochodowe. Bez słowa przekazał je którejś z osób towarzyszą-
cych, osoba znikła za drzwiami. Pani Jadzia, opanowawszy wstrząs, automatycznie i od-
ruchowo wzięła na siebie rolę gospodyni. Ostatecznie, w tym domu bywała prawie co-
dziennie i wielokrotnie przyrządzała posiłki dla dzieci.
Po rzeczy przyszłam wyjaśniała w trakcie parzenia herbaty. Bo to już wczo-
raj widać było, że pani Urszula nie do życia, więc dzieci u matki zostały. A tu jesień. Co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]