download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- 0437. Sellers Alexandra Tylko razem z żoną
- 12.Lovelace Merline Teraz i na zawsze
- 37 Miasto strachu
- Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- Krawczuk Aleksander Ostatnia olimpiada
- Zane [Dark R
- James L. Halperin The Truth Machine
- H.P.Lovecraft Zew Cthulhu
- Opus Dei czy OctoPUS DEI
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blox.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teru.
- Zwykle jest to wymuszone przez życie, czyli presję społeczną, sytuację finanso-
wą. Z nałogiem jest inaczej. Byłam dorosła, dysponowałam odpowiednimi środkami, nie
miałam zbyt wielu zajęć. Mąż pił regularnie. Chciałam znieczulić ból. Dlaczego miała-
bym nie ulec tej obsesji?
- Bo zabija - szepnÄ…Å‚.
- Wtedy mnie to nie obchodziło.
- Nie bałaś się śmierci?
Nie mogła znieść wyrazu niedowierzania na twarzy Marca, chociaż go rozumiała.
Przeżycia z dzieciństwa pozostawiły w psychice trwały ślad.
- Bałam się, że umrę, jeśli się nie napiję.
Przytulił ją mocno. Na taki moment kiedyś czekała, choć nie zdawała sobie z tego
sprawy.
Marc i Beth, przyjaciele, przed którymi cały świat stał otworem.
R
L
T
Czuła, że nie jest mu łatwo poradzić sobie z tym, co usłyszał. Ona zrozumiała
przyczyny i mechanizmy nałogu dopiero po dwóch latach. Czuła się wyczerpana fizycz-
nie i psychicznie.
- Nie wiem, co ci powiedzieć - rzucił przyciszonym głosem.
- Nie musisz nic mówić. Wystarczy, że starasz się zrozumieć - wybełkotała, słania-
jÄ…c siÄ™ na nogach.
- Sądziłem, że bardziej zależało ci na przebaczeniu.
Skinęła głową, jednocześnie muskając policzkiem jego ramię. Było to błogie uczu-
cie.
- Na jednym i drugim. Nie chcę, żebyś mnie nienawidził.
Wyraznie słyszała rytmiczne uderzenia jego serca.
- PrzyjmujÄ™ przeprosiny, Beth.
Te słowa jakby tchnęły w nią nowe życie. Stała przed otwartymi drzwiami, za któ-
rymi wszystko było możliwe. Ostatnie, najtrudniejsze spotkanie, miała za sobą.
- Dziękuję.
Trzymał jej głowę w dłoniach. Z trudem uniosła powieki. Spojrzenie kochanych,
piwnych oczu dodawało jej siły.
- Zbyt długo miałem do ciebie żal. Nie powinienem pozwolić ci wtedy odejść.
Głos Marca rozpływał się w dzwiękach fal uderzających o brzeg. Beth zasnęła na
stojÄ…co.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Skrzekliwy dzwięk wyrwał ją z niespokojnego snu. Nozdrza wypełniał zapach stę-
chlizny. Sprężyny niewygodnego materaca wbijały się w plecy, kiedy próbowała prze-
wrócić się na drugi bok.
Z trudem uniosła powieki. Nie, to nie łóżko... Drzemała na tylnym siedzeniu samo-
chodu. Szybko ustaliła, co ją obudziło. To orzeł szybował w górze, poszukując pożywie-
nia. Z wilgotnego koca, którym była owinięta po szyję, unosił się nieprzyjemny zapach.
Mimo zesztywniałych mięśni ze złością zerwała się na równe nogi. Jej miejsce by-
ło przy Marcu, na plaży, a nie w ciepłym, choć cuchnącym samochodzie.
Doczołgała się do tylnych drzwi, otworzyła. Czuła, jak pod wpływem lodowatego
podmuchu; wiatru wyskakuje jej gęsia skórka.
Owinęła się mocniej brudnym kocem i ruszyła na brzeg. Na wydmach chyba było
jeszcze zimniej niż nad samym oceanem. Nad linią horyzontu zaczynało świtać.
- Jak długo spałam? - Nie traciła czasu na zbędne uprzejmości.
Marc stał po kolana w wodzie. Dla podtrzymania równowagi opierał się o bok wie-
loryba. Marnie wyglądał, ale jej wydawał się bardzo pociągający, nawet w takim stanie.
- Czemu mnie nie obudziłeś? - spytała z wyrazną pretensją w głosie.
- Odpłynęłaś.
- Co mam teraz robić?
- Odpocznij, jesteś wykończona.
- A ty?
- Przywykłem. Wiele razy sam ratowałem wieloryby.
- Nie powinieneś być sam. - Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, zdała sobie
sprawÄ™ z ich podtekstu.
Nie miała na myśli tylko akcji ratunkowej. Zasługiwał na to, żeby dzielić życie z
odpowiednią kobietą, zasługiwał na szczęście.
Ale ona nie była taką kobietą.
- Dlaczego jesteÅ› sam?
- A dlaczego pytasz?
R
L
T
- Jesteś doskonałą partią. Nawet tutaj, gdzie na jedną kobietę przypada dziesięciu
mężczyzn.
- Dzięki za komplement.
Przez chwilę poczuła się jak za dawnych dobrych czasów. Tak swobodnie rozma-
wiali, kiedy byli przyjaciółmi.
- Byłem w kilku związkach.
- Coś poważnego?
- Nie przetrwały próby czasu - odparł zapatrzony w horyzont.
- Czemu się wam nie układało?
- Chyba nie zamierzasz udzielać mi dobrych rad na temat relacji męsko-damskich.
- Mam wiele wad, ale nie jestem hipokrytką - zamknęła rozmowę, kierując wzrok
na wieloryba, który prawie się nie ruszał. - Jak się miewa?
- Znacznie gorzej niż którekolwiek z nas, ale się nie poddaje. - Mówił dziarsko,
jakby pragnął zarazić zwierzaka optymizmem.
- Nie zostawisz go tu, prawda?
- Nie - odparł krótko, po czym zwrócił się bezpośrednio do olbrzyma: - Nie pozwo-
lę ci odejść.
- Ten upór wiele o tobie mówi.
Rzucił jej pytające spojrzenie.
- Jaki jesteś. Walczysz, żeby dać mu szansę. Właściwie niewiele się zmieniłeś.
Marc ugryzł się w język i pozostawił tę uwagę bez komentarza. Czuła, że atmosfe-
ra między nimi gęstnieje. Pewnie nie był w nastroju do rozmowy po tym, co usłyszał nad
ranem.
Na samą myśl o tym poczuła wstyd i zwątpienie. Stanowczym ruchem wyplątała
się z koca, zanurzyła go w wodzie i naciągnęła na grzbiet orki. Następnie sięgnęła po
plastikową butelkę i rozpoczęła monotonny rytuał czerpania i polewania.
Zbliżał się odpływ i ranny ogon zwierzęcia niebezpiecznie wystawał z wody.
- Jak ci idzie? - spytał, obserwując ją spod oka.
%7łachnęła się, kiedy do niej dotarło, że miał na myśli zmaganie się z nałogiem.
R
L
T
- Mam ochotÄ™ na jajecznicÄ™ na boczku, kubek gorÄ…cej herbaty i krwawÄ… mary - od-
parła niewinnie.
- %7łartujesz. - Spojrzał na nią ze złością.
- Może już czas, żeby podejść do tego na wesoło i zacząć normalnie żyć.
- Co zamierzasz robić?
Dobre pytanie. Zamknęła listę. Teraz nadszedł czas, by pomyśleć o przyszłości.
- Nie mam pojęcia... - Wyznała szczerze. - Ostatnie dwa lata żyłam z dnia na dzień,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]