download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Goscinny Rene & Sempe Jean J Wakacje MikoĹajka
- C Lin Carter Conan barbarzyśÂca
- Buseness_Intelligence
- śÂuny nad WośÂyniem
- Alan Dean Foster Glory Lane
- 1. Zemsta czarownicy
- Fred Saberhagen Berserker 03 Berserker's Planet
- Monarsze sekrety Jankowski
- Howard Robert E Conan. Stalowy demon
- Sulivan Jane W drodze do Las Vegas
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakiejś horodniczychy staniesz się..: tfu, psiakrew! Z jakim czortem weszła w parantelę!
Nic podobnego. Dawno wiedziałam, że tak będzie. To tylko dla ciebie coś niezwykłego, boś
prostak, bo nigdy nie widziałeś porządnych ludzi...
HORODNICZY: Ja sam, mamuńciu, porządny człowiek jestem. Ale gdy pomyśleć, jakie z
nas teraz ptaszki będą, jak wysoko fruniemy! A niech to diabli! Czekaj, zadam ja teraz bobu
tym wszystkim, prośbowiczom i skarżypytom! Kto tam?...(wchodzi Komisarz). A, Iwan
Karpowicz! Zawołaj mi tu, bracie, kupców... Pokażę ja im, kanaliom! Skargi na mnie?
Widzisz go, przeklęte nasienie! No, nie zazdroszczę! Dobierałem się wam do wąsisk, teraz się
i do brody dobiorę! Zapisz wszystkich, kto z pretensjami chodził, a przede wszystkim tych
skrybów, gryzipiórków, którzy im podania skrobali! I ogłoś wszystkim żeby wiedzieli, jaki
zaszczyt zesłał Pan Bóg horodniczemu córkę swoją za mąż wydaje, nie za byle kogo, nie
za pierwszego lepszego, ale za takiego człowieka, że jeszcze podobnego na świecie nie było...
za takiego, co może wszystko, wszystko, wszystko! Publicznie ogłoś, żeby wszyscy
wiedzieli! Krzycz całemu narodowi, w dzwony bij, do stu diabłów! Jak bal, to bal! (Komisarz
wychodzi). No, Anulko, he? Co? Gdzie będziemy teraz mieszkać? Tutaj, czy w Pitrze?
ANNA: Naturalnie, że w Petersburgu! Jakże można tutaj zostać?
HORODNICZY: Jak w Pitrze, to w Pitrze! Ale i tutaj dobrze by było. Myślę, że teraz całe
horodniczostwo pójdzie na zbity łeb, he?
ANNA: Naturalnie!
HORODNICZY: Jak sądzisz, Anulko, teraz można będzie wysoką rangę załapać, bo on
przecież za panbrat z wszystkimi ministrami i do cesarza jezdzi, więc potrafi tak wykierować,
że kiedyś w generalski mundur wskoczę! Jak myślisz, Anulko, wskoczę, czy nie?
ANNA: Na pewno!
HORODNICZY: A, psiakrew, dobrze być generałem! Wstęga przez całą pierś! Jak sądzisz,
która lepsza: czerwona, czy niebieska?
ANNA: Naturalnie, że niebieska.
HORODNICZY: Widzisz ją, czego się zachciewa! Wystarczy i czerwona... Bo dlaczego
człowieka generalstwo kusi?... Dlatego, że jak się gdzie przypadkiem pojedzie, feldjegry i
adiutanty naprzód galopują, krzycząc: Koni! I na stacjach nikomu nie dadzą, tylko
wszystko czeka te kapitany, horodniczowie, cały tytularny drobiazg, a ja nawet nie spojrzę.
Obiad u gubernatora, a ty, horodniczy, stój! He, he, he! (zachłysnął się ze śmiechu). To, psia
go mać, nęci!
ANNA: Takie masz prostackie marzenia! Nie zapominaj, że cały tryb życia trzeba będzie
zmienić... że będziesz miał całkiem inne znajomości, nie sędziego psiarza, z którym na zające
jezdzisz, albo Zjemlanikę. Towarzystwo nasze to będą osoby z najwytworniejszymi
manierami hrabiowie i cały wielki świat. I już boję się o ciebie czasem wymknie ci się
takie słówko, jakiego w lepszym towarzystwie nigdy nie usłyszy.
HORODNICZY: No to co?... Słówko nie zaszkodzi.
ANNA: Tak, gdy się było horodniczym. Ale tam życie jest zupełnie inne.
HORODNICZY: Tak... Słyszałem, że są tam dwa specjalne gatunki rybek: riapuszka i
koriuszka , takie, że ślinka siknie, jak zacząć jeść.
ANNA: Jemu tylko rybki w głowie! A ja chcę, żeby nasz dom był pierwszym domem w
stolicy i żeby w moim buduarze było takie ambrę, że po prostu wejść nie można i trzeba
tylko przymrużyć oczy...(zamyka oczy i wącha). Ach, jak rozkosznie!
Scena 2
Ci sami i KUPCY (Kupcy wchodzą)
HORODNICZY: A, witajcie, najmilejsi!
KUPCY: (kłaniają się) Daj Boże zdrowia, dobrodzieju.
HORODNICZY: Co nowego, sokoły?... Jak handel idzie?... Co, liczykrupy, łokciomierze,
skarżyć się?... Arcyzłodzieje, bestie morskie!-Skarżyć się? A co, udało się wam? Ot, myślą
sobie, pójdzie teraz horodniczy do więzienia! A wiecie wy, siedem biesów i jedna wiedzma
wam w zęby, wiecie, że...
ANNA: Ach, Boże! Jakich ty słów używasz, Antosiu!
HORODNICZY: (żachnął się na żonę). O słowach tam będę myślał! Wiecie wy, że ten sam
urzędnik, do któregoście ze skargą polezli, żeni się teraz z moją córką?... Co? He?... Co teraz
powiecie?... Teraz ja was!... Uuu! Naród oszukujecie! Złapiesz dostawę rządową, na sto
tysięcy orżniesz, sukno dasz sparciałe, a potem 20 arszynów ofiarujesz, jeszcze ci za to
nagrodę dawać! A przecież gdyby się kto dowiedział, to by ci... I jeszcze brzuch wypina:
Kupiec, nie rusz go! My, powiada, samej szlachcie dorównamy . Szlachta, tak! Ty mordo
zatracona! Szlachcic nauk się uczy! Chociaż w szkole wały bierze, to wie za co, dla pożytku!
A ty co? Od maleńkości zaczynasz szachrować, pryncypał cię za to tłucze, że oszukiwać nie
potrafisz. Jeszcześ pętak, pacierza nie umiesz, a już grandy robisz... A jak ci kałdun spuchnie,
jak kieszeń spęcznieje, toś ważny! Widzisz go! Szesnaście samowarów przez dzień
wyżłopiesz, toś dlatego taki ważny?... A ja pluję na twój łeb i twoją ważność! Rozumiesz?!
KUPCY: (kłaniają się). Darujcie, panie Horodniczy!
HORODNICZY: Skarżyć się! A kto ci pomógł kombinację zrobić, kiedyś most budował i
policzył za drzewo 20 tysięcy, kiedy i stu rubli nie było warte? Ja ci pomogłem, kozla brodo!
Zapomniałeś? A gdybym cię wydał, mógłbym cię, jak nic, na Sybir przetarabanić! Co
powiesz, no?
KUPIEC PIERWSZY: Nasza wina, łaskawco-dobrodzieju! Bies przeklęty skusił! Pod
przysięgą zarzekam się, że nigdy skargi nie będzie, I jakiego tylko zadowolenia żądasz,
wszystko zrobimy, tylko się nie gniewaj!
HORODNICZY: Nie gniewaj się!? Tak! Teraz, widzisz, u stóp moich się tarzasz... A
dlaczego? Dlatego, że ja górą! A gdyby się choć tycio na twoją stronę przechyliło, to byś
mnie, kanalio, w błoto wdeptał i jeszcze belką z wierzchu przywalił!
KUPCY: Zlituj się, panie Horodniczy!
HORODNICZY: Zlituj się! Teraz to się zlituj! A przedtem co? Ja bym was! (machnął
ręką)
No, niech wam Bóg wybaczy! Dosyć! Nie jestem mściwy... Ale pamiętajcie, teraz trzymać się
ostro! Wydaję córkę nie za byle szlachciurę... %7łeby mi powinszowanie było... rozumiesz?...
nie to, żeby się jakimś bałykiem, albo głową cukru wykręcić... No, idzcie z Bogiem!
(Kupcy wychodzą)
Scena 3
Ci sami, AMMOS FIEDOROWICZ, ARTIEMIJ FILIPOWICZ. Potem RASTAKOWSKI
AMMOS FIEDOROWICZ: (jeszcze w drzwiach). Co słyszę? Czy doprawdy, panie Antoni?
Podobno takie szczęście spotkało?
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Mam zaszczyt pogratulować niezwykłego szczęścia.
Ucieszyłem się z całego serca, gdy o tym usłyszałem... Pani Anno! Panno Mario! (podchodzi
do obu kobiet)
RASTAKOWSKI: (wchodzi). Winszuję! Niech Bóg zachowa państwa i młodą parę po
długie lata i niech da potomstwo liczne i wnuków i prawnuków! Pani Anno! Panno Mario!
Scena 4
Ci sami, KOROBKIN z %7łON, LULUKOW
KOROBKIN: Winszuję, panie Antoni! Pani Anno! Panno Mario!
%7łONA KOROBKINA: Z duszy-serca winszuję! Pani Anno, kochana,życzę szczęścia!
LULUKOW: Mam zaszczyt powinszować, pani horodniczowo! (potem zwrócony do
widowni, mlasnął głośno językiem z zuchowatą miną). Panno Mario! Mam zaszczyt złożyć
życzenia...(i znów to samo).
Scena 5
Mnóstwo gości w surdutach i frakach podchodzi do Anny, potem do Mani, całują je w ręce,
powtarzając: Pani Anno! Panno Mario! Bobczyński i Dobczyński przepychają się przez tłum.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]