download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Anne Rainey [Cape May 02] What She Craves (pdf)
- 0415403510.Routledge.Green.Political.Thoughts.May.2007
- czarny gerard may k.
- Bunsch Karol PP 06 Odnowiciel
- 02. May Karol Krolowa Cyganow
- May Karol Cyganie i przemytnicy
- May Karol Œmierć Judasza
- May Karol U StĂłp Sfinksa
- Diana Palmer Nowicjuszka
- Izabela Litwin, Joanna Carignan Zanim wyjdziemy na ulicć™
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jako narzeczonÄ…?
Patrzył na nią w oczekiwaniu odpowiedzi. Rzekła na pół smutno:
Manfredzie, ufam ci. Wez mnie do siebie, ale nie uczyń nic, co mogłoby spowodować
me nieszczęście.
Nieszczęście? zawołał Niech sam tysiąc razy umrę, zanim miałbym ci
jakąkolwiek przykrość sprawić, o cudowna ty moja! Nigdy nie pożałujesz tego, co
postanowiłaś. Nieba ci przychylę, kochana. Czuję się szczęśliwym i pragnę kogoś jeszcze
uszczęśliwić. Pozwolisz na to, Hanetto?
Chętnie. Kogo?
Mego sługę i twoją służącą. Kochają się. Założę się, że teraz są oboje w małej izbie.
Chodzmy do nich. Ale cichutko, przyłapiemy ich na gorącym uczynku.
Podkradli się do małej izby, otworzyli nagle drzwi. I oto zastali Alimpo ze swoją Elwirą w
serdecznym uścisku. Przestraszyli się oboje i skoczyli na równe nogi.
Hola, a cóż to znowu za sprawki! zawołał hrabia tonem surowym.
Ach, ekscelencja wie przecież! jąkał się Alimpo.
No co?
No, że ta, tutaj, że& że& że to&
No, co takiego?
%7Å‚e ta tutaj jest ElwirÄ….
A cóż mnie to może obchodzić!
Ekscelencjo, ja mówię, że ta& ta& oto jest moją Elwirą.
Aha, ale co powie na to Elwira?
Ta wystąpiła stanowczo, ukłoniła się bardzo rezolutnie i rzekła:
Ekscelencjo, panie hrabio, to jest mój Alimpo!
A więc chcecie być razem? Dobrze, będę więc mieć was na uwadze. Alimpo zostaje
kasztelanem w moim zamku Rodriganda, a płacę& trzysta duros!
Stokrotne dzięki! Chodz moja Elwiro, ukłoń się jeszcze raz i podziękuj ładnie panu
hrabiemu.
Naturalnie. Już ja wiem sama lepiej co czynić! i oddała najpiękniejszy, jaki umiała
ukłon.
Hrabia i baletnica wrócili do pokoju. W czasie poufałej rozmowy padło pytanie o Enrico
Korteję i księcia Olsunnę. Aktorka powiedziała, że byli u niej parę razy i grali w karty z jej
kolegami, których często u siebie przyjmowała, ale nie bardzo dobrze się bawili w
artystycznym, swobodnym gronie. Wreszcie nadmieniła, że musi na parę dni udać się do
Madrytu, by zerwać kontrakt z teatrem. Nie wiedziała bowiem, że w jej życiu taka nagła
nastąpi zmiana i podpisała kontrakt na dalsze występy. Hrabia zgłosił gotowość pomocy,
jednak rezolutnie i szybko odpowiedziała, iż tylko wtedy będzie mogła zostać jego żoną,
kiedy się pozbędzie wszelkich stosunków ze sceną i dawnym życiem, sama, bez niczyjej
pomocy.
Wierzył w każde jej słowo. Nie przypuszczał nawet, że przed swym zamążpójściem krótki
czas chciała spędzić wesoło i hulaszczo ze swymi przyjaciółkami. Bowiem właśnie w
Madrycie przeżyła najdziksze chwile. W ciemnych i zniesławionych uliczkach tego miasta
poznała Korteję i księcia Olsunnę.
Nie baw tam jednak długo, moja droga. Z tęsknotą oczekiwać będę twojego powrotu.
Tymczasem uporam siÄ™ z moimi sprawami majÄ…tkowymi.
Prawie o tej samej porze, w pałacu księcia Olsunny także mówiono o Madrycie. Książę
siedział w fotelu, przed nim stał Gasparino Kortejo, jego sekretarz.
Mamy ostatnio pecha rzekł książę. Ten skandal z niemiecką guwernantką i z
twoją Zarbą, czy jak tam się nazywała ta Cyganka. A teraz zabierają mi sprzed nosa tę
wspaniałą baletnicę! Ależ Rodriganda doczeka się rogów. O to już się postarają! Może
poradzisz, czym teraz zabić wolny czas?
Najlepiej jechać do Madrytu, król portugalski przybywa w odwiedziny. Będą
uroczystości, masa ludzi i zabawa wyśmienita.
Dobrze, wyruszamy więc i to jutro.
* * *
Panna Valdez zamieszkała w jednym z najlepszych hoteli. Niebawem zatopiła się w
wąskich uliczkach południowo zachodniej części miasta, gdzie póznym wieczorem nie
sposób spotkać porządnej kobiety. Poszukiwała swych dawnych znajomych, by zaplanować
zabawÄ™.
W dniu królewskiej audiencji, w pałacu przy wspaniałej ulicy de la Amudema Platerias
można było spotkać dwóch wspaniałych młodzieńców. Byli to bracia Rodriganda: Emanuel i
Ferdynand, którzy nie mieli nawet o tym pojęcia, że ich ojciec ma zamiar ożenić się z
tancerką, która właśnie teraz przeżywa swe przygody w podejrzanej dzielnicy Madrytu.
Wieczorem wyszli na spacer. Publiczność w maskach przechadzała się ulicami. Emanuel,
który wyszedł wcześniej, opowiadał bratu ciekawą przygodę.
Stałem koło pałacu Panadoru i czekałem na ciebie i oto przeszły obok mnie cztery
nimfy, jedna piękniejsza od drugiej. Patrzyłem za nimi. Spostrzegły to i stanęły. Rozmawiały
o czymś, a potem jedna z nich podeszła do mnie i zapytała:
Senior oczekujesz na kogoś? Może na ukochaną?
Nie, czekam na przyjaciela.
To porzuć przyjaciela i chodz z nami!
Szukacie kawalerów?
Tak i to najlepszych.
Przyłączę się do was, ale musimy poczekać na mego przyjaciela. Pózniej przyłączyło
się do nas jeszcze dwóch panów. Jedna dama, która najwięcej przebiera, ciągle jest bez
towarzysza. Spróbuj szczęścia, może tobie się uda.
A może to są kobiety lekkich obyczajów?
Nie, są z porządnych rodzin, ale dzięki maskom mogą trochę pożartować. Chodz, ale
pamiętaj, jesteśmy tylko przyjaciółmi!
Towarzystwo oczekiwało przybycia młodzieńców.
Panie i panowie, oto mój przyjaciel rzekł Emanuel. Spóznił się, bo go zatrzymano
u rosyjskiego ambasadora.
Słowa te dodały Ferdynandowi powagi, a on okiem znawcy ocenił postać wspomnianej
damy. Miała długi płaszcz, przypominający kształtem nietoperza. Widać było tylko jej
wspaniałe włosy, małe uszko i śliczne usteczka.
Seniora, proszÄ™ o ramiÄ™!
Miał sympatyczny głos, bez wahania podała mu ramię, po każdym ruchu, po każdym jej
kroku poznał, że ma do czynienia z nad zwyczajną pięknością.
Powiesz mi pan kim jesteś? prosiła.
Teraz nie, chyba dopiero wtedy, kiedy pani zdradzi swoje imiÄ™.
Może to uczynię, lecz najpierw będę odgadywać. Pochodzisz pan ze szlachetnego rodu.
Dalej, jesteś bardzo bogaty. Chcesz pan zgadnąć kim ja jestem?
Nie. Zdaje mi się, że błądzę z uroczą czarodziejką, z aniołem. I dlatego nie chcę
marzenia psuć trywialnym pytaniem.
Więc marzysz pan? zapytała czule. Uważałam pana raczej za męża czynu.
Jestem nim rzeczywiście, ale skoro tylko czuję sympatyczną istotę u mego boku, mówię
niewiele, myślę i marzę tylko!
Chodz więc pan ze mną, będziemy marzyć razem. Pociągnęła go w małą, boczną
uliczkÄ™.
Ależ stracimy z oczu naszych przyjaciół!
Przyjaciół? Chodz pan tylko!
Coś magicznego było w jej głosie. Zaprowadziła go nad rzekę Manzanares, której fale
srebrzyły się w blaskach księżyca.
Tu będziemy marzyć. Umie pan wiosłować?
Tak, wezmiemy jednak wioślarza. Chcę dzisiaj należeć tylko do pani; a wioślarze
potrafią być głusi.
Wsiedli do czółna. Wioślarz prowadził ich kędy mu się podobało. Znał ludzi, którzy byli
zadowoleni dowolnym kierunkiem, byle ich tylko nie widziano i nie słyszano.
Ferdynand usadowił damę i przytulił do siebie. Nie sprzeciwiała się.
I tak& marzyli. Nie mówili do siebie ani słowa. On ściskał jej ręce i pokrywał
pocałunkami. Potem skłonił głowę na jej ramię i marzył w cichą świetlaną noc& Obudził się
z marzeń, spojrzał na nią i prawie się przeląkł. Wielkie szczęście wstrząsnęło nim. Zdjęła
maskę! I teraz patrzyły nań ogromne oczy o blaskach brylantów.
Ach, jaka piękna, jaka piękna! szeptał.
Jestem naprawdę taka piękna? zapytała cicho. Ach, do szaleństwa!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]