download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- 02. May Karol Krolowa Cyganow
- Vonda N. McIntyre Starfarers
- Goethe Johann Wolfgang Cierpienia mćąĂ˘Â€Âšodego Wertera
- Anthony, Piers Titanen 01 Das Erbe der Titanen
- MIne 2 Mine To Keep Cynthia Eden
- 34. Newcomb_Norma_Wyjatkowa_milosc
- Faktoring w teorii i w praktyce. Wydanie III rozszerzone i zaktualizowane
- Iain Banks Complicity
- Eddings_Dav
- Heinlein_Robert_A_ _Dubler
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umiejscowienia, pulsował natrętnymi dzwiękami. Nie
było od nich ucieczki ani od bólu, ani od głosów w
radiu.
Sergiusz wychylił się zza oparcia fotela.
To radio pana Henryka.
Cudze radia zawsze gadają głupoty.
Pan Henryk jest innego zdania. Twierdzi, że
jego odbiornik to ósmy cud świata i złapie Radio
Maryja nawet na końcu Europy.
Ale nawet taki cud techniki ma wyłącznik, nie?
Z okien padało wiosenne światło. Równo
przystrzyżony trawnik tworzył wokół parkingu pas
czystego koloru. Krzewy tawuły, obsypane masą
białych kwiatów/przypominały tort beżowy z dużą
ilością bitej śmietany. Im dalej na południe, tym
robiło się cieplej i bardziej zielono.
Piękna pogoda na podróż.
Jednakże wewnątrz ciasnej kabiny, pośród
nagromadzenia rzeczy, z dnia na dzień stawało się
coraz gęściej i tłoczniej. Kiessling czuł się
wyjątkowo podle, najmniejszy drobiazg go irytował,
jak alergiczna wysypka. Niepotrzebnie poprzedniego
wieczoru wypił koniak.
Teraz nie krył złego humoru.
Nie dość, że w czasie wolnym urządzają
państwo przedstawienie na ulicy i zbierają pieniądze
do kapelusza, to jeszcze tutaj zachowujecie siÄ™, jakby
to był tabor cygański, a nie przyzwoity autokar.
Latka podbiegł, merdając ogonem. Cofnął się o
krok, przymierzajÄ…c siÄ™ do wskoczenia Kiesslingowi
na kolana.
Odtrącił psa.
Maestro nie pamięta? Lena odezwała się
pierwsza. Za występ należy się zapłata, takie są
reguły teatru ulicznego.
Odwrócił się do niej, chciał się odciąć, ale Lena
jeszcze nie skończyła.
I żadne jakby. Jesteśmy wędrownymi
artystami, to jest tabor cygański.
Kiessling nie odpowiedział. Zapatrzył się na
dwie pary nóg, wystające ku sobie symetrycznie z
foteli w ostatnim rzędzie. Szerokie nogawki z
czarnego sukna, z czerwonymi lampasami wzdłuż
szwów? Już gdzieś ostatnio je widział.
ROZDZIAA III
Wuj Wendelin nieraz mówił, że każde drzewo
nosi w sobie dom. Jako mały chłopak Staszek myślał,
że wuj sam jest jak drzewo, stare i sękate. O lesie,
rodzajach drewna, a też o ciesiołce wiedział
wszystko. Które belki wybrać na ściany i więzbę, a
które pociąć na deski podłogowe, i jak skręcić
wiórowy warkocz na mszynę do obtykania szpar
między płazami, żeby była szczelna i trwała.
Wuj wierzył w Pana Boga, ale wolał świętego
Józefa, bo był dobrym cieślą. Dobry cieśla, zdaniem
wuja, to taki, który nie belki i deski widzi, tylko
człowieka, jak wchodzi do izby i idzie się pokłonić
do świętego kąta. A że dom nie mógł pusty stać,
boby życiu nie służył, to i sprzęty do niego zwykle
robili: skrzynię, komodę i łóżko do białej izby, ławę,
stół ze stołkami i kredens do kuchni, a wszystko
zdobne, rzezbione. Roboty zawsze mieli pod
dostatkiem, bo też nie było u nich stodół
chruścianych, a tym mniej takich domów
mieszkalnych; wszystko stajnie i chlewy,
owczarnie i olejarnie, a nawet tartak, kuzniÄ™ i folusz,
gdzie się sukno spilśniało z drewna zawsze
budowano i kryto gontem.
Drewno z lasu sami zwozili. Staszek jeszcze czuł
ten chłodny, wilgotny zapach żywicy, igliwia,
topniejącego śniegu i końskiego łajna. Konie stały
cierpliwie, podrzucając łbami i puszczając kłęby pary
nozdrzami, podczas gdy oni układali na wozie
pocięte pnie i drągi. %7łeby się zaś nie rozsypały w
drodze, spinali je pasem albo łańcuchem, a potem
zakładali żerdzią za luzny łańcuch jak spinką. Hej!
Gdy Staszek opuszczał Jabłonkę, by zgodnie z
życzeniem wuja poznać, jak się stawia domy w
innych stronach Polski, dostał od niego skrzynkę z
narzędziami. Były w niej: młotek, śrubstak i kleszcze,
ośnik, a także cieślica, którą się krokwie na więzbę
ciupie. Trzy listowniki ozdobne: półokrągły, wklęsły
i wypukły. I dwie piłki: tak zwana złodziejka, bo
mała i zgrabna, prawie że w kieszeni można ją nosić,
oraz szpongowa, do nacinania ukośnych rowków w
desce. Pięć dłut, wraz z drewnianym gnybem do
podbijania; jak taki gnyb miał główkę dobrze
wyważoną, to prawie że sam pracował, wystarczyło
tylko kierunek uderzenia nadać. Metalowy hebel
Staszek zostawił, chociaż wuj namawiał, żeby zabrać,
bo trwalszy. Może tak, ale dla niego za duży i za
ciężki na podróż. Pomyślał, że bardziej praktyczne
będą drewniane strugi: zdzierak, równiak i gładzik, z
wymiennymi żelazkami". Bukowe były wyjątkowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]