download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- Forgotten Realms Anthology 02 Realms of Infamy
- Anthony, Piers Titanen 02 Die Kinder der Titanen
- Berengaria Brown [Possessive Passions 02] Possess Me [Siren Menage Amour 276] (pdf)
- HT105. Schuler Candace Cykl Dynastia z Hollywood 02 Jeszcze jeden śliczny chłopiec
- Mario Acevedo [Felix Gomez 02] X Rated Blood Suckers (v5.0) (pdf)
- Hill Livingston Grace Bilżej serca 02 Dziewczyna, do której się wraca
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- Anh Leod [Men of Myth 02] Cherokee's Playmates (pdf)
- Foster, Alan Dean Catechist 02 Carnivores of Light and Darkness
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotocafe.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprawdzono moje dokumenty, pobrano odciski palców i już byłem wewnątrz bazy Glupost.
Dostałem wóz, a przydzielony mi żołnierz zawiózł mnie na kwaterę.
Przez cały czas uważnie rozglądałem się wokół, lecz nie zauważyłem niczego
nadzwyczajnego. Po placu apelowym snuły się w ordynku tłumy żołnierzy, walało się sporo
kosztownych maszyn pomalowanych w jaskrawe kolory. To, czego szukałem, było z
pewnością dobrze ukryte.
Gdy w końcu znalazłem się razem z rzeczami w pokoju, z sąsiedniego łóżka dobiegło
pytanie:
- Nie masz przypadkiem czegoÅ› do picia?
Przyjrzałem się uważnie i stwierdziłem, że to, co wziąłem zrazu za kupę
zmiętoszonych koców, zawiera wewnątrz kościstego osobnika w ciemnych okularach.
Wysiłek, jaki włożył w zadanie mi tego pytania musiał kompletnie go wyczerpać, bo jęknął i
opadł na koce.
- Przypadkiem mam - odpowiedziałem otwierając okno. - Nazywam się Vaska. Masz
jakieÅ› preferencje co do gatunku?
- Otrov.
Nie mogłem przypomnieć sobie alkoholu o takiej nazwie, uznałem więc, że po prostu
się przedstawił. Sięgnąłem po najmocniejszy argument i nalałem pół szklanki. Złapał ją w
trzęsące się dłonie i opróżnił duszkiem. Wstrząsnęło nim, ale musiało pomóc, bo wyciągnął w
miarę stabilną już kończynę po dolewkę.
- Odpalamy za dwa dni - oznajmił. - To coś tutaj, to naprawdę nie jest rozpuszczalnik?
- Nie, tylko tak pachnie. DokÄ…d?
- Nie rozśmieszaj mnie o tak wczesnej porze. Nigdy tego nie wiemy. Dla
bezpieczeństwa. A może ty jesteś z bezpieki?
- Uśmiejesz się, ale nie. Nie czuję się najlepiej, stąd te żarty. Rano obudziłem się jako
major.
- A teraz jesteś porucznikiem. Cóż, łatwo przyszło, łatwo poszło.
- Wcale nie przyszło mi to tak łatwo!
- Przepraszam. Figura stylistyczna. Ja zawsze byłem porucznikiem, więc nie wiem, co
czujesz. Nalej mi jeszcze trochę, to będę mógł się ubrać. Trzeba iść do klubu i wziąć się do
roboty. Jak sobie pomyślę o tych tygodniach lotu o suchym pysku, to mi się słabo robi.
A zatem Cliaand wygrywał swoje bitwy o wodzie. Ciekawe, czy ja bym tak potrafił?
Po drodze do klubu nie byłem zbyt rozmowny. Musiałem stąd wylezć i zająć się
Vaską, a trafiłem tymczasem do bazy z zakazem wyjścia i pieczęciami na bramach. Nic,
dochodziło południe. Trzeba coś wykombinować, aby zniknąć wieczorem. Wsunąłem w
kieszeń fiolkę butanolu - wywoływał zgagę, lecz brany co dwie godziny neutralizował
alkohol. A chlanie zapowiadało się potężne.
Nasz stół szybko stał się centrum ogólnego zainteresowania. Szastałem forsą
(oficjalnie wygraną w karty) i słuchałem najrozmaitszych wspomnień, najczęściej z
poprzednich kampanii. Przewijało się w nich jedno - nieprawdopodobna liczba zwycięstw.
Wiedziałem, że armia planety Cliaand jest niezła, ale patrząc na obecną tu kolekcję pijaczków
nader trudno było uwierzyć, że ta chluba Armandy Kosmicznej była naprawdę aż tak dobra.
Ale byli - i to wydało mi się przygnębiające.
Do wieczora skład się zmienił, gdyż do pierwszego zestawu pijaków dołączyli inni, a z
tych, którzy ze mną zaczynali, nie ostał się nikt. Kiedy tylko któryś opadał na podłogę,
obsługa wynosiła go ostrożnie, a jego miejsce zajmował nowy. Doszedłem w końcu do
wniosku, że pora już opuścić to grono. Zamknąłem oczy i zjechałem pod stół. Silne dłonie
złapały mnie pod kolana i za ramiona, gdy tylko zauważono, że przestałem funkcjonować.
Zostałem odholowany.
Gdy kroki obsługi oddaliły się, otworzyłem oczy. Zadymiona izba z rzędami prycz -
na najbliższej widniała otwarta gęba Otrova. Nikt nie zauważył, gdy naciągnąłem rękawiczki
i ruszyłem do drzwi prowadzących na podwórze. Wszyscy byli pogrążeni w pijackim śnie.
Było już ciemno, akurat najwyższa pora, by się samowolnie oddalić, tyle że nadal jeszcze nie
wiedziałem jak.
Wyjście przez bramę było niemożliwością - przed każdą stała drużyna straży, aby
komuś nie zachciało się lunatycznych wycieczek. Wzdłuż muru, co sto kroków, sterczał
wartownik, elektroniki było pewnie ze dwa razy więcej. Paliły się reflektory oświetlające
wewnętrzną stronę ogrodzenia. Miało to zapobiegać wtargnięciu z zewnątrz, lecz działało w
obie strony.
Polazłem w stronę kosmodromu, na którym stała kolekcja najcięższych
transportowców, jakie w życiu oglądałem. Aatwo by było do nich się dostać, tylko co dalej?
Lądowanie czymś takim koło Robotnika" równało się demontażowi połowy dzielnicy.
Nagle rozbłysły światła i do lądowania podszedł deltoidalny myśliwiec. Pneumatyki
dobijały jeszcze na betonie, a ja już gnałem w jego stronę i to na złamanie karku. Szaleństwo?
Może. Lecz w moim fachu człowiek szybko uczy się polegać na odruchach.
W biegu przylepiłem sobie wąsa i potruchtałem za kołującą maszyną do boksu.
Pojawił się samochód, który wyjechał mu na spotkanie, a mechanicy zaraz zabrali się do
przeglÄ…du.
Kabina otwarła się i po przystawionej drabinie zaczął schodzić tęgi osobnik z krzyżem
majora na kołnierzu. Podbiegiem tak, aby stanąć w ciemności przy samochodzie i gdy
skierował się ku mnie, zasalutowałem.
- Proszę wybaczyć - wysapałem przesuwając się tak, by móc w każdej chwili
wepchnąć się za nim do środka. - Ale komendant prosił mnie, bym sprawdził, czy ma pan
papiery.
- O czym, kurwa, pan mówi? - wlazł do wozu, a ja za nim.
- To pan nie wie? Boże! Szofer, natychmiast jedziemy!
Szofer pojechał, bo na tym w końcu polegało jego zajęcie. Wyciągnąłem z kieszeni
rurkę i kiedy byliśmy już poza zasięgiem wzroku obsługi myśliwca, uniosłem ją do ust.
- Panie majorze...
Dmuchnąłem, gdy odwrócił głowę. Jęknął, podniósł rękę do policzka, w który wbiła
się strzałka, i osunął się na siedzenie. Przytrzymałem go, wyjmując jednocześnie igłę.
- Szofer, stać! Coś się stało panu majorowi!
Nie był to człowiek obdarzony wyobraznią - stanął. Pozwoliłem sobie zrobić ponowny
użytek z rurki. Dołączył do majora.
Zciągnąłem obu na pobocze i ubrałem się w kombinezon majora, nakładając
jednocześnie hełm i okulary. Zpiącą parę ułożyłem w ten sposób, by obejmowali się czule, i
zawróciłem wóz.
Zahamowałem z piskiem obok myśliwca.
- Alarm! - ryknąłem. - Odczepcie go, bym mógł wystartować!
Mechanicy porozdziawiali gęby, w niemym zachwycie, ale żaden nie drgnął, toteż
obróciłem najbliższego czubkiem buta we właściwą stronę. To ich zmobilizowało. Rzucili się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]