download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Anne Rainey [Cape May 02] What She Craves (pdf)
- Cesare Pavese La luna e i falo
- Frankowski, Leo Conrad 2 The High Tech Knight
- Balzac H. Proboszcz z Tours
- Wanting 1 Wanting Piper Vaughn
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 02 Tajemnica
- Dmowski_Dzieje Rosji
- D. Papineau Thinking about Consciousness
- Najpić™kniejsze opowieśÂ›ci 02 Przeznaczenie Margit Sandemo
- Howard Linda Mackenzie 04 Sunny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znawstwem grubas. - To dobre jest.
Diabeł nie odpowiedział. Przyglądał się postrzępionej, zatłuszczonej serwetce z Kasyna
Bachusa, która wypadła spomiędzy stronic pisemka. Pokrywały ją równe rzędy pisma. W
rogu odbita była oficjalna pieczątka. Diabeł schował serwetkę do kieszeni.
- Pamiętaj, nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie - rzucił do podłączonego do
sieci Pazura i wyszedł.
Przed akademikiem czekał centaur i jego rolls.
- Gdzie jedziemy? - zapytał Nessos.
- Ja? W miasto. Ty? Tam, gdzie konie chadzajÄ… piechotÄ….
- SÅ‚ucham?
- Przepraszam, cię Nessos. Chyba skończyły mi się końskie żarty.
- Cieszę się, lecz nalegam, bym panu towarzyszył, sir.
- Mówią, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale...
- Sir!
- Ale pańskie oko konia tuczy. A ty wydajesz się mi trochę wychudzony. Wracaj do
prezesa. PracujÄ™ sam.
- Nalegam - powtórzył centaur.
- Bez szans. Widzisz, mam spisaną umowę. I zgadnij, o kim nie ma w niej ani słowa?
Urażony Nessos odwrócił się na kopycie i wdrapał się na pakę. Po chwili rolls znikł w
chmurce niebieskawych spalin.
Raymond odczekał kilka minut i złapał taksówkę.
- Do Kasyna Bachusa - powiedział, rozsiadając się wygodnie na tylnym siedzeniu.
VI
Diabeł uśmiechnął się szeroko, gdy stanął przed migającą tysiącem żaróweczek jaskinią
hazardu. Nie wpłynęła tak na niego bynajmniej atmosfera tego miejsca. To było dobre dla
pijanych utracjuszy, radośnie przepuszczających pieniądze zarobione ciężką pracą innych
ludzi. Raymond uśmiechał się, bo jego zdjęcie zniknęło ze stojącej przed kasynem tablicy.
Tablicy z napisem: Tych klientów nie obsługujemy. I wrzucamy ich do Styksu. Martwych .
- Czy to nie diabeł, którego miałem kiedyś zastrzelić? - przywitał detektywa szef kasyna,
ciemnoskóry dżinn Dukka. Niedawno awansował na to stanowisko i wciąż promieniował
szczęściem.
- Kiedyś, Dukka. Ale nie gadajmy o przeszłości. Bosch nie chce już zjeść mojego serca na
śniadanie, więc zachowujmy się jak przyjaciele.
- Oczywiście. Co cię sprowadza? Rozrywka? Mamy nowe tancerki z Wenery. Ruletka i
dziewczyna w jednym...
- Pracuję - przerwał Raymond. - Znasz Gustava? Podobno to książę.
- Taki szczeniak? Przez V , tak? Jest tutaj, loża czerwona, w końcu sali. - Dukka
wskazał ręką kierunek.
Diabeł ruszył w tamtą stronę, wymijając grupkę zataczających się goblinów w
melonikach. W centrum loży wypatrzył twarz, którą widział na fotografii przypiętej do tarczy
w komnacie Fiony. Gustav siedział rozparty w fotelu, w samych kąpielówkach i krawacie. Na
jego kolanach wierciły się dwie panienki ubrane jedynie w majtki uszyte z kilku cienkich
sznureczków. Dziewczyny wesoło oblewały szampanem księcia, który próbował przypalić
sobie cygaro zamokniętymi zapałkami. Raymond podszedł i podał mu ogień.
- Dzięki, stary. Przynieś mi jeszcze jedną butelkę. - Blondynek wyszczerzył w uśmiechu
śnieżnobiałe zęby.
- Czy ja wyglÄ…dam na kelnera?
- A czy ja wyglądam na informację? - zaśmiał się perliście książę. Zachichotały również
panienki, w profesjonalny sposób potrząsając przy tym nagimi biustami.
- Mógłbyś wyglądać jak krwawiący kawałek mięsa, jeśli o mnie chodzi - powiedział
spokojnie diabeł.
Gustav z niedowierzaniem wytrzeszczył błękitne oczy.
- Czy ten obdartus mi grozi? - zapytał panienki siedzącej na jego lewym kolanie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Co robiłeś dziś rano? - spytał Raymond.
- Rano... Zastanawiałem się, czemu w Zaświecie są takie dupki jak ty.
Diabeł wyciągnął rękę i złapał księcia za krawat. Drugą ręką docisnął węzeł. Gustav
pisnął i spróbował złapać trochę powietrza.
- Co robiłeś rano? - powtórzył Raymond.
- Po... pomocy! - wycharczał książę.
Miał pecha. W kasynie Bachusa nikt nie zwracał uwagi na tego rodzaju okrzyki. Panienki,
które tak dobrze bawiły się z Gustavem, postarały się szybko zniknąć w tłumie.
- A więc? - Diabeł mocniej pociągnął za krawat.
- Spałem, cholera. Czego ty chcesz? - wydusił z siebie książę.
Raymond poluznił chwyt i przysiadł się do stołu. Wyłuskał z kieszeni papierosa i zapalił.
- Widzisz, drogi książę - zaczął - twoja tak zwana narzeczona zniknęła, a ja szukam jej na
prośbę twojego przyszłego teścia. Sam więc rozumiesz, że musiałem cię odwiedzić.
- To wielka tragedia. Bardzo się niepokoję o losy mojej ukochanej Fiony - zapewnił
szybko Gustav.
- Dlatego opłakujesz ją z panną Cycatką i jej koleżanką.
- Mam alibi! Do południa spałem. Z obiema wyżej wspomnianymi - powiedział książę.
- Mogę ci obiecać, że bekniesz za porwanie. W wieloosobowej celi też nie będziesz spał
sam.
- Nie miałem powodu...
- Porywać jej przed ślubem? Myślałem, że to część tradycji.
- Tak, tatko Grimshaw ma staromodne zasady. Ale porwanie miało być dziś po południu.
Miałem powieść dziewczynę do ołtarza. To naprawdę nie ja. - Gustav zaczął się trząść.
- Właściwie to dlaczego chciałeś się żenić? - zapytał diabeł.
- Co tam chciałem, musiałem.
Raymond w zdziwieniu uniósł brew.
- Nie, nie - zapewnił szybko książę. - To nie tak, jak pan myśli. Nawet jej nie dotknąłem,
stosunki między nami były czysto służbowe.
- Służbowe?
- Znaczy, chciałem powiedzieć, że kocham ją, ale ze spełnieniem naszej miłości
czekaliśmy do ślubu...
- Skoro chcesz pleść takie bzdury, poznam cię z kilkoma gośćmi w pierdlu. Z nimi nie
będziesz musiał czekać do ślubu, Gustavie przez V .
Chłopak zbladł jeszcze bardziej, ale zacisnął zęby i spróbował przyjąć stanowczy wyraz
twarzy.
- Nie powiem już nic bez obecności adwokata.
Diabeł wstał i poklepał go po policzku.
- Nie stać ciê na niego. Na nic ciê nie staæ, ch³opcze. Od kilku lat żyjesz na kredyt i
przepuszczasz pożyczone pieniądze - powiedział.
Wrzucił niedopałek papierosa do książęcego drinka i odszedł wolnym krokiem. W
drzwiach odwrócił się i patrzył, jak Gustav dopada w pośpiechu do wiszącego na ścianie
automatu telefonicznego. Jak gorączkowo wybiera numer i rzuca do słuchawki kilka słów.
Diabeł uśmiechnął się i wyszedł na zewnątrz. Właśnie zaczęło padać.
VII
Przytulona do ciężkich murów zamku Grimshawa chatka chwiała się od uderzeń wiatru.
Strugi deszczu ściekały po krzywym dachu i chłostały dziurawe ściany. Raymond postawił
kołnierz płaszcza i głębiej nasunął na czoło rondo kapelusza. Stał w tym samym miejscu, w
którym dziesięć minut temu wysadził go taksówkarz. Nie spuszczając wzroku z jedynego
okna chatki, sięgnął po piersiówkę i pociągnął rozgrzewający łyk mleka. Za szybą w marnym
świetle olejowej lampki widział zgarbione, okryte szarą derką plecy. Widział trzęsącą się od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]