download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Carroll Jenny _Cabot Meg_ Pośredniczka 01 Kraina cienia
- Zopa Rinpoche, Lama Virtue And Reality (Buddhanet 1998, Buddhism, English)
- Harry Turtledove & L. Sprague De Camp Down In The Bottomlands
- 0693. WhiteFeather Sheri W puśÂ‚apce
- H.P.Lovecraft Zew Cthulhu
- Howard Robert E. Conan. Godzina Smoka
- Le Guin Ursula JesteśÂ›my snem
- Conrad Lord Jim [WolneLek]
- Ja
- Andria Davis A Matter of Tradition
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blox.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie kształtować umysł człowieka, który może stać się jednym z najbardziej wpływowych
liderów współczesnego świata?
Dzięki Bogu w tej chwili zabrzmiał dzwonek przy drzwiach.
Odrzuciłam koc i powiedziałam:
- Ja otworzę. - A potem poszłam zobaczyć kto to, mrucząc pod nosem: - Mam
nadzieję, że to nie żadne siły Ciemności...
Na co pan Morton zawołał radośnie:
- Och, nie martw się. Wszystkie zostały unicestwione, dzięki tobie.
- Cudownie - stwierdziłam z ironią. I otworzyłam drzwi. Za nimi stał Will. W jednej
ręce miał sportową torbę, a w drugiej trzymał na smyczy, Kawalera.
ROZDZIAA 29
Lancelot dumał: Być nie może
Piękniejszej twarzy na tym dworze.
Zmiłuj się w swej litości, Boże,
Nad PaniÄ… z Shalott.
- Hej - przywitał się cicho, a jego oczy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie niż
zwykle w świetle na werandzie. Tak niebieskie, że rozpłynęłam się w nich, zanim jeszcze
zdołałam wykrztusić słowo powitania.
- Hej - wychrypiałam.
my uderzały o drzwi, które przytrzymywałam, i usiłowały się dostać do środka. Za
Willem pogrążony w mroku i zalany deszczem ogród napełniała orkiestra pasikoników i
cykad.
- Przepraszam, że wpadam o tak póznej porze - powiedział Will. - Ale Kawaler i ja...
Mamy nadzieję, że ktoś nas przechowa. Myślisz, że twoi rodzice mieliby coś przeciwko temu,
żebyśmy tu przez kilka dni pokoczowali? Tylko dopóki nie znajdę własnego mieszkania. W
domu jest... - Nieco mocniej ścisnął rączkę swojej sportowej torby. - Nie za dobrze.
Oddałabym mu własne łóżko, żeby tylko miał gdzie spać, i chętnie spałabym na
podłodze. Ale nie przyznałam tego głośno. Nie pokazałam też po sobie tej niesamowitej ulgi,
że nadal jest w Annapolis. Gdybym była na jego miejscu, nie jestem pewna, czy nie
spakowałabym się i nie wyjechała z tego miasta. Na pewno nie chciałabym już nigdy więcej
oglądać ludzi związanych z najbardziej bolesnymi chwilami mojego życia.
Zamiast tego powiedziałam tak swobodnie, jak tylko umiałam:
- wchodz do środka. Zapytam mamę i tatę. weszli. Kawaler trzymał się blisko jego
nóg.
- Kto to, Ellie? - zawołała mama z salonu.
Stojąc w ciemnym korytarzu, podniosłam oczy na Willa.
- Pan Morton tu jest - szepnęłam.
Will uśmiechnął się kącikiem ust. Nie wiedziałam, czy się z tego cieszy, czy wręcz
odwrotnie.
- Nie jestem specjalnie zdziwiony.
- Mogę spróbować przemycić cię na górę - zaproponowałam.
- Nie. - Tym razem w uśmiechu uniosły się oba kąciki jego ust. - Królowie się nie
skradajÄ….
Szczęka mi opadła.
- Chyba mi nie powiesz, że wierzysz...
- Chodz, Harrison. - UjÄ…Å‚ mnie za ramiÄ™ i pociÄ…gnÄ…Å‚ z powrotem do salonu.
- Mhm, mamo, tato - powiedziałam - przyszedł Will. Przez chwilę moi rodzice i pan
Morton wpatrywali się w Willa jak w ducha. Potem panu Mortonowi udało się wreszcie
otworzyć usta i wyszeptać, jakby mówił sam do siebie:
- Oczywiście. Oczywiście, że tu przyszedł. Ignorując go, zwróciłam się do rodziców:
- Will potrzebuje noclegu na parę dni. Może się zatrzymać w pokoju Geoffa?
Mama spojrzała na Willa ze zmartwioną miną.
- Ojej - powiedziała. A tata zapytał:
- Aż tak zle w domu, co?
Will, nadal trzymając sportową torbę, pokiwał głową. Kawaler, siedząc u jego stóp,
obserwował Berka, który podniósł się na równe nogi i stał przy kominku z nastroszonym ogo-
nem. %7ładne ze zwierząt nie wydało z siebie głosu. Tylko obserwowały się nawzajem.
- Nie prosiłbym o to, proszę pana - powiedział Will do mojego taty - gdyby nie... No
cóż, Jean... to znaczy moja mama... Z nią jest w porządku. To tata... Ja... - Will spojrzał na
pana Mortona. - Rzecz w tym, proszę pana, że ja mu powiedziałem, że nie mam zamiaru w
przyszłym roku pójść do Szkoły, a on się wściekł. Chyba wybrałem nie najlepszy moment,
żeby mu to oznajmić, skoro Marco... jest teraz tam, gdzie jest. Ale czułem, że już najwyższa
pora, żebyśmy wszyscy zaczęli być z sobą uczciwi. I... W skrócie? Tata wyrzucił mnie z
domu. Miałem nadzieję, że będę się mógł tutaj zatrzymać, dopóki nie znajdę jakiegoś
własnego mieszkania. Ale jeśli to jest jakiś kłopot...
- Oczywiście, że możesz tu zostać - powiedział tata ku mojej nieskończonej uldze. -
Jak długo tylko będziesz chciał..
- Na pewno jesteś wykończony. - Mama westchnęła, podnosząc się z kanapy. - Sama
padam z nóg, a nie przeszłam dzisiaj nawet połowy tego, co ty. Ellie, zaprowadz go do pokoju
Geoffa. Will, jadłeś obiad? Chcesz, żeby podgrzać ci trochę żeberek? Pewnie jesteś głodny?
Uśmiech, jaki rzucił jej Will, mógłby po raz drugi spowodować zamknięcie
obwodnicy.
- Tak, proszę pani - odparł. - Zawsze.
- Przygotuję ci coś do jedzenia - powiedziała mama i poszła do kuchni. Tata szedł za
nią, mrucząc pod nosem całkiem głośno:
- Ten dzieciak przeje całe nasze oszczędności i dom.
- Tato - syknęłam z oburzeniem. - My cię słyszymy.
- Wiem! - odkrzyknÄ…Å‚ tata.
- Witam ponownie, panie profesorze - powiedział Will do pana Mortona. Nauczyciel
podniósł się i stał kilka kroków od nas z zakłopotaną miną.
- Sir - powiedział pan Morton... I faktycznie złożył lekki ukłon.
Myślałam, że wybuchnę dzikim śmiechem, ale Will złapał mnie za ramię i wyciągnął
na korytarz, zanim zdążyłam to zrobić.
- O mój Boże - szepnęłam, dusząc w sobie chichot. - Czy on ma zamiar tak się teraz
do ciebie zwracać, ile razy cię zobaczy? Na przykład w szkole i tak dalej?
- Mam nadzieję, że nie. Chodz, pokażesz mi, gdzie mogę rzucić rzeczy.
Więc zabrałam go - i grzecznie zaciekawionego Kawalera - do pokoju Geoffa, który
teraz służył nam jako pokój gościnny, skoro mój brat wyjechał na studia.
On u nas zostanie na noc, może nawet dłużej. Może na kilka nocy. Będę go widziała
rano i wieczorem. Jak tę różę, którą mi dał, myślałam, kiedy szliśmy po schodach. Nancy
padnie, kiedy siÄ™ dowie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]