download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Longyear_Barry_B._ _Mój_własny_wróg
- 01 Kiedy nadcić…ga ciemnośÂ›ć‡
- 006. Igraszki losu Candice Hern
- java bazy danych
- 06.Sanderson_Gil_PrzebudzenieZatoka goracych serc
- Morgan Raye Spelnione marzenia
- Diamentowe imperium 05 Roe Paula Ponć™tna asystentka
- Jedyna_ocalona
- Harlequin One Woman Crusade Emma Darcy 1991
- Ashley, Tiffany Love Script
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Napisałam to, bo byłam zła - powiedziała, rumieniąc się. Zbyt
pięknie się rumieniąc... Spojrzał w bok. - Nie chciałam cię zranić, ale
zawsze tak pochopnie pakowałeś się w kłopoty i niebezpieczne sytua
cje...
Nie chciał tego słuchać. Nie do zniesienia było, że martwiła się o nie
go, że się o niego troszczyła.
- Wiesz, że nigdy nie przyjąłbym pieniędzy, które mi przysyłałaś -
powiedział. - To było jedyne, co mogłem z nimi zrobić: zwrócić ci je. -
Prztyknął paczuszkę z pieniędzmi, posyłając ją ślizgiem na przeciwległą
stronę biurka i uśmiechnął się.
Wróciła na swoje miejsce za biurkiem i ujęła pakiet za róg, tak jakby
był pobrudzony ziemią.
- I co mam z tym zrobić? - spytała.
- Odbudować stajnie. Zbilansować księgi. Zwyciężyć w tej grze -
poradził. - Przejąć na własność Mili House.
202
- Dlaczego?
- Bo ten dom jest twój. - Jego głos był teraz spokojny. - Pracowałaś
dla niego, walczyłaś o niego, wszystko dla niego poświęciłaś. Zasługu
jesz na niego.
- I nie zapominaj - uniosła podbródek - że puściłam się też dla
niego. %7łe oddałam tobie swe ciało.
Krew odpłynęła mu z twarzy. Ręce zrobiły się zimne jak lód. Nie
wydał głosu, nie poruszył się. Nie ufał sobie na tyle.
- To właśnie to, prawda? - spytała zranionym do głębi głosem. -
Opłata za usługi... albo może odszkodowanie?
Podniosła pakiet z pieniędzmi i podrzuciła go w dłoni.
- No, no. Musisz mieć porządne wyrzuty sumienia...
Położyła paczuszkę na stole.
- To nie moje pieniądze, tylko twoje. Straciłam Mili House, ale chcia
łabym zachować przekonanie, że wypełniłam tu wszystkie moje powin
ności, a jedną z nich było dostarczanie ci pensji. Co zrobisz z pieniędzmi,
nie jest w żadnym razie moim zmartwieniem. Zbuduj sobie nową stajnię,
kup automobil, spal je, nic mnie to nie obchodzi, aleja ich nie wezmÄ™.
- Nie bądz osłem - wyrwał z ust cygaro.
- Nie mów do mnie tak pieszczotliwie.
- Chcesz mieć Mili House. Oferuję ci środki, które ci to zapewnią.
- Ja już nie chcę Mili House.
- To kłamstwo. - Cygaro pękło w jego palcach. Dwie połówki padły
niezauważone na podłogę.
- Jak to możliwe, że kobiety są w stanie oprzeć się pańskiej złoto-
ustej wymowie, panie Thorne? - spytała ironicznie i nagle dotarło do
niej, że ona się jej nie oparła. %7łar oblał jej dekolt i szyję. Avery nadal stał
sztywno, nieporuszony. Tętno waliło Lily w skroniach.
- Gdzie pójdziesz? Co będziesz robić? - spytał.
- To nie twoje zmartwienie...
- Rzeczywiście, jak diabli! - krzyknął. ~ Wszystko, co dotyczy cie
bie, jest moim zmartwieniem.
Otworzyła usta, by zaprzeczyć, ale powstrzymało ją jego spojrzenie.
Przyglądał się jej uważnie przez długą, pełną napięcia chwilę, a gdy prze
mówił, głos miał niski, nabrzmiały furią i tęsknotą.
- W nosie mam, psiakrew, że nie będę dzielił z tobą łóżka, nazwiska
i domu. I tak pozostaniesz moim zmartwieniem. Możesz wyjechać, znik
nąć mi z oczu, zniknąć na zawsze z mojego życia, ale nie możesz wyplą
tać się z mojego... z mojej troski. Tyle mam z ciebie, panno Bede, oto
przynajmniej nie potrzebuję prosić cię o pozwolenie.
203
Wstrząsnęły nią te słowa. Wybiegła spojrzeniem dziesiątki lat
w przód i zobaczyła widmo tego, co mogło prześladować każdą chwilę
jej życia, aż do ostatniego tchnienia.
- Twoja troska jest zle ulokowana.
- Jest moja i mogę ją lokować, gdzie chcę.
- Ja nie mogę... nie mogę uczestniczyć w podobnym nonsensie -
powiedziała słabo, przeklinając drżenie w swoim głosie. - Nie powiem
ci o swoich planach. Są moje. Tobie wystarczy wiedzieć tylko tyle, że
pod koniec tygodnia wyjeżdżam. - Oddychała ciężko. Przebiegła po nim
spojrzeniem.
Nachylił się ku niej ze swego miejsca po przeciwległej stronie biur
ka. Szerokie barki zdolne były teraz udzwignąć każdy ciężar, w twarzy
miał determinację. Kto zdołałby mu się przeciwstawić? Zawsze zdoby
wał to, co zamierzył. Cofnęła się.
- Nie kłopocz się - powiedział szyderczo. - To ja wyjeżdżam. Neigl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]