download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- edigey Jerzy Ewa wzywa 07 Szkielet bez palcĂłw
- (17) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i... Kindżał Hasan beja
- Jankowski Jerzy Monarsze sekrety
- Miasto nadziei 1 13 rozdział
- 37 Miasto strachu
- Boris Vian Piana zśÂ‚udześÂ„
- Asaro, Catherine AI 1 Sunrise Alley
- Asimov, Isaac Magical Wishes
- Kroniki brata Cadfaela 12 Kruk na podgrodziu Peters Ellis
- Lois McMaster Bujold Cordelia's Honor
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiatu albo województwa. Puszczał płyty z najpiękniejszymi pieśniami
rewolucyjnymi, najlepiej w wykonaniu chóru Aleksandrowa. Dawałbym ci do czytania
młodego Marksa i wczesnego Kołakowskiego. Woltera i innych klasycznych
wolnomyślicieli sam bym ci wieczorami czytał na głos. Także niektóre wiersze
Majakowskiego i Broniewskiego. Ach, Joasiu, z całą siłą sugestii rozpościerałbym
przed tobą nieskończone perspektywy, jakie daje wstąpienie do partii
komunistycznej, obiecałbym ci przydział na samochód i talon na pralkę
automatyczną, z całych sił perswadowałbym ci racje ducha dziejów, agitowałbym
cig gorąco za reformą rolną i nacjonalizacją przemysłu. Prace naukowe o
pierwszym wybuchu, pisma Darwina i wszelkie możliwe dowody na nieistnienie Boga
znosiłbym ci naręczami... Tak Joasiu - dziadek odsuwał głowę od brzucha babki,
unosił twarz ku górze, dłońmi ściskał jej biodra i szeptał w duchu coraz wolniej
i z coraz bardziej sadystycznym namaszczeniem, i w miarÄ™ szeptu, tak samo jak
kiedyś w miarę podrzucania mnie - małego papieża pod sufit, wewnętrzny głos
dziadka Jana Nepomucena twardniał i choć dalej dla nikogo poza mną niesłyszalny,
nabierał desperackiej tonacji. - Tak, Joasiu, gdybym wiedział, wszystko bym
zrobił. Ale jest już za pózno. Oboje jesteśmy starzy. Od lat ze sobą nie żyjemy.
Nie wiem jak tobie, bo mnie jest wszystko jedno. Mnie jest wszystko jedno, czy
nie obcuję z dewotką, czy z ateistką. Dla mnie jest wszystko jedno, czy nie żyję
z katoliczka praktykujÄ…cÄ…, czy z materialistkÄ… wojujÄ…cÄ…. Z fideistkÄ… czy z
marksistką. Kiedyś oczywiście preferowałem marksistki. Biała bluzka i czerwony
krawat wspinający się po stromej piersi... Gdybyś ty, Joasiu, choć raz w życiu
taki zestaw włożyła... Przecież twojej Panience Najświętszej zetempowska kreacja
by nie zaszkodziła, a mnie - owszem - pomogłaby bardzo, może nawet dalej byłbym
blisko ciebie... Ale teraz to są żałosne starcze imaginacje. Teraz jest mi
wszystko jedno. Teraz zgadzam się nawet, żeby ten miejscowy klecha, który w
końcu bez przerwy pod moim dachem żłopie wódkę z twoim synem i innymi
gówniarzami i z tego, co mi wiadomo, od pewnego rodzaju pisemek też nie stroni,
teraz się zgadzam, żeby wpadł nie tylko pochlać i na gołe dupy w starych
Playboyach" popatrzeć, ale zgadzam się, żeby moją siedemdziesiątkę piątkę
uświetnił posługą religijną. Byle to wszystko prędko było. Tak, tak - dziadek,
najwyrazniej zawstydzony i speszony własnymi myślami, podnosił się z klęczek i
jakby chcąc wewnętrzne wstydy zagłuszyć, mówił o ton za głośno. Teraz już nie
tylko wszyscy go słyszeli, teraz go wszyscy aż za bardzo słyszeli. - Tak, tak,
byle to wszystko prędko było!
I rzeczywiście wszystko prędko było, tydzień po imprezie Jan Nepomucen zaczął
umierać. Urodziny wypadały we wtorek i on dokładnie w następny wtorek postanowił
pojechać na Zląsk. Znów się wybrał - babka Joanna nie kryła irytacji - znów się
wybrał w jedną ze swych rzekomo absolutnie koniecznych, w istocie od dawna
całkowicie zbytecznych podróży na Zląsk. Obudził się w euforycznym humorze,
zjadł jajecznicę, ubrał się, włożył białą koszulę, którą tydzień wcześniej dałam
mu w prezencie, bardzo dobrze wyglądał, bardzo dobrze się czuł. - W zasadzie
mógłbym nie jechać - babka setny raz powtarzała jego zwiastujące nieszczęście
słowa - w zasadzie mógłbym nie jechać, ale trzeba się ruszyć, żeby całkiem nie
zardzewieć. Poza tym - dalej są sprawy, co do których lepiej, jak sam ich
doglÄ…dam.
Jakie to były sprawy, czy w ogóle były jakieś sprawy, po co on w sumie na ten
Zląsk co parę tygodni jezdził, co tam robił - Bóg raczy wiedzieć. Musiał
jezdzić. Jazda - godło Wojewodów. Stary musiał jezdzić na Zląsk. Młody musiał
jezdzić do Warszawy. Bóg z nimi. Bóg raczy wiedzieć. Może faktycznie coś jeszcze
załatwiał, coś podpisywał, coś ustalał, z kimś się spotykał - pieniędzy w końcu
cały czas przybywało.
Prawdopodobieństwo, że jezdził tam w jakiś sentymentalnych albo niecnych celach,
było nikłe. Wracał zawsze
tego samego dnia i zawsze - przynajmniej jak na niego - trzezwy. Tego dnia, tego
feralnego wtorku wrócił w strasznym stanie. Blady, zlany potem, roztrzęsiony, z
twarzą ewidentnie wykrzywioną bólem, choć - rzecz jasna - upierał się, że nic go
nie bpli. Siadł w kuchni przy stole, nie przebierał się, nawet butów nie zdjął i
pyta, czy jest coÅ› do picia, bo go okropnie suszy. Nic jeszcze sensacyjnego,
człowiek po podróży zmęczony, siedemdziesiąty szósty rok życia od tygodnia na
karku, dzień był w dodatku jak na pazdziernik prawie upalny. - Kompot - mówię -
kompot jest, bo faktycznie z antonówekopadówek, co je przed południem z trawy
pozbierałam, ugotowałam gar kompotu. Nalałam mu do szklanki i jeszcze poszłam do
ogrodu pranie zdjąć ze sznura, zdjęłam, poskładałam, wszystko elegancko suche,
wracam, patrzę, on dalej siedzi jak siedział. - Naleję ci jeszcze kompotu, mówię
i biorę szklankę, i podchodzę, i biorę gar z kompotem, a tu kompotu ani śladu!
Ile mnie nie było? Ile zdejmowałam pranie ze sznura? Kwadrans? Mniej niż
kwadrans? Więcej niż kwadrans? Czyli on przez mniej więcej kwadrans wypił mniej
więcej cztery litry kompotu... Za kilka albo za kilkanaście minut wypił wiadro
kompotu. - Czyś ty, człowieku, cały kompot przez tę chwilę wypił? - pytam
osłupiała. A on mówi, że wypił i nawet nie poczuł, i że dalej pić mu się chce.
Już na dworcu na Zląsku złapało go nieugaszone pragnienie, kupił sobie butelkę
wody mineralnej, był pewien, że starczy, ileż to w końcu jest, ile pociąg ze
Zląska do Granatowych Gór jedzie? Niecałe dwie godziny. Był pewien, że mu
starczy, ale gdzie tam, skład jeszcze nie ruszył a butelka pusta. I mordował się
całą drogę, pić mu się chciało, jakby tydzień spędził na pustyni. Wagonów
restauracyjnych na tej linii nie ma, w toalecie woda po pierwsze niezdatna do
picia, po drugie nie było jej wcale, bo jakby była, pewnie by się przemógł i
nawet tą niezdatną choć gardło zwilżył, ale kran suchy jak pieprz. Co miał
robić? Po wagonach, po przedziałach chodzić i obcych ludzi o łyk czegokolwiek
prosić? Przeszedł się nawet, bo liczył, że kto znajomy jedzie, ale nikogo,
nikogutko. PociÄ…g na trasie parÄ™ Å‚adnych razy staje, prawdÄ™ powiedziawszy, bez
przerwy są przystanki w jakichś pipidówach, ale nigdzie nie dłużej niż minutę.
Już był parę razy gotów wyskoczyć i, jakby nie zdążył z powrotem, na następne
połączenie byłe gdzie czekać, ale za każdym razem zanim się zdecydował,
schnellzug ruszał. Jakoś wytrzymał, jakoś przeżył, na dworcu w Granatowych
Górach, jak tylko nieprzytomny z pragnienia na peron się wytoczył i do bufetu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]