download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Andrea Camilleri [Inspector Montalbano Mysteries 01] The Shape of Water (v5.0)
- Wedy Słowiańsko Aryjskie San tia III
- MacLean Alistair Działa Navarony 02 Komandosi z Nawarony
- MacLean Alistair Bezkresne morze
- James Clavell Asian Saga 03 King Rat
- 1 Klucz Do Prawdziwej KabaśÂ‚y
- G.M Siedem Tajemnic Seksu
- Moorcook, Michael EM4, La Torre Evanescente
- Inwentarz OsobowoÂści
- 659. Morgan Raye Pospieszny śÂ›lub
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rekonwalescentów - zaprotestował w sposób gwałtowny i fizycznie odczuwalny przeciwko
rewidowaniu jego kajuty. McKinnon, który nie znał greckiego, przełamał impas, przystawiając
colta do skroni kapitana. Wówczas, prawdopodobnie uświadomiwszy sobie, że to nie przelewki,
Andropolous stał się uosobieniem współpracy. Posunął się wręcz do tego, że towarzyszył
bosmanowi w obchodzie i osobiście rozkazywał swojej załodze otwierać bagaże do rewizji.
Dwaj syngalescy kucharze ze szpitalnej kuchni doskonale znali swój fach, a doktor Singh, który,
jak się okazało, był również w tych sprawach znawcą, wystąpił z butelką bordeaux, jakiej nie
powstydziłby się sam Michelin. Tego wieczoru jednak nikt w pełni nie docenił ani jedzenia, ani -
co dziwniejsze - wina. Panowała posępna atmosfera. Biesiadnicy byli skrępowani i rzucali sobie
ukradkowe spojrzenia. Co innego jest wiedzieć, że na statku grasuje sabotażysta, co innego
doświadczyć rewizji na sobie samym i samemu być podejrzanym. Nawet członkowie personelu
medycznego, a może właśnie oni szczególnie, czuli się dość niewyraznie; ich bagażu nie
sprawdzano, więc oficjalnie stali poza podejrzeniami. Może to reakcja irracjonalna, lecz w tych
okolicznościach zrozumiała.
Patterson odsunął od siebie talerz z jedzeniem i zwrócił się do doktora Singha:
- Ten porucznik Ulbricht... Zbudził się już?
- Niestety tak. - Głos Singha zabrzmiał niemal cierpko. - Zdumiewające tempo regeneracji sił.
Wybierał się z nami na kolację. Zabroniłem mu, rzecz jasna. Dlaczego pan pyta?
- Bosman i ja chcielibyśmy zamienić z nim słówko.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. - Zadumał się na krótko. - Mogą zdarzyć się dwie drobne
komplikacje. Jest tam siostra Morrison, właśnie zmieniła siostrę Marię i wysłała ją na kolację. -
Skłonił głowę w stronę jasnowłosej dziewczyny o wystających kościach policzkowych siedzącej
przy drugim końcu stołu; nosiła strój pielęgniarki. Poza Stephenem była na statku jedyną
reprezentantką narodowości polskiej , a ponieważ wszystkim nazwisko Szarzyńska wydawało
się równie trudne jak Przynyszewski, niezmiennie zwracano się do niej serdecznym siostro
Mario .
- Przeżyjemy. A ta druga komplikacja? - zainteresował się Patterson.
- Kapitan Bowen. Podobnie jak porucznik Ulbricht ma dużą odporność na środki uspokajające.
Wciąż się wybudza, ma coraz dłuższe okresy czuwania, a kiedy nie śpi, jest w fatalnym
humorze. Czy ktoś kiedyś widział kapitana w złym humorze?
Patterson wstał.
- Gdybym się znalazł na miejscu kapitana, też nie byłoby mi do śmiechu. Chodzmy, bosmanie.
Okazało się, że kapitan nie śpi, a jakże, i że istotnie jest dość poirytowany. Na stołku przy jego
łóżku siedziała siostra Morrison. Chciała wstać, lecz Patterson gestem ręki kazał jej pozostać na
miejscu. Porucznik Ulbricht półsiedział, półleżał na sąsiednim łóżku z prawą ręką podłożoną pod
głowę i był nader rozbudzony.
- Jak się pan czuje, kapitanie? - zapytał Patterson.
- Jak ja się czuję? - Kapitan Bowen odpowiedział mu krótko i dosadnie. Zapewne zrobiłby to
jeszcze wyraziściej, gdyby nie świadomość, że siostra Morrison siedzi tuż obok. Podniósł
obandażowaną rękę , by zasłonić usta w kaszlu. - Niech to wszystko szlag trafi, chiefie, co? -
Hm, tak... Nie jest najlepiej.
- Nie mogłoby być gorzej! - Słowa kapitana brzmiały niewyraznie , zlewały się - mówienie ustami
w bąblach musiało być straszną męką. - Siostra mi mówiła. Nawet kompas rozbity. Cicha Stopa.
- Cicha Stopa?
- Wciąż działa. Cicha Stopa.
- Ciche Stopy - poprawił McKinnon.
- Archie! - Po raz pierwszy w życiu kapitan zwrócił się do bosmana w ten sposób w obecności osób
trzecich, a to już wiele mówiło o stanie, w jakim się znajdował. - Jesteś tutaj?
- Kiepskie wieści, panie kapitanie. - Kto na wachcie?
- Naseby, panie kapitanie.
- To dobrze. Ciche Stopy, mówisz?
- Musi ich być więcej niż jeden. Musi. Wiem z całą pewnością. Nie wiem, skąd to wiem, ale wiem
na pewno.
- Nigdy mi pan o tym nie wspominał, panie McKinnon - odezwał się Patterson.
- Dlatego, że dopiero teraz na to wpadłem. I jeszcze jedno, o czym wcześniej nie pomyślałem:
kapitan Andropolous.
- Grecki kapitan? A co? A co? - niecierpliwił się Bowen.
- Cóż, kapitanie, jak pan wie, mamy drobne kłopoty z nawigacją. - Drobne! Siostra Morrison
inaczej mi to przedstawiała.
- No dobrze, duże kłopoty. Myśleliśmy, że może kapitan Andropolous mógłby nam pomóc, gdyby
udało się z nim dogadać. Niestety, nie wyszło. Ale może wcale nie musimy. Gdyby tak po
prostu pokazać mu pański sekstans i mapę. To załatwiłoby sprawę. Problem w tym, że mapa jest
zniszczona. Krew.
- %7ładen kłopot - stwierdził kapitan. - Zawsze wozi się duplikaty. Znajdziecie ją albo pod stołem,
albo w biurku, w pokoju map, na rufie. - Wracam za kwadrans - rzucił McKinnon.
Trwało to jednak znacznie dłużej, a kiedy już wrócił, ściągnięta twarz, pudło z sekstansem oraz
mapa, które miał przy sobie, dobitnie świadczyły o tym, że misja się nie powiodła.
- Nie będzie współpracy czy znowu Cicha Stopa? - zapytał Patterson.
- Cicha Stopa. Kapitan Andropolous leży na koi i chrapie aż się ściany trzęsą. Usiłowałem go
dobudzić, ale równie dobrze mógłbym potrząsać workiem kartofli. Najpierw pomyślałem, że ta
sama osoba, która zajęła się Trentem, odwiedziła też greckiego kapitana, ale nie czuło się tam
chloroformu. Sprowadziłem doktora Singha. Stwierdził, że ktoś go mocno nafaszerował
narkotykiem.
- Narkotyki! - Bowen chciał wykrzyknąć w zdumieniu, ale tylko zachrypiał. - Na litość boską, czy
to się nigdy nie skończy?! Narkotyki! Zwięci pańscy, w jaki sposób można kogoś
zanarkotyzować?!
- Zdaje się, że to akurat łatwe, panie kapitanie. Doktor Singh nie wie, co to za narkotyk, ale
powiedział, że dodano go do jedzenia albo do picia. Zapytaliśmy Achmeda, głównego kucharza,
czy Andropolous jadł to, co my. Potwierdził, ale powiedział, że pózniej pił jeszcze kawę.
Kapitan Andropolous ma swój pogląd na temat przyrządżania kawy - pół na pół z brandy.
Doktor Singh mówi, że taka ilość brandy zabije smak każdego znanego mu narkotyku. Przy koi
kapitana stoi filiżanka na spodku. Pusta.
- Ha! - Patterson zamyślił się. - Musiało coś zostać na dnie. Oczywiście nie znam się na tym, ale
czy doktor nie mógłby zrobić analizy? - Nic nie zostało. Resztki mógł usunąć sam kapitan - to
znaczy mógł umyć filiżankę - ale sądzę raczej, że to Cicha Stopa pozacierał ślady. Nie
widziałem sensu dopytywać się, kto wchodził czy wychodził z kabiny kapitana, czy tam kogoś
widziano, czy też nie.
- Kłopoty językowe, tak? - upewnił się Patterson.
- No właśnie. O tej porze tylko grecka załoga tam się kręciła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]