download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Balogh Mary Idealna Ĺźona
- Williams Bronwyn Ĺźona dla marynarza
- Gordon Abigail Druga milosc
- John W. Campbell The Space Beyond
- Barry Sadler Casca 13 The Assassin
- Brad Thor Pierwsze przykazanie
- Armstrong, Lance Every Second Counts (2003)
- Vonda N. McIntyre Starfarers
- KotliśÂ„ski Roman ByśÂ‚em ksić™dzem 2 Owce ofiarami pasterzy
- Loius L'Amour Comstock_Lode_v1.0_(BD)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blox.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ubranie, a Frankie po udrożnieniu dróg oddechowych założyła mu aparat tlenowy.
- To jest Dermont Lanyon. Ma problemy z oddychaniem - powiedziała krótko
Jackowi, który pojawił się obok niej. - Musimy na niego uważać.
- Podamy mu dożylnie roztwór Ringera - odparł Jack. Odwrócił się do Cindy,
która wyglądała tak, jakby miała lada moment zemdleć. - To cudowny płyn - ciągnął
Jack spokojnym głosem. - Zawiera podstawowe sole sodu, potasu, wapnia i chloru,
które zostały utracone w wypadku, umożliwia też uzupełnienie brakujących w
organizmie płynów.
- Badanie krwi pozwoli nam ustalić dalszy przebieg leczenia - włączyła się
Frankie, dobrze odczytujÄ…c intencje Jacka. - Ustalimy jego grupÄ™ krwi, sprawdzimy
S
R
jej chemiczny i cząsteczkowy skład. Teraz trzeba mu zrobić zastrzyk
przeciwtężcowy.
Cindy wyraznie wzięła się w garść. Zrównoważenie i pewność siebie lekarzy
pozwoliły jej na opanowanie własnej histerycznej reakcji.
- Trzeba go umieścić na intensywnej terapii pod aparatem tlenowym i
monitorować jego stan. Odeślemy go zaraz po założeniu sterylnych opatrunków i
cewnika - wydała polecenie Frankie.
Ledwie Dermont Lanyon został umieszczony w przygotowanej dla niego
izolatce, do Frankie podbiegła siostra Kenney. Jej włosy normalnie schludnie
zaczesane w przylizany kok wymykały się spod czepka pielęgniarskiego, twarz była
zaczerwieniona. Widać było, jak bardzo zależy jej, by przyjmowanie pacjentów i
opatrywanie ich przebiegało sprawnie i bez niespodziewanych zakłóceń.
- W sąsiedniej sali mamy małą dziewczynkę. Nie została poważnie poparzona,
Bogu dzięki, ale ciągle jest w szoku.
- Musimy natychmiast wezwać kogoś z pediatrii. Tymczasem pójdę do niej i
obejrzę jej skórę przed założeniem opatrunków. - Frankie wiedziała, że zagrożenia
dla dziecka z powodu tego typu ran były większe niż dla osoby dorosłej. Miała tylko
nadzieję, że oddziałowa ma rację i oparzenia są powierzchowne.
Mała figurka wydawała się na dużym łóżku jeszcze mniejsza. Miała na sobie
strój wróżki, razem ze skrzydełkami i magiczną pałeczką, którą kurczowo ściskała w
rączce. Stała przy niej Corey, głaskała ją po głowie i przemawiała cichym, kojącym
głosem.
- Kogóż tu mamy? - zapytała Frankie.
- To jest Julie Watts. Ma poparzonÄ… rÄ…czkÄ™. Jest niezwykle dzielna. - Corey
spojrzała na lekarkę porozumiewawczo. Obie wiedziały, że dziecko zachowuje się
zbyt spokojnie. Był to efekt przeżytego szoku. Trzeba ją uspokoić i pozwolić na
odreagowanie przerażenia.
Frankie przysiadła przy dziewczynce.
S
R
- Wyglądasz prześlicznie, kochanie. Czy jesteś wróżką?
Julie pokiwała główką, ale usta jej drżały. Frankie uważnie obejrzała ramię
małej pacjentki. Oparzone miejsce było zaczerwienione, pojawiły się pęcherze
podbiegnięte surowiczym płynem.
- Podłączymy kroplówkę i pobierzemy krew, żeby sprawdzić równowagę
elektrolitowÄ….
- Chcę do mamusi - wyszeptała dziewczynka i zaczęła cichutko płakać. -
Gdzie jest?
- Nie martw się, skarbie. Niedługo ją znajdziemy. Teraz zajmiemy się twoją
rÄ…czkÄ….
- Daj mi swoją magiczną różdżkę, kochanie, a ja przedstawię ci kogoś, kto
będzie się tobą opiekował. To dobry przyjaciel wszystkich małych dziewczynek i
chłopców. Ma nadzieję, że go polubisz - powiedziała Corey.
Sięgnęła do ściennej szafy i wyjęła stamtąd dużego misia, który pomógł
osuszyć już wiele dziecinnych łez. Posadziła zabawkę na szafce nocnej przy łóżku i
włożyła misiowi do łapy pałeczkę podaną przez Julie. Dziewczynka uśmiechnęła się
do pluszaka i wyraznie się uspokoiła.
- Kiedy skończymy zakładać opatrunek, miś będzie mógł z tobą spać.
Zabierzemy cię do pokoju, w którym są inne dzieci. Pięknego pokoju z całą masą
obrazków na ścianach. Miś pójdzie z tobą i będzie ci dotrzymywał towarzystwa -
obiecała Corey.
Wkrótce przyszedł doktor Furney, pediatra, obejrzał dziewczynkę i zezwolił
przewiezć ją na pediatrię.
- Jak to się stało? - zapytał.
- Julie przygotowywała się do przyjęcia urodzinowego. Czekały właśnie z
mamą na pierwszych gości. Matka postawiła czajnik na kuchence gazowej. Zdaje
się, że ktoś wcześniej majstrował przy liczniku i gaz eksplodował.
S
R
- Mój Boże! - wykrzyknął doktor Furney. - Zabawa z gazem jest naprawdę
niebezpieczna. Mamy na oddziale inne dziecko, które już pięć tygodni kuruje się po
podobnym wypadku.
Frankie nie dostrzegła nigdzie oddziałowej, ale nazwisko Tracey Watts, matki
dziewczynki, znajdowało się na tablicy z listą pacjentów, którym udzielano właśnie
pierwszej pomocy.
- Na pewno chce pani wiedzieć, co dzieje się z Julie. Nic jej nie grozi. Co
prawda ma poparzoną rączkę, ale powinna się ładnie zagoić i za parę miesięcy nie
będzie śladu.
- Dziękuję - wyszeptała kobieta. - Tak się o nią bałam. Myślałam, że
zginiemy, gdy wszystko wybuchło. Zamorduję tego mojego chłopaka. Mówiłam
mu, żeby nie majstrował przy przewodach gazowych.
Sytuacja była opanowana. Każdy pacjent otrzymał konieczną pierwszą pomoc.
Frankie czuła, że jest kompletnie wykończona.
- To było piekielne popołudnie - powiedział jej do ucha Jack. - Zajrzę jeszcze
do Abby, pózniej pojedziemy do mnie, upichcę coś pysznego do jedzenia i może
wyciÄ…gnÄ™ butelkÄ™ dobrego wina. A potem...
- Potem? Chyba będzie już czas pójść do łóżka - powiedziała przekornie.
- To właśnie miałem na myśli. I traktuj to jak polecenie swojego lekarza!
- Doktor Lovatt? - Cindy zajrzała przez otwarte drzwi. - Jakiś mężczyzna
czeka w recepcji. Mówi, że to pilne.
- Do mnie? - zdziwiła się Frankie. - Podał nazwisko? Czy to pacjent?
- Nie podał nazwiska, ale wygląda, jakby przydał mu się lekarz.
- Dziwne. Nie wiem, kto mógłby mnie szukać po, południu w powszedni
dzień.
Odwróciła się do wyjścia, a Jack schwycił ją za rękę i na chwilę przyciągnął
do siebie.
S
R
- Zobaczymy się pózniej, skarbie - szepnął i pocałował ją w usta i kark, aż
krew zaczęła jej żywiej krążyć.
- Ktoś może zobaczyć - upomniała go.
- Nie dbam o to, choćby nawet to był sam ordynator.
Frankie miała ochotę tańczyć w korytarzu. Jej związek z Jackiem stawał się
coraz silniejszy.
Jack obserwował znikającą w oddali smukłą sylwetkę i uśmiechnął się do
siebie. Ponad rok temu w St. Mary był prawdziwie nieszczęśliwy. Starał się zacho-
wać poprawny dystans, udawać, że nie potrzebuje Frankie jak powietrza, starał się
walczyć z miłością do przyszłej żony swojego szwagra. Wyjechał nawet, by stracić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]