download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Braun Gałkowska Maria Psychologia domowa. Małżeństwo dzieci rodzina
- Dzieci Szczescia 01 Brandewyne Rebecca Papierowe malzenstwo
- Jan Paweł II Wybór poezji 2012r
- Jan Pawel II Tryptyk Rzymski
- 632. Field Sandra Milioner i tajemnicza nieznajoma
- Jack L. Chalker Priam's Lens
- Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- 0693. WhiteFeather Sheri W puśÂ‚apce
- Kalicka Manula Wirtualne zauroczenie
- FTS LOOX N 100 EN
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Plan pielgrzymki przewidywał wolne popołudnie. Uczestnicy rozeszli się
grupkami po mieście: jedni oglądać pamiątki, inni na zakupy. Jędrek
przyszedł tutaj na wzgórze Bezeta z jednym tylko towarzyszem, młodym
księdzem z kraju, który jak on, dzięki czyjejś ofiarności mógł wziąć udział
w pielgrzymce. Ksiądz Łukasz już poprzednio zwrócił jego uwagę. Był wysoki,
cichy, jakby nieśmiały. Jędrek obserwował go podczas koncelebrowanych mszy.
Stał zawsze na końcu. Wydawał się zatopiony w modlitwie. Podczas zwiedzania
pamiątek chodził za objaśniającym przewodnikiem i pilnie notował jego
słowa. Nie interesowały go zakupy, nie uganiał się za jakimiś chtarzami czy
naczyniami stołowymi, których gorliwie szukali niektórzy uczestnicy
pielgrzymki. Natomiast Jędrek zobaczył, że ksiądz Łukasz kupuje kilkanaście
różańców. "To dla ludzi z mojej parafii - powiedział wyjaśniająco, widząc,
że Jędrek przygląda się jego zakupowi. - Bardzo będą się z tego cieszyli."
Dla siebie kupił mały woreczek z ziemią palestyńską. "To może śmieszne -
rzekł - ale chciałbym aby, gdy umrę, wsypano mi tę ziemię do trumny".
Jędrek, zachęcony przykładem, kupił sobie także woreczek z ziemią. "Jestem
starszy od księdza - zażartował - prędzej mi będzie potrzebny." "Nigdy nie
wiadomo, kto pierwszy. Słyszałem, jak pan mówił, że od dzieciństwa marzył,
aby tu przyjechać. Proszę mi wierzyć, ja także o tym marzyłem. Uważałem, że
to będzie niezwykłe szczęście dotknąć stopą ziemi, po której chodził Jezus.
I teraz wydaje mi się nieraz, że śnię. Chciałbym uklęknąć i całować
ziemię..."
Polubili się bardzo z księdzem Łukaszem i najczęściej chodzili razem.
Dziś poszli obejrzeć wykopaliska znajdujące się pod klasztorem. Pod niskim
sklepieniem znajdowało się dawne podwórze fortu Antonia, nazwane
Lithostrotos, wyłożone wielkimi kamiennymi kostkami. Musiały być bardzo
ciężkie, że aż trudno było sobie wyobrazić, w jaki sposób ludzie układali
ten bruk. W jednym miejscu kamienie tworzyły równię pochyłą i były
ponacinane, prawdopodobnie by ułatwić wjazd koniom. W innym ktoś wydrapał
na kostce plątaninę linii. Płytę z tym rysunkiem otaczało ogrodzenie, a
zawieszona tabliczka wyjaśniała, że rysunek stanowił żołnierską grę zwaną
"grą w króla". Jędrek, stojąc pod łukiem sklepienia wyobrażał sobie
legionistów siedzących lub klęczących wokoło rysunku. Każdy kolejno rzucał
monetą. Przegraną witano hałaśliwym śmiechem. Może stojący obok więzień
czekający na osądzenie był zmuszany do wzięcia udziału w grze. Gdy
przegrał, żołnierze zabierali mu cenniejszą sztukę odzieży. Jeśli nic
cennego nie miał na sobie, spadał na niego grad uderzeń. "Hej, królu -
wrzeszczeli - odwróć się!" Gdy odwracał się, pluto mu prosto w oczy...
"Masz królu, pocałunek!" - wołali rozbawieni.
- Może i On stał wtedy tu, koło grających? - powiedział Łukasz. Na bladej
twarzy księdza wykwitły czerwone plamy, wydawał się wzruszony. - Może Jego
Krew kapała na te kamienie tutaj? A my teraz chodzimy po nich, depczemy...
Czy pan nie myśli, że świat dzisiejszy tak jakby pragnął zadeptać ślady
Jezusa? Jakby pragnął pozbyć się ich, by móc powiedzieć: nigdy Go nie było,
to tylko wymyślona bajka.
- Na pewno są tacy...
- Ja myślę, proszę pana, że takich jest wielu. I nie brak ich nawet między
katolikami. Bo łatwo jest wierzyć w Boga arcydobrego, wyrozumiałego, nie
wtrącającego się w nasze codzienne życie. Ale trudniej jest przyjąć Boga,
gdy się wie, że On naprawdę żył jako człowiek, cierpiał, umierał, wylewał
krew... Wtedy nie można powiedzieć: jakoś to będzie...
Wyszli z kościoła i szli w stronę bliskich ruin sadzawki Betesda. Po prawej
stronie mieli podwórze i potem surową bryłę kościoła Sw. Anny, po lewej -
pełen kwiatów ogród.
Ruiny wyglądały malowniczo. Sięgały głęboko w ziemię. Na dole było
rumowisko zwalonych kolumn, roztrzaskanych ścian. Białe kamienie rozsadzała
zieleń. Trawa czerwieniła się tysiącami kwitnących maków. Kamienne ściany
schodziły nisko, ukazując jakby szereg basenów pooddzielanych resztkami
portyków. Stali najpierw na górze i przyglądali się całości. Potem zeszli
schodkami i mostkiem między ruiny. Mury w górnej części były zbudowane z
ciosanych kamieni, na niektórych fragmentach widniały znaki krzyża.
Należały do późniejszych, już chrześcijańskich budowli. Niżej były to
ściany z głazów wtopionych w murarską zaprawę. To wśród nich wtedy burzyła
się woda i kto pierwszy do niej wstąpił, bywał uzdrowiony. Ale tamten
człowiek nie mógł sam zejść do wody. Całe lata leżał tu bezradnie czekając.
Może ja też tak czekam? - przebiegło Jędrkowi przez głowę. Czekam, aż coś
się samo stanie z moim życiem. Młody człowiek z Ewangelii nie czekał.
Przyszedł szukać odpowiedzi na niepewność. Tamten chory nie mógł się
ruszyć, może jednak wyciągnął rękę do Jezusa. A ja...?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]