download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Bram Stoker Dracula
- Andre Norton Cykl Jern Murdock (1) Kamień nicości
- 232 Lasker And The Exchange Variation Of The Ruy Lopez (Part 2) by Steve Wrinn
- Le Guin Ursula K. Hain 08 Cztery drogi ku przebaczeniu
- JavaScript Projekty
- Copeland Lori Slodki klamca
- Linda Farstein AC 04 The Deadhouse (v0.9)
- Andersen's Fairly Tales
- GR826. (Duo) Betts He
- Charles de Remusat Abelard, Tome I
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potrafił jednak stawić czoło każdemu szermierzowi, którego by spotkał w jakimkolwiek
zamku Czterech Klanów. Jervon i jego własny ojciec dopilnowali tego. Był pewny, że dobrze
by się spisał w otwartej walce, w której nie używano czarów. A przecież ze wszystkich
mieszkańców Gniazda Gryfa tylko on jeden nie umiał połączyć swej Mocy z mocami innych.
Może po zakończeniu tej podróży znajdzie dla siebie jakieś miejsce w życiu. Sulkarscy
kapitanowie zawsze chętnie przyjmą na pokład dobrego szermierza. Sokolnicy od lat służyli
im jako piechota morska i dopłynęli do miejsc nie znanych mieszkańcom kontynentu, tak
jak ludzie ze wschodu nie znali Wielkiego Pustkowia.
Przegnał tę myśl i skupił całą uwagę na zadaniu, które mu poruczono. Uważnie
obserwował otoczenie. Nie widział Kethana od chwili, gdy ten opuścił obóz. Zwierzołak nie
nadał dotychczas żadnego sygnału alarmowego.
Okolica była posępna i pusta, chociaż wedle starych opowieści niegdyś zamieszkiwał ją
lud będący w posiadaniu zapomnianej dziś wiedzy. Kupcy z Krainy Dolin, którzy od czasu
do czasu odważyli się zapuścić na Ziemie Spustoszone, przywozili stamtąd dziwaczne,
czasem bardzo piękne przedmioty. Mieszkańcy tych stron byli jednak zazdrośni o swoje
tereny łowieckie. Jak dotąd jedynymi reliktami przeszłości, na które natknęli się
poszukiwacze Bram, była rozpadlina z tajemniczymi piramidami, rzędy kolumn nad
sadzawką oraz okrągły zielony mur. Na pewno znajdą więcej takich śladów.
W południe podróżni zatrzymali się na odpoczynek, podzielili prowiantem i niewielką
ilością wody, którą najpierw napoili wierzchowce, a sami wypili to, co pozostało. Okolica
pustynniała coraz bardziej. Kiedy opuścili spękaną, gliniastą równinę i zawitali do tej krainy,
najpierw powitała ich zieleń, pózniej czerwonawa ziemia i skąpa roślinność, a teraz otaczały
ich faliste pasma grubego, szaroniebieskiego piasku.
Coraz rzadziej widywali rośliny, zniknęły już koślawe drzewka. W piasku tkwiły wysokie
pale; na pewno nie stworzyła ich natura. Miały ten sam kolor co niezwykły piasek i były
grube jak powiązane drzewca czterech włóczni, których używano do polowania na
niedzwiedzie.
Wędrowcy nigdzie nie dostrzegali stosów kamieni, świadczących, że niegdyś mieszkali tu
ludzie, ani zrujnowanych ogrodzeń, takich jak mur otaczający zaklętą studnię. Guret i Firdun
obejrzeli kilka słupów znajdujących się obok miejsca postoju. Nie wykuto ich ze skały. A
kiedy zaciekawieni ludzie dotknęli chropawej powierzchni pali, zaswędziały ich palce. Ibycus
zbadał dziwaczne słupy za pomocą swego pierścienia. Matowe oko przybrało barwę
zagadkowego piasku. Słupy nie stały rzędami, ustawiono je bezładnie, w dużej odległości od
siebie.
Kiedy wędrowcy ruszyli w dalszą drogę, starali się trzymać z dala od tajemniczych pali.
Przezorność kazała im unikać kontaktu z nieznanym. Odebrali myślowe posłanie Kethana,
który zapewnił ich że nadal jadą tropem posłów ze Stanicy Howell.
W pewnej chwili Ibycus nagle uniósł głowę. Niezwykła mgiełka niemal przesłoniła słońce,
a pierścień maga zamienił barwę na czerwononiebieską.
Patrzcie na niebo! krzyknął Ibycus. Popędzcie konie, szybko!
Mgiełka zgęstniała. Z szarych kłębów wyleciały jakieś kule, a piasek, w którym tkwiły
słupy, zaczął płynąć jak woda. Niebezpieczeństwo groziło podróżnym nie tylko z góry, ale i z
dołu. Kiogowie, Hardin i Firdun usiłowali zmusić konie do szybszego biegu, a jednocześnie
trzymać je z dala od falującej ziemi. Aylinn chwyciła łuk i przyciągnęła do siebie kołczan.
Z kłębiącego się piasku wyłoniła się okrągława bryła przypominąjąca łeb gigantycznego
robaka. Księżycowa Panna natychmiast strzeliła do nieznanego potwora, lecz choć strzała
trafiła w cel, odbiła się nie robiąc straszydłu nic złego. Po chwili z niebieskawego gruntu
wypełzło kilkanaście takich samych robaków, a z nieba spadły się obciążone czarnymi
kulami. Sieci zaczepiły się o pale i rozciągnęły otaczając wędrowców ze wszystkich stron.
Jeden z luzaków zarżał straszliwie i stanął dęba. Podobny do pająka stwór, który przyleciał
na sieci, wbił mu kły w kark, a znajdujące się w pobliżu robaki pełzły ze zdumiewającą
szybkością ku zaatakowani mu zwierzęciu. Kiogowie ponaglili resztę koni, ale Firdun
zawrócił do luzaka, który leżał na ziemi, wierzgając rozpaczliwie, i pchnął mieczem
napastnika. Z rany trysnęła zielonkawa jucha, która zmieszała się z krwią konia. Stwór
rozpłaszczył się jak przekłuty worek.
Odejdz, one są trujące! zawołał Ibycus.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]