download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Harry Turtledove Crosstime 04 The Disunited States of America (v1.0)
- Turtledove, Harry Crosstime Traffic 02 Curious Notions
- Harry Turtledove & L. Sprague De Camp Down In The Bottomlands
- Harris Thomas 1. Czerwony Smok
- Harris Robert Pompeja
- Harrison Harry Stalowy szczur 02 Zemsta Stalowego Szczura
- 007 Pemberton Gwen Tajfun zawny Wanda
- Frank Herbert Soul Catcher
- Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Ksi晜źniczka
- instalacja wmalias
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- klimatyzatory.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wypoczynkowego wszelka próba cieszenia się wyżej wymienionymi karana będzie śmiercią przez...
Azy napłynęły mu do oczu i uniemożliwiły dalszą lekturę. Czemu nie, jasne, że będzie cieszył się
słońcem i piaskiem, nie pogardzi też innymi takimi.
Następnego ranka, dokładnie o 3.24, nie stało się nic. Jak to w wojsku. Wraz z innymi
szczęściarzami Bili przez dwie godziny czekał w poduszkowcu, odgniatając sobie siedzenie na
stalowej ławce, aż wiedziony jakimś tajemniczym sygnałem pilot zapalił silniki, wielkie śmigła
drgnęły i maszyna ruszyła powoli przez plażę ku oceanowi.
Następnie wzbiła się na sto stóp w górę i runęła z łomotem do wody.
Katastrofa! Już po nas! krzyknął Bili, gdy wszystkie zęby mu zadzwoniły, a kręgosłup
dokonał próby punkcji mózgoczaszki.
Stul pysk, gnojku warknął siedzący obok sierżant. Wstrząs się powtórzył. Tylko cywilne
poduszkowce latają po prostej. To wojskowy model i on skacze. W ten sposób unika ognia
nieprzyjaciela.
I równocześnie rozgniata na papkę wszystkich w środku?
Właśnie, pomyjo. Widzę, że się uczysz.
Skoki trwały całą wieczność. W końcu jednak poduszkowiec znieruchomiał i zapanowała cisza
przerywana tylko jękami wykastrowanych połamańców.
Wysiadać! zagrzmiało w głośnikach. Ostatni dostanie tydzień służby w latrynie.
Akając i stękając, urlopowicze popełzli i pokuśtykali do drzwi, przy których rychło uformował
się zator i doszło do walki na pięści. Kolejno wypadali z luku na piaszczysty brzeg.
Ten piasek jest czarny wymamrotał Bili.
A jaki ma być? warknął sierżant z sadystycznym błyskiem w oku. To wulkaniczna wyspa, a
lawa jest czarna. Zbiórka!
Jakby dla podkreślenia wagi jego słów grunt zadrżał niczym pies, po którym skacze całe stado
pcheł. Z przerażeniem ujrzeli, jak szczyt pobliskiej góry rozkwita chmurą dymu. W powietrzu
zagwizdały kamienie.
Mamy wypoczywać na aktywnym wulkanie? spytał Bili.
A gdzie indziej wojsko ma zaznać spokoju? odwarknął sierżant, nie bez pewnej racji.
Krzyknąć głośno po wyczytaniu nazwiska. Aardvaark...
Stali tak w palących promieniach tropikalnego słońca, oczywiście oprócz tych, którzy padli,
doznawszy udaru cieplnego, aż sierżant dotarł do kończącego listę Zzowskiego.
Następnie w niezbyt regularnym szyku pomaszerowali w kierunku dżungli.
Wspinaczka do baraków była długa i ciężka. Dodatkowym utrudnieniem byli kręcący się na
szlaku pijani oficerowie, którzy chichotali nieustannie, wymachiwali opróżnionymi butelkami i
zasypywali nowych urlopowiczów obelgami, nie tylko werbalnymi.
Po zmroku dotarli na szczyt. Droga rozdwajała się tutaj i było jeszcze dość jasno, by dostrzec
wskazujÄ…cÄ… na prawo strzaÅ‚kÄ™ z napisem: TYLKO DLA OFICERÓW. Pobliskie fumarole wypluwaÅ‚y
nieustannie kłęby dwutlenku siarki i innych trujących chemikaliów, a wiatr zwiewał te chmury na
lewo. KaszlÄ…c i chrypiÄ…c, urlopowicze znalezli po omacku swoje kwatery i opadli na twarde jak
pumeks prycze.
Ale tu fajnie! powiedział Bili przez łzy i natychmiast musiał się osłonić przed lecącymi na
niego butami.
Nawet tak zahartowani wojacy mieli kłopoty z zaśnięciem pośród nieustannych wstrząsów
sejsmicznych i smogu wulkanicznego, jednak nie takie przeszkody już pokonywali. Ci, którzy nie
nabyli umiejętności zapadania w sen w takich albo i gorszych warunkach, dawno już pomarli ze
zmęczenia. Po chwili w noc popłynęło melodyjne charczenie poparzonych kwasami, uśpionych
urlopowiczów. Po następnych kilku minutach do baraku wpadł sierżant. Zapalił światła i rozdarł się
na całe gardło:
Wstawać! Czingerowie atakują!
Wszyscy jęknęli i sięgnęli po buty, szykując się niemrawo, aż sierżant dodał:
Atakują kwatery oficerów!
Jęki ustąpiły radosnej owacji i oddział wrócił na prycze. Widząc to, sierżant wystrzelił kilka
razy w sufit.
Podzielam wasze odczucia warknął ale w drugiej kolejności mogą się zabrać i do nas. Do
broni.
Argumentacja podziałała i instynkt przetrwania zwyciężył. W trosce o swoje cztery litery
żołnierze skierowali się do szafek z bronią.
Ubrany jedynie w pomarańczowe kalesony i buty Bili złapał strzelbę jonową, sprawdził, czy
jest naładowana, i dołączył do reszty, która znalazła tymczasem stosowny punkt widokowy. Było co
podziwiać. Zza oparów dobiegały krzyki i odgłosy eksplozji.
Słyszycie? Tym razem musi ich być pewnie z tuzin!
A ja o mały figiel poszedłbym na oficera!
Bili dawno tak się nie ubawił. Uśmiechnięty ruszył nawet przez trawę, by przyjrzeć się
dokładniej miłemu sercu widowisku.
Psst, Bili, tutaj rozległo się nagle zza krzaków. Kto tam? spytał Bili podejrzliwie.
Nikogo tu nie znam.
Ależ znasz mnie, byliśmy kumplami na pancerniku Fornigueteur, wielkiej damie naszej floty.
I co z tego?
A to, że mam tu butlę Plutońskich Szczyn Pantery i nie chcę dzielić się nią ze wszystkimi.
Stary! Tak, pamiętam, kopę lat!
Bili obszedł krzak. W mdłym świetle księżyca ujrzał, że stoi tam prawdziwy Czinger.
Do broni! wrzasnÄ…Å‚ Bili, unoszÄ…c strzelbÄ™.
Drobna, ale silna dłoń wyrwała mu oręż. Czinger podskoczył na tyle wysoko, by przyłożyć
Billowi w szczękę, lekko ogłuszyć i powalić na ziemię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]