download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Rice_Anne_ _Nowe_Kroniki_Wampirze_2_ _Wampir_Vittorio
- Edgar Allan Poe Collected Works of Poe Volume 2 The Raven Edition
- Rice_Patricia_ _Klejnot
- Anne Rice Belinda
- Burroughs, Edgar Rice Mucker 2 Return of the Mucker
- Burroughs Edgar Rice 3.Prawo dżungli
- Burroughs Edgar Rice 7.Ludzie z pieczar
- Clarke Arthur 2001 Odyseja Kosmiczna
- Douglas_Adams_ _Dlugi_mroczny_podwieczorek_dusz
- Jack Vance Dying Earth 03 Cugel's Saga
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z nią stało w ciągu tego krótkiego czasu, który upłynął od chwili, gdy ją widziałem,
stojÄ…cÄ… obok mnie?
Rozdział XII
Porwana!
Przeszukałem starannie to miejsce. W końcu znalazłem włócznie Dian, leżącą
kilka jardów od krzaka, który służył nam za kryjówkę przed szarżującym magiem. Jej
włócznie i ślady walki pogniecioną roślinność i nakładające się na siebie odciski stop
kobiety i mężczyzny. Skonsternowany i przerażony poszedłem tymi śladami sto jardów
dalej, aż do miejsca, w którym nagle się urywały. Dalej zamiast nich zobaczyłem wielkie
ślady łap lidt.
Przebieg wydarzeÅ„ staÅ‚ siÄ™ aż nadto oczywisty. JakiÅ› àurianin Å›ledziÅ‚ nas, albo też
natknął się na Dian przypadkowo i nabrał do niej upodobania. Porwał ją, podczas gdy
Juag i ja byliśmy zajęci zmaganiami z thagiem. Pobiegłem szybko z powrotem do Juaga,
który oprawiał naszą zdobycz. Zbliżywszy się, zobaczyłem, że również tutaj dzieje się coś
niedobrego, gdyż wyspiarz stał tuż obok ciała thaga ze wzniesioną do rzutu włócznią.
Wkrótce zrozumiałem, dlaczego przybrał tak wojowniczą postawę. Kilka jardów
dalej stały dwa ogromne hienodony, samiec i samica, przypatrując mu się uważnie. Ich
zachowanie było nieco zastanawiające, gdyż wydawało się, że wcale nie maja zamiaru
go atakować. Patrzyły na niego jakby pytająco.
Juag usłyszał, że nadchodzę i odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem. Ci ludzie
uwielbiają mocne wrażenia. Z jego twarzy wyczytałem, że jest niezwykle zadowolony,
przewidując nieuniknioną, jak się wydawało, walkę. Jednak tym razem nie dane mu było
zrobić użytku ze swej włóczni. Powstrzymał go mój ostrzegawczy okrzyk, dojrzałem
bowiem resztki liny zwisajÄ…ce z szyi samca.
Juag znów się ku mnie odwrócił, tym razem z zaskoczeniem. Chwilę pózniej zmieniło
się ono w osłupienie, gdyż minąłem go i spokojnym krokiem poszedłem wprost ku
jalokom. Samica zjeżyła się i odsłoniła kły. Samiec natomiast skoczył mi na spotkanie,
nie w groznym ataku, lecz z wyrazem takiej radości, jaką tylko zwierze może okazać.
88
To był Radża jalok, któremu uratowałem życie i którego potem obłaskawiłem. Nie
mogłem mieć wątpliwości, że był zadowolony ze spotkania ze mną. Teraz myślę, że jedyną
przyczyną jego ucieczki była chęć odszukania swej towarzyszki i przyprowadzenia jej
do mnie.
Jang nie mógł otrząsnąć się z osłupienia, widząc jak bawię się z tą krwiożerczą bestią.
Jednak nie wolno mi było poświęcać czasu Radży, gdy moje serce wypełniały smutek
i niepokój z powodu zniknięcia Dian. Byłem rad, że spotkałem jaloka właśnie teraz.
Zaprowadziwszy go do Juaga, dałem mu do zrozumienia, że ten człowiek również jest
jego przyjacielem. Z samicą było nieco trudniej, jednak pomógł nam Radża, warcząc na
nią wściekle ilekroć odsłaniała kły.
Powiedziałem Juagowi o zniknięciu Dian i moich podejrzeniach na temat możliwego
wyjaśnienia tego wypadku. Chciał natychmiast ruszać na poszukiwania, ale ja
stwierdziłem, że teraz, gdy jest przy mnie Radża, równie dobrze mogę iść sam, a w tym
czasie on może się zająć zdjęciem skóry z thaga, pokrojeniem mięsa, wyjęciem pęcherza
i zaniesieniem tego wszystkiego do naszej łódki. Tak też się umówiliśmy Juag zrobi
to wszystko, a potem zaczeka na mnie przy naszym czółnie przez jakiś rozsądny czas.
Wskazałem na wielkie jezioro na powierzchni wiszącego świata i powiedziałem, że
jeżeli zobaczy je cztery razy, a ja do tej pory nie wrócę, ma jak najprędzej udać się do Sari
i sprowadzić Ghaka razem z armią. Potem, zawoławszy Radżę, wyruszyłem w pościg za
Dian i jej porywaczem. Kilka kroków za nami podążyła dzika towarzyszka mego jaloka.
Najpierw zaprowadziłem go na miejsce walki. Wskazałem punkt, w którym jej ślady
były najbardziej widoczne i gdzie zapach musiał być najsilniejszy.
Potem chwyciłem resztki smyczy, zwisające z jego szyi i wskazałem mu drogę wzdłuż
oddalającego się tropu. Wydawało się, że zrozumiał. Opuścił nos ku ziemi i pobiegł
naprzód. Kierował się, ciągnąc mnie za sobą, prosto w stronę. Równin Lidi, po pewnym
czasie zwracajÄ…c swe kroki wyraznie ku wiosce àurian. MogÅ‚em siÄ™ tego domyÅ›lić!
Samica biegła za nami. Jednak wkrótce zaczęła się coraz bardziej zbliżać, aż w końcu
znalazła się tuż obok mnie i Radży. Nie upłynęło wiele czasu, a wydawała się czuć
w moim towarzystwie równie swobodnie jak jej pan i władca.
Biegliśmy chyba dość szybko i to przez długi czas, gdyż powtórnie weszliśmy
w obszar cienia i wkrótce potem zauważyłem przed nami wielkiego lidi, spokojnie
przemierzającego równinę.. Na jego grzbiecie dostrzegłem dwie ludzkie postacie.
Gdybym miał pewność, że jaloki nie skrzywdzą Dian, poszczułbym je na lidi i jego pana,
ale oczywiście takiego ryzyka nie mogłem podjąć, gdyż stawka była zbyt poważna.
Jednak bieg wydarzeń wymknął się spod mojej kontroli w chwili, gdy Radzą
podniósł łeb i zauważył cel naszego pościgu. Skoczył naprzód z taką siłą, że runąłem na
twarz. Smycz wyskoczyła mi z dłoni i Radża pognał jak wiatr za lidi i jego jezdzcami.
Tuż przy nim biegła samica, odrobinę tylko mniejsza, ale niewątpliwie równie dzika
i krwiożercza.
89
Hienodony poruszały się w zupełnej ciszy, bez jednego szczeknięcia, aż lidi sam je
zauważył i niezgrabnym, ciężkim, lecz bardzo szybkim galopem ruszył do ucieczki.
Wtedy jaloki zaczęły ujadać, na początku nisko i jakby żałośnie, potem coraz wyżej,
dziko i przerażająco, by zakończyć serią krótkich, ostrych szczęknięć. Zacząłem się
obawiać, że może to być zew myśliwski ich sfory. Jeżeli okazałoby się to prawdą,
zarówno porywacz, jak i Dian mieli bardzo niewielkie szansę na przeżycie. I ja również.
Tak więc zdwoiłem wysiłki, chcąc nadążyć za jalokami, ale równie dobrze mógłbym się
starać przegonić lecącego ptaka. Jak już wielokrotnie powtarzałem, nie ma we mnie nic
z szybkobiegacza. Okazało się jednak, że w tym momencie wyszło mi to tylko na dobre
gdybym miał nieco bardziej rącze stopy, mógłbym stracić Dian już na zawsze.
Lidi, z psami biegnącymi z obu jego boków, już niemal zniknął w spowijających
całą okolice, ciemnościach, gdy zauważyłem, że wyraznie skręca w prawo. Jak się
zorientowałem, było to spowodowane nieustannymi atakami Radży, wyskakującego
wysoko w powietrze u jego lewego boku. Mężczyzna na grzbiecie lidi starał się trafić
hienodona swą długą lancą, jednak Radża niespecjalnie się tym przejmował, ciągłą
skaczÄ…c i gryzÄ…c.
W rezultacie lidi skręcał w prawo, a im dłużej się temu przyglądałem, tym bardziej
bytem przekonany, że Radża i jego towarzyszka mają wyraznie określony cel i działają
wspólnie, gdyż samica po prostu spokojnie biegła po prawej stronie lidi, poszczekując
tylko od czasu do czasu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]