download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Doyle Brunson S. Super System
- Dć™bski Eugeniusz Yeates 3 Flash Back
- Buddha's Tales for Young and Old Volume 2 Text Only
- Greg Keyes Chosen of the Changeling 2 Blackgod
- Boris Vian Piana zśÂ‚udześÂ„
- Henri Bordeaux La Maison
- Drea Becraft [Mystic Kind 01] The Thrice Princess
- Cathy McCarthy The Hollow
- James Axler Deathlands 055 Shadow Fortress
- Herbert Frank Zielony mózg
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fotocafe.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddychać. Okrążam przystanek autobusowy i czekam na kolejny
autobus. Kiedy nadjeżdża, wsiadam, jakbym miała w plecaku
książki, a nie maleńkiego teriera. Zachowuję się tak, jak się
zachowujÄ™, Charlemagne nie szczeka i jest w porzÄ…dku. Siadam
daleko z tyłu. Ostrożnie kładę plecak na podłodze i trochę bardziej
go rozpinam. Suczka siedzi na dnie plecaka. Nie wydaje
najmniejszego dzwięku.
Trzymam ją przy stopach. Przesypia większą część jazdy, a
kiedy nie śpi, słodko na mnie patrzy. Ma śliczną mordkę i ogromne
oczy. Wymaga kąpieli. Cieszę się, że nie prosi, żeby ją wypuścić z
plecaka, że nie próbuje usiąść mi na kolanach albo się pobawić.
Ma taką mordkę, że chciałoby się skakać przez obręcz, żeby była
zadowolona, i nie chcę, żeby nas wykopali z autobusu. Mijamy
przecznicę za przecznicą, jedziemy długo. Właśnie zaczynam
myśleć, że wsiadłyśmy w zły autobus, że wszystko na nic, kiedy
przed nami widzÄ™ klinikÄ™ dla zwierzÄ…t.
Naciskam guzik przed przystankiem na żądanie i autobus
zaczyna hamować. Wstaję, ostrożnie podnoszę plecak i idę do
podwójnych drzwi z tyłu autobusu. Czekam, aż się otworzą, kiedy
Charlemagne zaczyna szczekać.
Patrzę na drzwi, niech już się otworzą! Nie otwierają się.
Wszyscy patrzÄ…. CzujÄ™ na sobie ich oczy, ale nie odwzajemniam
spojrzeń, żeby nie potwierdzić podejrzenia.
Widzę, że kierowca się odwraca, żeby znalezć zródło hałasu,
ale drzwi w końcu się otwierają, więc wypadam z autobusu. Kiedy
już jesteśmy na chodniku, wyciągam Charlemagne z plecaka.
Niektórzy pasażerowie patrzą na nas przez szyby. Kierowca wbija
we mnie wściekły wzrok. Ale autobus wreszcie rusza, pełznie
ulicami Los Angeles z szybkością ślimaka, a Charlemagne i ja
stoimy wolne jak ptaki zaledwie o przecznicÄ™ od kliniki dla
zwierzÄ…t.
Udało nam się! mówię do niej. Wszystkich nabrałyśmy!
Opiera mi mordkę o ramię, a potem sięga wyżej i liże po
policzku.
Stawiam ją, mocno trzymam smycz w dłoni, idziemy do
budynku i wchodzimy do holu.
Psy są wszędzie. Zapach jak w psiej budzie. Dlaczego koty i
psy mają taki sam piżmowy zapach? Pojedynczo nie jest z nimi tak
zle, ale jak tylko zbiorą się w grupę, to robi się& drażniące.
Cześć mówię do recepcjonistki.
Czym mogę służyć? pyta ona.
Wczoraj wieczorem znalazłam na ulicy psa, chcę się
dowiedzieć, czy jest znakowana chipem.
Okej odpowiada. Chwilowo jesteśmy trochę zajęci, ale
proszę się tutaj wpisać i sprawdzę, czy uda nam się to szybko
zrobić. Podaje mi podkładkę do pisania. Pod imię psa wpisuję
Charlemagne, a pod nazwisko właściciela moje nazwisko,
chociaż jej imię to na pewno nie Charlemagne, a ja nie jestem jej
prawdziwą właścicielką.
Proszę pani?! woła do mnie recepcjonistka.
Tak?
Do szóstej nikt nie będzie mógł pani pomóc mówi.
Do szóstej?
Tak mówi. Przykro mi. Mieliśmy kilka
niespodziewanych zabiegów. Nadrabiamy opóznienia przez całe
popołudnie. Może pani zabrać psa do domu i wrócić.
Myślę o wkładaniu Charlemagne z powrotem do plecaka, o
wsiadaniu do autobusu, a potem o powtarzaniu tego wszystkiego
jeszcze raz wieczorem. Nie mam wątpliwości, że Charlemagne i ja
będziemy zaciekle walczyć, ale w końcu kierowcy autobusów z
Los Angeles znajdÄ… na nas haka.
Mogę ją tu zostawić? I spotkać się z lekarzem tutaj, o
szóstej? Smutno mi się robi, że zostanie beze mnie. Ale tak
chyba trzeba, prawda? Próbuję się dowiedzieć, do kogo należy
Charlemagne. Bo do mnie nie należy.
Recepcjonistka już kręci głową.
Przykro mi. Nie możemy na to pozwolić. Ludzie w pani
sytuacji często przychodzą i zostawiają psa, a potem nie wracają i
musimy umieszczać go w schronisku.
Okej mówię. Rozumiem.
Zniża głos:
Jeśli zostawi pani duży depozyt, nawet kartę kredytową, to
może uda mi się przekonać techników weterynaryjnych, żeby
zrobili miejsce w budzie. To znaczy, jeśli będziemy pewni, że pani
wróci.
Więc chce pani dostać zabezpieczenie? pytam
żartobliwym tonem.
Kiwa głową, bardzo uprzejmie, poważnie.
WyciÄ…gam portfel, wyjmujÄ™ kartÄ™ kredytowÄ…. Recepcjonistka
wstaje, wyciąga ręce, gotowa wziąć Charlemagne, ale mnie jest
znacznie trudniej rozstać się z nią niż z Mastercard.
Już dobrze mówi recepcjonistka do Charlemagne.
Zajmiemy się tobą przez kilka godzin, kiedy mamusia będzie na
zakupach.
Och mówię. Przepraszam. Nie jestem jej& mamusią.
Prawie chce mi się śmiać na myśl, że jestem czyjąś mamusią.
Och, wiem mówi recepcjonistka. Ale na razie jest pani
jej właścicielką, więc&
A jednak mówię nie chcę jej mącić w łebku.
Potem zabieram portfel i wychodzę głównymi drzwiami, nie
patrząc nikomu w oczy, bo to najgłupsza rzecz, jaką w życiu
powiedziałam. Problem w tym, że nie o psa chodzi. Nie chcę
mącić w głowie sobie.
Wychodzę i łapię za telefon. Szukam dilera samochodów w
tej okolicy. Nie ma sensu tracić czasu. Zaledwie cztery kilometry
stąd, przy tej ulicy są trzy salony. Zaczynam iść.
Dzisiaj wykreślę z mojej listy jeszcze jedną rzecz.
Wkrótce mogę stać się zdolną do życia istotą ludzką.
Zadzwoniłam do Gabby zaraz po wyjściu mojej rodziny.
Powiedziałam jej, że tato chce, żebym przeniosła się do Londynu.
Zapytała, co o tym sądzę, a ja jej powiedziałam, że nie mam
pewności.
Chociaż tak długo mieszkałam z dala od Gabby, jakoś nie
mogę sobie wyobrazić, że znowu znajdę się tak daleko od niej.
Mnóstwo rzeczy dzieje się teraz wokół ciebie
powiedziała Gabby. Po prostu spróbuj się przespać, a wszystkie
za i przeciw omówimy, jak będziesz gotowa.
Odkładam telefon i robię dokładnie to, co powiedziała.
Zasypiam.
BudzÄ™ siÄ™ trochÄ™ rozkojarzona i patrzÄ™ na zegar: druga w
nocy.
Obudziłaś się mówi Henry, wchodząc do mojej sali.
Wcześniej spałaś.
Chrapałam bardziej czy mniej niż Gabby poprzedniej
nocy?
Och, gorzej. Zdecydowanie gorzej.
ZmiejÄ™ siÄ™.
Cóż, kochani, nie moglibyście z tym coś zrobić? Jakaś
operacja chirurgiczna?
Nie martwiłbym się tym za bardzo mówi, podchodząc do
mnie. Masz już dosyć przejść, nie sądzisz? Coś zaznacza na
mojej karcie.
Jak moje zdrowie? pytam.
Wsuwa kartę z powrotem i klika długopisem.
Dobrze. Myślę, że jutro posadzą cię na wózek i zaczniesz
się ruszać.
Zwietnie! mówię. Naprawdę? Jak szybko w życiu
przechodzi siÄ™ od stanu, kiedy chodzenie jest czymÅ› oczywistym,
do stanu, gdy nagle cię zdumiewa, że pozwalają ci usiąść na
wózku inwalidzkim.
Tak. EkscytujÄ…ce, prawda?
Możesz być absolutnie pewny, że tak.
Ktoś ci przyniósł ciasto mówi Henry.
Do twarzy mu w ciemnoniebieskim stroju pielęgniarza. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]