download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Gordon Dickson Dragon 06 The Dragon and The Djinn
- Laurie King Mary Russel 06 Justice Hall (v1.0) [lit]
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (06) Dziedzictwo zła
- James Alan Gardner [League Of Peoples 06] Trapped
- Lorie O'Clare Lunewulf 06 Full Moon Rising
- 06.Sanderson_Gil_PrzebudzenieZatoka goracych serc
- William Shatner Tek War 06 TekPower
- Joel Rosenberg 06 The Road to Ehvenor
- Chmielewska Joanna 06 Romans wszechczasĂłw
- Brenden Laila Hannah 06 Jad
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczynkę po policzku i wyszedł.
Uznał, że powinien uciekać. To niemożliwe, by namiestnik uwierzył, że Elise mogła mieć coś
wspólnego ze zniknięciem męża. Gdy już zrezygnuje z prób wydobycia z niej przyznania się do winy,
jego oczy natychmiast zwrócą się na Daniela.
Prędko jednak odrzucił pomysł ucieczki. I tak nie zdołałby zajść daleko, ludzie kasztelana wkrótce by
go doścignęli, a wtedy nikt już by nie wierzył w jego niewinność. Zresztą nawet gdyby zdołał się
wymknąć, to ojciec i Gudmund ciężko by za to zapłacili.
Był zmuszony zaakceptować to, co przyniesie mu los. Nigdy wszak nie miał w ręku żadnego klucza
do lochów ani do kajdanów. Nagle ze wzburzenia stanął jak wryty. Czy to możliwe, że Tord
wspomagany przez syna kasztelana wypuścił Tonnisa tylko po to, by dać powód pojmania Daniela,
ukradkiem podrzucajÄ…c mu klucze?
Pokręcił głową i westchnął. Cóż za podstępny plan! Tonnisa wszak pochwycą prędzej czy pózniej, a
przez taki obrót sprawy nieprzyjaciele pozbędą się ich obydwu.
Ale dlaczego zabrali Elise?
Twarz mu pociemniała. Skoro już byli tacy pomysłowi, to zapewne z podobną przebiegłością potrafią
zatrzeć ślady popełnionych bezeceństw. Postronny
obserwator zapewne nie dostrzegłby nic nienaturalnego w fakcie, że władze chcą przede wszystkim
przesłuchać żonę zbiegłego więznia.
Przestraszony tą straszną możliwością pospiesznie wrócił do zamku.
Po drodze nikogo nie spotkał. Gdy zbiegał po schodach do swego mieszkania, nastawiał się już na to,
że zastanie w nim kasztelana, przeszukującego jego rzeczy. W wyobrazni widział go, jak wyciąga z je-
go kufra klucz do piwnicy.
Ale izdebka okazała się pusta, nigdzie nie było nikogo widać. A przejrzawszy bardzo starannie
wszystkie swoje rzeczy, Daniel nie znalazł też żadnego klucza.
Mimo wszystko jednak zdawał sobie sprawę, że pojawienie się kasztelana jest wyłącznie kwestią
czasu, o ile tylko Elise pod wpływem tortur nie przyzna się do czegoś, czego nie zrobiła. To absolutnie
nieprawdopodobne, żeby ona, kobieta, ośmieliła się ukradkiem zdobyć klucz, zakraść się nocą do
lochu i wypuścić Tonnisa w taki sposób, że nie zauważyli tego wartownicy.
Przygnębiony Daniel podszedł do okna i zapatrzył się na fiord, szukając w myślach jakiegoś wyjścia z
sytuacji. Gdyby zaczęto go podejrzewać, nie miał żadnych świadków na to, że całą noc spędził we
własnym pokoju.
Dzień dłużył się nieznośnie. Daniel starał się wykonywać swoją pracę i zmusić myśli do zajęcia się
czym innym, lecz to okazało się niemożliwe. Niepokój o losy Elise i Tonnisa utkwił w nim na dobre, a
do tego dołączył jeszcze lęk przed tym, co może spotkać również jego samego. Miał wrażenie, jakby
walczył
z niewidzialnymi wrogami, którzy mogli atakować, nie natykając się na żaden opór, gdyż on nie miał
się czym bronić.
Gdyby Tonnisowi naprawdę udało się uciec, to co by zrobił, dowiedziawszy się, że zabrano Elise?
Jeśli dobrze go znał, to mógł z całą pewnością stwierdzić, że Tonnis zgłosiłby się dobrowolnie i stawił
czoło losowi jak mężczyzna. Pytanie tylko, czy dowie się o wszystkim, nim nie będzie za pózno...
Jak na razie wciąż jeszcze nikt nie zabronił Danielowi opuszczać zamku, miał więc szansę przestrzec
przyjaciela. Ale gdzie go szukać?
Czy Tonnis odgadł, że ktoś celowo podrzucił mu pieniądze do kieszeni? I nawet jeśli tak, czy
podejrzewał Torda?
Tak czy owak, nie ośmieliłby się pozostawać w ukryciu na terenie zamku. Ciekawe tylko, w jaki
sposób zdołał się wydostać? Kolejną przeszkodą były bramy miasta, musiał czekać przynajmniej do
rana, gdy je otwierano. I gdzie skierowałby się pózniej? Tu, w Christianii, Tonnis nie miał żadnych
krewnych, a z całą pewnością nie narażałby na niebezpieczeństwo matki Elise, szukając schronienia u
niej. Ojciec Elise nie żył, a matka była słaba i chorowita.
Nagle Daniel jakby siÄ™ ocknÄ…Å‚. Stary Tobias...?
Wiedział, że Tonnis kilkakrotnie, odkąd przybył do miasta, odwiedzał Tobiasa Gudmundssona.
Współczucie dla starego czÅ‚owieka rodem z Sandsv£er bardzo pasowaÅ‚o do Tonnisa. Daniel byl
zaledwie małym chłopcem wówczas, gdy Tobias uciekł z rodzinnej wioski, lecz jego historię pomimo
upływu lat wciąż sobie opowiadano. I ciągle robiła na ludziach duże wrażenie. Tobias miał po ojcu
odziedziczyć gospodar-
kę w Sandsvaer, lecz zakochał się w córce gospodarza z sąsiedniej zagrody, którą przyrzeczono już za
żonę bogatemu wieśniakowi z Modum. Dziewczyna zaszła w ciążę i w rozpaczy rzuciła się z
dzwonnicy. Bóg ukarał ją jednak za ten grzech, jakim była chęć odebrania życia sobie i nie
narodzonemu dziecku. Dziewczyna przeżyła, lecz po upadku pozostała kaleką do końca swoich dni.
Zwariowała. Wieśniacy sprzyjający jej narzeczonemu postanowili wziąć prawo w swoje ręce i Tobias,
obawiając się o życie, musiał uciekać ze wsi. Trafił na obrzeża stolicy i wciąż tu przebywał, choć od
czasu tamtych wydarzeń dorosło już nowe pokolenie. Daniel wiedział jedynie, że staruszek mieszka w
maleÅ„kiej chacie nieco dalej na północ od Vaterland, Grönland i Fjerdingen, tuż przy pierwszej go-
spodzie, jaką napotykali chłopi z wyżyn, gdy wybierali się do miasta, żeby sprzedać łój, masło i skóry.
Był to dość niepewny trop, lecz innego nie miał. Gdy tylko podjął decyzję, podszedł do okna i wyjrzał
na dziedziniec. Musiał działać szybko, zanim ktoś się pojawi. Na razie nie dostrzegł nikogo, kto
mógłby stanąć mu na drodze, czym prędzej więc wyszedł, wspiął się na górę po schodach i wydostał
siÄ™ z zamku tym samym sposobem co rano.
Zdołał obejść mury i przemknąć się przez bramę przy Wieży Mnicha, nie natykając się na nikogo.
Tam zaczekał, aż nadjedzie skrzypiący konny wóz, i dopiero ukrywszy się za nim przeszedł na
Przed-zamcze, bał się bowiem, że kasztelan przypadkiem może stać w którymś z wychodzących na
południe okien i go zobaczyć. Chociaż kasztelan nie podjął jeszcze drastycznego kroku, jakim byłoby
jego aresztowanie, to jednak Daniel był pewien, że uczyniłby
wszystko, co w jego mocy, byle tylko me pozwolić mu opuścić terenu zamku. Zapewne już wyznaczył
wiernych sobie sługusów, by mieli baczenie na każdy ruch rachmistrza.
Daniel prędko zakradł się do stajni, osiodłał konia i poprowadził go do wyjścia tak spokojnie, ,ak tylko
umiał, modląc się w duchu, by nie pojawił się żaden z ludzi kasztelana.
Na Przedzamczu jak zwykle panowało zamieszanie Oddział żołnierzy stał zbity w gromadkę,
słuchając rozkazów wydawanych przez oficera. Z warzelni wychodziły dwie kobiety, a z otwartych
drzwi piekarni snuł się zapach świeżego chleba. W pobliżu studni małe drzwi wieży były otwarte,
jeden ze stajennych czerpał wodę dla koni, a po wybrukowanym podwórzu jechał wóz wyładowany
kamieniem, który miał posłużyć do naprawy muru wokół Ogrodu
Dziewiczego. .
Daniel wyprowadził swego wierzchowca właśnie wtedy, gdy przejeżdżał wóz. Gdyby mimo wszystko
dostrzeżono go z któregoś okna lub otworu strzelniczego, i tak miałby sporą przewagę, zanim ten ktos
zdążyłby dosiąść konia.
Gdy tylko znalazł się za bramą przy Wieży Mnicha, czym prędzej wskoczył na wierzchowca i ruszył
naprzód. Nie miał odwagi nakłaniać koma do galopu, dopóki wciąż jeszcze mógł natknąć się na ludzi
służących na zamku i dobrze go znających. Dopiero pózniej popędził konia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]