download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Carroll_Jonathan_ _Białe_Jabłka_01_ _Białe_jabłka
- Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
- Laurie Faria Stolarz Blue is for Nightmares 01 Blue is for Nightmares
- Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
- Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls
- Anthony, Piers Titanen 01 Das Erbe der Titanen
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword
- Jo Clayton Skeen 01 Skeen's Leap (v1.2)
- Chloe Lang [Brothers of Wilde, Nevada 01] Going Wilde (pdf)
- Francis Lebaron Magic The Gathering Masquerade Cycle 01 Mercadian Masques
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lovejb.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciepłych ciał. A w takim razie mogły one czekać w deszczu i czaić się, by ich zaatakować.
- Nie mogę wykryć żadnego z tych stworów - szepnął do Tebulota i Sameny. -
Powinniśmy wyjść z tunelu i być gotowi na wszystko. Pamiętacie tych na balkonach? Mogą
do nas strzelać lub rzucić się w dół, by nas złapać. Musimy przebiec przez podwórze jak
jakieÅ› cholerne strusie; strzelajÄ…c do nich, ile siÄ™ da.
Tebulot podrzucił broń i marszcząc brwi przestawił ją na ogień ciągły i rozproszony.
%7ładna z dzwigni nie była opisana, lecz Tebulot intuicyjnie trafił, na co chciał. Broń miała
niezwykłe właściwości. Można było robić nią wszystko, co tylko był w stanie pomyśleć sobie
ten, który ją nosił. Jeśli chciał, by ładunek energii wystrzelony do przodu zawrócił o sto
osiemdziesiąt stopni i poraził cel za jego plecami, wystarczyło tylko wydać takie polecenie.
Samena, z uwagą ochraniająca tyły podczas biegu w tunelu, nasadziła na palec
wielogrotowy pocisk, który miał rozprysnąć się w połowie swego lotu, wysyłając w półkole
tuzin zmiatających po drodze wszystko zakrzywionych haczyków.
- Dobra - powiedział z napięciem w głosie Kasyx. - Biegiem!
Ledwo wypadli z tunelu na deszcz, od razu zostali przywitani chmurÄ… grubych,
czarnych strzał wystrzelonych z balkonów nad ich głowami. Przemykały w deszczu z taką
szybkością, że nie było ich widać, aż do chwili, gdy trafiały w cel; każda rozbrzmiewała
świstem jeżącym włos na głowie. Trzydzieści czy czterdzieści wystrzelonych naraz,
chichotało jak cała armia wypuszczonych z otchłani piekła demonów, wbijając się z potworną
siłą na trzy stopy w bruk.
Maszyna Tebulota nadawała się jednak zarówno do ataku, jak i do obrony. Uniósł ją
opadając na jedno kolano i wystrzelił energię, która rozeszła się w mgiełkę i przechwyciła
wszystkie niemal strzały z następnej salwy tak, że opadały na bruk powoli i niegroznie.
Samena po raz pierwszy mogła popisać się swą szybkością i zwinnością. Przemykając się i
przeskakując pomiędzy padającymi strzałami, dotarła aż na środek podwórca, gdzie uniosła
ramiona i wysłała ku zwieszającym się balkonom zwielokrotniony strzał.
W górze rozległy się krzyki, cztery puste płaszcze sfrunęły wraz z deszczem i
przylgnęły do mokrego bruku. Tebulot poprawił chwyt i wystrzelił w każdy z nich krótki,
zabójczy strumień energii. Rozległo się skwierczenie palonych ciał i nie milknący wrzask.
Tylko jedno z mackowatych stworzeń zdołało umknąć, kuśtykając jak zdeformowana, okale-
czona ośmiornica ku cieniom w kącie dziedzińca.
Kasyx odbijał strzały, unosząc rękę na wysokość oczu. Wytwarzało to energetyczny
ekran. Strzały traciły w nim spójną strukturę atomową i znikały z trzaskiem wyładowań.
Kosztowało go to jednak zbyt wiele energii, skorzystał więc z tego, że Samena wypuściła
następny rój grotów, i uciekł do tunelu, którym wyszli z budynku.
Już będąc w nim obrócił się i spojrzał do tyłu. Tebulot dosięgnął niemal schronienia,
przystając co chwilę i wysyłając straszliwe salwy oślepiającej energii w szeregi uczepionych
balkonów postaci. Samena biegła dalej, była jednak tak lekka i zwinna, że Kasyxowi nie
przyszło do głowy, by mogła mieć jakieś kłopoty z ucieczką.
Podwórzec rozbłysnął, zamigotał i zaskrzypiał. Krople deszczu schwytane zostały
przez błyskawice, zanim dosięgły ziemi, zupełnie jakby każda dostała swój promień. Tebulot
i Samena walczyli teraz jak w klatce ze srebrnych igieł. Zaśmierdziało palonym płótnem,
pojawił się znowu ten sam smród, jaki pozostał po trafionej przez Tebulota mackowatej
istocie, ta sama woń przypiekanego ślimaka.
Na dziedziniec spadły następne strzały. Kolejne płaszcze sfrunęły resztką mocy z
balkonów, zwijając się na bruku.
Tebulot sprawdzając skalę broni ujrzał, że żarzyła się resztką mocy. Wyczerpał już
prawie całą energię, którą dal mu Kasyx przed wniknięciem w sen. Wysłał ku balkonom
ostatni błysk, a potem z pochyloną głowa i uniesionymi dla osłony ramionami, pobiegł ku
Kasyxowi. Jedna ze strzał przemknęła tuż obok wbijając się w kamienie przy jego stopie. W
ostatniej chwili zdołał rzucić się jak bramkarz do tunelu. Wylądował z grzechotem padającej
obok broni.
- Koniec! - krzyknął bez tchu. Nie mam już mocy.
- Trzymaj się. Nic zostało mi jej wicie - powiedział Kasyx. A będę jeszcze
potrzebował trochę, by wydostać się z tego snu. Nic chcę jej teraz zużywać.
Obaj z lękiem obserwowali Samenę. wymykającą się strzałom w biegu przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]